wtorek, 30 lipca 2013

11. Pomagam, pomagasz, pomaga, pomagamy, pomagacie, pomagają :)


Nawiązując do końcówki poprzedniego tekstu… Wyobraziłam sobie, że za rok, czy tam dwa, w Final Four europejskich pucharów futbolu amerykańskiego, powiedzmy w Amsterdamie, startują Chrząszcze Szczebrzeszyn… :) I wygrywają, zmuszając komentatorów zagranicznych do ćwiczeń z dykcji… :)

Korzystając z przerwy w grze (swoją drogą – zapadłam na tę Husarię w najgorszym z możliwych momentów – ta przerwa między sezonami mnie wykończy), powrócę do rozkminiania zasad. Tych bardziej zaawansowanych od „łap piłkę, schowaj i zwiewaj”. Wypadałoby rozszerzać wiedzę póki jest czas, bo potem będą wyłącznie relacje… Czytałam sobie rules na różnych stronach, ale tam piszą dla takich, co już wiedzą, o co chodzi. Jeśli w tekście mam więcej niż jedno nowe słowo, to za chiny nie zrozumiem, o czym mówią… „XYZ robi się ustawiając  ZXY na pozycji YZX” Super jasne. Jedyne, co stamtąd zrozumiałam, to te wszystkie ochraniacze, a i to dlatego, że obrazki były. Wyraźnie widzę, że sama sobie nie poradzę, moje Źródło Informacji ciężko pracuje do późnych godzin nocnych i obecnie tylko ćwiczymy łapanie jaja w weekendy, muszę zatem znaleźć kogoś innego. Już spadłam na głowę jednemu z ulubionych Husarzy (bardzo Cię przepraszam, że nie umawiałam się osobiście, ale nie mam do Ciebie innego kontaktu, mam nadzieję, że nie jesteś bardzo zły :) ) i zmarnuję mu pół soboty, żeby rozszerzyć wiedzę. Postaram się nie eksploatować ciągle jednej osoby, bo będzie pluć jadem na mój widok, więc potem umizgnę się do następnych. Gdyby ktoś chciał na ochotnika pouczyć mnie czasem, to bardzo się będę cieszyła.

Planuję przy okazji wyciągnąć nieco wspomnień, bo przecież jestem tyle meczów do tyłu… No w każdym razie – każdy męczennik mile widziany. :) Zgłoszenia proszę wysyłać przez facebooka, ewentualnie mysleiczytam@gmail.com. Tylko nie róbcie dowcipów kolegom, zsyłając im mnie na karki, bo podpadniecie obu stronom. Będą bęcki na treningu i paszkwil na blogu. :) Ochotnik, przypominam, zgłasza się sam, a nie jest wypychany przez miłych kumpli.

Pomaganie jest fajne i daje wiele korzyści nie tylko temu, komu się pomaga, ale także temu, kto pomaga. Husaria zdobyła mistrzostwo pierwszej ligi, pomogła nam tym samym zadzierać nosa jeszcze wyżej, niż mieliśmy, a do tego cały sezon poprawiała nam humor (czy tam Wam, bo mnie jeszcze nie było), pokonując kolejne szczeble do tego mistrzostwa. I uważam, że my, kibice, też musimy pomóc Husarii. Nie tylko jadąc na mecz i drąc dzioba. Poza wrzaskunami nasi ulubieńcy potrzebują pieniędzy. Tak, wiem, gdyby któryś kibic się nagle wzbogacił, podzieliłby się z zespołem. Wzbogacenie przyjdzie, albo nie, a trenować i grać trzeba już. Nie mamy takiej forsy, żeby się zrzucić na nich, ale mamy co innego. Mamy znajomych… Jak widać we wszystkich dyscyplinach, forsę z budżetu i od sponsorów  dostają nie ci, którzy wygrywają. Dostają ci, którzy najwięcej luda przyciągają na swoje imprezy. Pogoń nie zgarnęła trzech baniek za sukcesy, bo ich głównym sukcesem jest to, że mają siłę biegać te 90 minut po boisku. Zgarnęła je dlatego, że ściąga pięć tysięcy kibiców na trybuny. Różnej jakości, ale pięć tysięcy. Jeśli uda nam się nagonić tysiąc osób na każdy mecz, zainteresowanie Husarią wzrośnie. Wzrośnie też zainteresowanie samym futbolem amerykańskim. Chciałabym ( a mam nadzieję, że większość z Was także), żeby w telewizornii można było oglądać transmisje meczów chociaż TopLigi. A telewizornia przychodzi do mas. Pod wpływem niniejszych wypocin, z moich znajomych zainteresowanie przyjściem na mecz wykazało siedemnaście osób (matko, jak się zaraza szerzy :) ), z czego jedenaście w Szczecinie. Gdyby podobnym sukcesem wykazał się każdy, kto był w Białymstoku (zawodników nie liczę, oni pewnie już wszystkich, których mogli przyciągnęli), to pojawiłoby się prawie czterysta nowych twarzy… Plus te sześćset, które już przychodzi i mamy tysiaka.

