poniedziałek, 5 sierpnia 2013

1. Wyciągnięte z Husarza, czyli dalszy ciąg poradnika "FA dla opornych".


Miałam pisać o finale TopLigi (a konkretnie o jego drugiej połowie, bo tyle mi się nagrało), ale trochę nudziarski temat, więc przesunę go w czasie. W sobotę spotkałam się z jednym z ulubionych Husarzy, który dzielnie przez dwie godziny (z zegarkiem w ręku) próbował wtajemniczyć mnie w arkana gry. Razem ze mną edukację przeszła jego żona, której z tego miejsca serdecznie dziękuję, bo to ona zwabiła go na spotkanie (mam nadzieję, że problemów nie było z tego powodu J ).

Ponieważ obszar mojej niewiedzy jest masakrycznie wielki, rozmowa była nieco chaotyczna, bo próbowałam dowiedzieć się wszystkiego. Jedną z najważniejszych informacji, jakie uzyskałam, była kwestia nazwy. Dlaczego futbol jest futbolem, skoro jajo maca się głównie rękami? Moje Nowe Źródło Wiedzy poinformowało mnie, że nazwa wynika z faktu, że piłka do uprawiania sportu ma długość stopy. I proszę, jakie to proste!

Nie wiem, czy się domyślacie, czy nie, ale oczywiście pierwszym przesłuchiwanym musiał być gracz mojej ulubionej formacji, czyli defensywy. Widać jeszcze nie podpadłam, bo przede mną właściwie się nie bronił, odpowiadał chętnie i wyczerpująco, bez klasycznych „tak” i „nie”, używając zdań złożonych, posługując się słownictwem fachowym, które od razu tłumaczył na blond. Dowiedziałam się zatem, że tackle to zatrzymanie zawodnika ofensywnego, głównie metodą wywalenia go i przykrycia dowolną ilością własnych ludzi. Znalazłam wesołą definicję tackle – „całkowite zakończenie ruchu w przód zawodnika ataku niosącego piłkę” by Wikipedia. :D „Całkowite zakończenie ruchu w przód” … Większość po takiej akcji zakończyłaby swoje ruchy we wszystkich kierunkach. W statystykach zalicza się tackle podobnie jak blok w siatce – im więcej ludzi się uwaliło na gościa, tym mniej części tego wydarzenia wrzuca im się do statystyk. Czyli jeśli wywróciło go dwóch ludzi, to każdy ma po pół. Oglądałam sobie w necie maszynę do ćwiczenia „tackli” i powiem szczerze, że nie wyobrażam sobie, że można się na nią rzucić i niczego sobie nie połamać, nawet w tych całych rusztowaniach. Chyba, że ten ludek niczym z klocków Lego jest piankowy. Ale i tak te belki z tyłu nie zachęcają do ćwiczeń. Ja bym musiała zobaczyć, jak wstaje ktoś normalny, po ataku na ten sprzęt. Zawodnicy się nie liczą. Są chyba z jakiejś innej skóry i kości też mają  jakimś innym mięsem obleczone, bo po meczu schodzą o własnych siłach, czasem skacząc i wywalając się z radości. Nikt normalny, po takim młynie, jak jest na boisku, nie złaziłby inaczej jak o kulach lub na noszach.