Trzeba jednak pamiętać, że coś trzeba tym nowym zaproponować, poza samym meczem. Strzałem w dziesiątkę na pewno są konkursy w przerwie, bo nic tak Polaka nie przyciąga, jak możliwość zdobycia czegoś za darmo… Dodatkowo gość, który wygra szaliczek, będzie się cieszył (więc przyjdzie na następny mecz, bo było super), będzie się nim chwalił i wirus FA będzie się szerzył dalej. Na pewno potrzebne jest zaplecze socjalne (to wiedziałam ZANIM pojechaliśmy do Białegostoku) i nie chodzi tylko o toalety. Mecz trochę trwa, ludzie robią się głodni. Na meczu z Kings Kraków można było przekąsić co nieco i jak widziałam, szybciej kończyło się żarcie, niż chętni na nie. Plus dla organizatora – ludzie zamiast szwendać się po okolicy, zjedli na miejscu i oglądali spotkanie.

Reklamując futbol zachęcamy do przychodzenia całe rodziny, po pierwsze – bo grupą raźniej, po drugie – bo to więcej ludzi na trybunach. Rodzina zawiera zwykle bagaż genetyczny. Bagaż do lat dwunastu może być bardzo średnio zainteresowany grą, nawet jeśli na boisku jest ulubiony wujek. Wujka za rusztowaniem berbeć nie rozpoznaje, siła uczucia zatem słabnie. Bardzo dobrym pomysłem były namioty na potomstwo. Miauczące potomstwo to zwykle podstawowy powód opuszczenia imprezy przez starych. W namiotach młodzi się nie nudzą, smaruje im się dzioby w zwierzątka, czy motyle – to trochę trwa, potem się młody chwali malunkiem, to znów trwa (im większa rodzina na trybunach, tym dłużej) i spokojnie dosiedzi do końca meczu. Dać im jeszcze po balonie i kłopot z głowy. Tylko wyjście z namiotu powinno być w przeciwną stronę, niż płyta boiska, bo  mali ludzie mają skłonność do zwiewania w kierunku najmniej pożądanym. Przydatne mogłoby być uwiązanie, ale każdy, kto prowadził dwa psy na smyczy wie, że dwa sznurki= supeł nie do odplątania. Przy kilku linkach mogłyby się maluchy splątać w sieć, której by Spiderman pozazdrościł. Wprawdzie gwarantowałoby to unieruchomienie, ale też i wrzask na częstotliwościach szkodliwych dla zdrowia. Przedłużyć cierpliwość berbecia można za pomocą lodów i innych oblepiaczy. Na meczu z Falcons Tychy był pojazd z lodami, na meczu z Kings Kraków widziałam watę cukrową  - w tę stronę należy zmierzać, żeby przyciągnąć ludzi. Do tego stoisko z pierdziawkami i bańkami mydlanymi i młodych kibiców mamy z głowy. Oprawa meczu w stylu festynu rodzinnego zagwarantuje nam sporo oglądaczy, zwłaszcza że boisko przy Witkiewicza sąsiaduje z dwoma dużymi osiedlami.

Moje kubeczki, najładniejszy gdzieś wsiorbało, muszę 
zrobić śledztwo.
Inną formą promocji zespołu są gadżety. Jestem szturchnięta umysłowo na punkcie gadżetów, więc czuję się właściwie ekspertem w tej sprawie :) Gadżet ma dwa zadania. Pierwsze w kolejce, choć drugorzędne w znaczeniu jest przysparzanie forsy. Drugorzędne jest dlatego, że w naszej rzeczywistości na gadżetach zarabia się dość średnio, chyba, że się jest FC Barceloną. Na zarabianie przyjdzie czas za chwilę, teraz gadżet ma pełnić swoją drugą i zasadniczą funkcję, mianowicie reklamować sport i drużynę. Będąc na stadionie Arsenalu, dotarłam do ichniego sklepu z gadżetami i straciłam mowę na dwie godziny. Cokolwiek macie w domu, tam było z logo ulubionej drużyny. Od pampersów i śpioszków po pokrowce na motory, deski klozetowe, złote spinki do mankietów. Prezerwatywy, breloczki, szczoteczki do zębów –wszystko, co tylko przyjdzie do głowy. W cenie od kilku ichnich groszy po tysiące funtów. I tu jest klucz do sukcesu.                                                      Moje trofea w temacie smyczowym.


Nasza drużyna jest młoda, wielu fanów jeszcze nie ma, takich, których stać na drogie gadżety chyba ze dwóch się znajdzie. Dlatego trzeba zacząć od gadżetów za symboliczne pieniądze. Typu przypinka, smycz, breloczek, opaska odblaskowa, kubek (zwłaszcza kubek, bo zbieram :) )… Takie cosie będą szybko schodziły, bo rodzice dadzą młodzieży pięć złotych, żeby się odczepiła i młodzież może latać co chwilę do sklepiku i kupować różne bzdety. Potem te bzdety będzie nosił tatuś, siostra, mamusia, dziadek i kogo jeszcze obdarują. Husaria będzie dyndać przy kluczach, majtać się na szyjach, przylepiać do tornistrów… Jakże obciachowe jest noszenie znaczka odblaskowego, a jaką dumą może napawać noszenie opaski na rękę z logo ukochanej drużyny! A koleżanki i koledzy będą pytać – co to? I fama o zespole będzie się niosła, ludzie się będą interesować i przychodzić na mecze. Za ludźmi będą iść sponsorzy i góry pieniędzy… :)

Znaczek przygotowany przez kibiców.

Porządniejsze i droższe gadżety w chwili obecnej można robić na zamówienie. Na przykład ekskluzywna replika koszulki ulubionego gracza, albo parasolka z logo drużyny, termiczny kubek, limitowana seria bluz czy koszulek kibica… Robimy po przedpłacie, jeśli się zbierze odpowiednia ilość chętnych.

Poza noszeniem gadżetów można robić różne akcje… Ja wiem, że Husaria od dawna pomaga bez rozgłosu, oglądałam i czytałam na stronie, ale od czasu do czasu można zrobić coś z hukiem. Na przykład nabór do drużyny… Powiedzmy, że rusza we wrześniu, powiedzmy, że 15 września. Dwa tygodnie wcześniej, w niedzielę, w najbardziej uczęszczanym miejscu prawobrzeża zbiera się ekipa z piętnastu osób, kibice w koszulkach, jakie mieliśmy w Białymstoku, zawodnicy we własnych, wszyscy z ulotkami. Można mieć zestaw odzieży do przymierzenia i zrobienia sobie zdjęć (jak na przykład zrobiła na finale TopLigi drużyna Crusaders Warszawa - zdjęcie Mojej Bratanicy z facebookowej strony warszawskiej drużyny), można mieć dwie piłki i zachęcać młodzież i dorosłych do rzucania… Rozdajemy ulotki zapraszające na trening. Tydzień później robimy analogiczną akcję w najbardziej uczęszczanym miejscu lewobrzeża… I już fama o drużynie się rozchodzi, ludzie się dowiadują, że mamy taki sport…

W październiku jest Międzynarodowy Dzień Psa i Kota (czy jakoś tak), spikamy się z dwiema czy trzema fundacjami (służę kontaktem), fundacje załatwiają wjazd do Galaxy czy do Kaskady, a my w ekipach dwóch kibiców i zawodnik, albo odwrotnie, łazimy z puszkami i zbieramy na zwierzaki, przy okazji informując, kto my jesteśmy i zapraszając na mecze. Korzyści wiele – świetna zabawa dla zbieraczy, kasa dla zwierzaków, nowi ludzie zainteresowani tematem.                                                  
W czerwcu zaczyna się sezon na wypadki drogowe. Potrzebna krew. Robimy przy okazji meczu, albo pomiędzy, festyn, na który zapraszamy autobus ssący (odpowiednio wcześniej przynajmniej kilkunastu ludzi musimy mieć przygotowanych do krwawienia) i dalej do przodu.