Na razie operuję pojęciami ogólnymi, w planie mam przybliżenie poszczególnych pozycji na boisku, ale dopiero wtedy, kiedy załapię, „po co oni som” tak bardziej szczegółowo. J Linia defensywna, sądząc po obejrzanych na youtube.com filmikach ma za zadanie przewrócenie jak największej ilości zawodników drużyny przeciwnej J. Kontynuując – defensywa może też przewrócić rozgrywającego, czyli quarterback’a (QB), zanim poda komuś piłkę. To się nazywa sack. Ten QB, jak już przy nim jesteśmy, to wesoło nie ma. Przynajmniej do momentu, w którym nie pozbędzie się piłki. Póki ma piłkę, można na niego napadać ( a kto widział umundurowaną linię defensywy wie, że przyjemne to nie jest). W chwili, kiedy tę piłkę odda komuś, staje się nietykalny. Czasem jakiś rozpędzony czołg nie zatrzyma się w miejscu, tylko pojedzie po nim. Oczywiście sędzia rzuci szmatą, bo jest to niedozwolone i na pewno podsunie ofensywę bliżej, bo kara musi być. Ale z drugiej strony – po przejeździe ciężkiego sprzętu taki QB już nie jest sobą… Nie mówię o tym, że mu się coś urwie, albo złamie, bo czołgi walcują ostrożnie, ale respekt przed defensywą rośnie. Następnym razem może być tak, że widząc pędzące na niego na przykład 66, albo jakiś inny, piękny numerek, zamiast myśleć i rozgrywać, czym prędzej pozbędzie się piłki, by uniknąć zderzenia. To jest korzyść uboczna i oczywiście absolutnie przypadkowa.  J

Zatrzymajmy się na chwilę nad tym, czego defensywie nie wolno, a czego oczywiście (chwilowo mam nadzieję) zupełnie nie widzę. Za kratkę kasku i ogólnie  - z nakrycie głowy szarpać nie można każdemu i każdego. Takie pieszczoty kosztują bowiem piętnaście jardów w jedną lub w drugą stronę, zależy, czy szarpie ofensywa, czy defensywa. Piętnaście jardów to bardzo dużo i taki błąd może kosztować drużynę szóstkę w plecy na tablicy wyników. Panowie ciągają się za odzież na wszystkich poziomach, czasem publika załapie się na pokaz całkiem niezłych pośladków i to jest dozwolone (pod warunkiem, że w akcji; rozbieranie bez powodu siebie czy przeciwnika podpada pod zachowanie nieobyczajne i jest wykroczeniem). Nie wolno za to złapać przeciwnika za chabety od tyłu (za rusztowanie i odzież łącznie) i ściągnąć go do tyłu na ziemię. Słusznie zupełnie, z przodu zawodnik ma dwie ręce, którymi się może podeprzeć (chyba, że piłkę trzyma, ale z tym też sobie jakoś radzą), szarpnięty do tyłu może sobie połamać zasadniczą kość (czy tam zestaw kości, jak zwał, tak zwał). Nie można też popchnąć zawodnika, który szykuje się do łapania lecącej piłki. Można natomiast wyskoczyć razem z nim do góry i próbować złapać samemu. Jeśli w locie się go potrąci, to już trudno, byle celować w piłkę, nie w człowieka. W celu rozpracowania kwestii skakania i łapania w locie spróbuję się zaczaić na naszego komandosa, czyli Marcina. Mam nadzieję, że zdążę, zanim go porwie Wielki Świat.

Ciekawych rzeczy dowiedziałam się w temacie falstartów. Falstart obrony jest wtedy, kiedy zawodnicy defensywni przejdą linię, zanim piłkę otrzyma QB przeciwnika (dla bardziej zaawansowanych jasne jest, że jeśli stoi linia obrony, to QB może być tylko przeciwnika, bo jest to człowiek formacji ataku, ale piszę głównie dla tych, którzy nie ogarniają zasad, wiec podkreślam). Możliwy jest też falstart ataku, kiedy to zastygły mur zawodników ruszy się, nim QB wykrzyczy swoje trzy magiczne słowa. Defensywy czasem trzymają się żarty i któryś zasymuluje rzut ciała na linię ofensywną, uaktywniając w przeciwniku instynkt ucieczki. To często wystarcza i mamy falstart. Ciut wymuszony na wystraszeńcu, ale zawsze.  