Pomysłów są setki, trzeba je tylko odpowiednio dopracować. Przy niewielkich nakładach finansowych, średnich wysiłkach osobowych można sprawić, że Husaria będzie bardziej popularna, niż Pogoń. Przyzwyczajono nas, że zawodnicy są niczym gwiazdy na niebie – błyszczą (albo nie), ale nic więcej pożytku z nich nie mamy. Kiedy pokażemy, że Husaria jest z ludźmi i dla ludzi, będzie nas, kibiców, znacznie więcej. Z fajnymi ludźmi po prostu weselej spędza się czas…

Tylko musicie panowie obiecać, że Wam palma nie odbije, jak się zacznie kocioł z wielbicielkami :) Bo terapię Wam zapewnimy, ale nie jest przyjemna :D


Wrzucam dzisiaj, bo jutro idę oddawać krew, a potem łapię dzikie koty do sterylizacji, więc zwyczajnie nie będzie kiedy…

15 komentarzy:

  1. Miec to wszystko w 2K14 r. byloby pomagac druzyna jak najbardziej. Dalej to boju Husarii. 2K13 juz byl nasz, 2K14 bedzie jeszcze lepszy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Będziemy pomagać Trenerze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm, niestety nie pomogę w odławianiu okolicznych sierściuchów przez wzgląd na żałobę po ostatnim "parchu" i związaną z tym smutnym faktem labilność emocjonalną oraz przymusową, półroczną kwarantannę:( Morfologię też od zawsze mam słabą (a mogę się poszczycić szlachetną, błękitną grupą krwi "B";-) Prawdopodobnież zbyt mała zawartość krwi w alko dyskwalifikuje mnie, jako potencjalną dawczynię. Za to ponoć piekę niezłe ciastka. Od biedy mogę spreparować ze 2 blachy sernikobrownies z malinami i tyle. Trenuję aserywność, o!.

    OdpowiedzUsuń
  4. I to jest konkretna propozycja :) Na pewno wykorzystamy... :P Odezwij się do mnie, bo nie mam do Ciebie kontaktu, a przez Juniora nie śmiem... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. puściłam Ci kontrolną strzałkę;] nie zgub mnie znów bo się wtentegować mogę;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wyryłam na ścianie za telewizorem... Remont za rok, więc chyba do tego czasu nauczę się na pamięć :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie strasz kurna, maliny drogie heheh btw: gdzie tu się wrzuca avatary w profil?;] Jak już trolling to na calego hehe;-0
    Zaczyna mnie wnerwiać każdorazowe potwierdzanie, że nie jestem automatyczną spamerką..
    ups;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Musisz konto założyć :)
    Gdybyś o tych malinach wcześniej powiedziała, mogliśmy nazbierać wracając z Białegostoku... Dwa autokary luda, każdy po kubeczku... Słowacki by poległ :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Próba łącza... yyy buforuje mi się i buforuje. Wspominałam, że oprócz chronicznej niepamięci do imion jestem kompletną ignorantką komputerową?

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeszcze się dobrze nie zalogowałam a juz mnie "Złotymi Malinami" honorowo odznaczyłaś .

    Peesiczek: kiedy przyznają "Cameronki"?;]ktoś mnie mam nadzieję wytypował za całokształt, tak się starałam..:(

    OdpowiedzUsuń
  11. O/o i mam pulpit nawigacyjny, wow;-) jeszcze tylko czerwony guzik w kokpicie i jestem bogiem.
    Jutro to wykasuję, luz, znalazłam edit, jestem genialna;-)

    OdpowiedzUsuń
  12. bo pierdutnie..?;]
    ktoś wie, po ile dziś kurki na Manhattanie?

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie wiem, czy pierdutnie, ale niszczysz folklor bloga, kiedy usuwasz komentarze :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... siać zniszczenie mam na drugie;-)
      Kurki po 39.90 były, pff, regularna cena.

      Usuń