Z komentarzy użyszkodników:
Offside - robi defensywa (aczkolwiek ofensywa też może, ale bardzo rzadko...)
Falstart - tylko ofensywa ;)

W emocjach ( a wspominaliśmy też białostockie zwycięstwo, a co J ) skakaliśmy z tematu na temat. Dowiedziałam się przy okazji, że w drużynie powinni być dwaj kopacze. Jeden jest od trafiania między te żółte dzyndzle nad bramką zwykle umieszczone (czyli w bramkę futbolu amerykańskiego FA). Ma umieć trafić tam zawsze i z każdej odległości. Drugi – kopie w pozostałych sytuacjach i ma za zadanie posłać piłkę daleko i wysoko. Czemu nie wystarczy tylko daleko? Ano dlatego, że czynności kopania dokonuje zwykle w czasie czwartej próby, ewentualnie wznawiając grę, zatem poza wysłaniem piłki w szmaty kolejowe, trzeba dać czas drużynie na przemieszczenie się za piłką. Drużyna przemieszcza się za piłką (tę część dedykuję specjalnie naszym piłkarzom nożnym, spróbujcie się skupić kochani), żeby zacząć bronić własnych punktów jak najbliżej pola punktowego przeciwnika. Nie trzeba być szczególnie intelektualnie wyrobionym, żeby wiedzieć, że im dalej od własnej bramki, tym większa szansa, że się piłkę przeciwnikowi odbierze. Mało tego – przy założeniu, że się obrona angażuje – tym większa szansa, że po odebraniu piłki szybciutko (bo blisko, przypominam tym od sportu polegającego na kopaniu nogami) wrzuci się tę piłkę w pole punktowe przeciwnika, podwyższając wynik na tablicy. A przypominam (ciągle tym od kopanej), że zasadniczo chodzi o to, żeby jak najwięcej napukać punktów dla własnej drużyny.  Zawsze mnie to wkurzało, kiedy obserwowałam naszych piłkarzy, że po stracie piłki wracają na swoje pole karne i tam dopiero zaczynają się bronić. Każdy debil wie, że 97% tych, którzy wygrywają, zaczyna obronę pod polem karnym przeciwnika, a nie swoim. Nasi, zanim wrócą, to są tak zmęczeni, że zwyczajnie nie zdążą się rozejrzeć i już nasz bramkarz w siatce za piłką gmera. Kiedyś  myślałam, że to wynika z faktu, że podobnież panowie mogą wykonywać tylko dwie czynności na raz. Skoro biega i oddycha, to kopanie może czasem nie wychodzić. Ale w sumie – po drugiej stronie boiska też panowie grają i jakoś naszych problemów nie mają, a nie sądzę, żeby przestawali oddychać… Po obejrzeniu czterech meczów FA doszłam do wniosku, że przydałby się naszym zdechlakom od nożnej trening pod okiem najsłabszego nawet trenera z FA. Może im zwyczajnie nikt nie powiedział o tej strategii?  Zastanawiam się też, czy może sytuacji intelektualnej na boisku piłkarskim nie poprawiłyby kaski? Tylko znów- przeciwnicy jakoś sobie radzą…

Wracając do FA. Dowiedziałam się, że kiedy sędzia rzuci szmatkę (pardon, flagę), to akcji się nie zatrzymuje. Dopiero kiedy akcja się zakończy, sędziowie ustalają przewinienie i podają wysokość kary. I teraz – w zależności od wyniku akcji „poszkodowany”, czyli drużyna, na której przeciwnik popełnił przewinienie decyduje, czy przyjmuje karę, czy woli wynik akcji. Zaobserwowałam to na meczu z Kings Kraków, kiedy Husaria zdobyła przyłożenie. W czasie akcji jakiś Król  coś nam zrobił, co skutkowało karą piętnastu jardów popchnięcia naszej ofensywy w stronę pola punktowego przeciwnika. Oczywistym jest, że +6 jest dla nas korzystniejsze, niż jakieś tam jardy, bo jest namacalne i widoczne na tablicy wyników. A nowa akcja może się udać, albo i nie.

W kwestii przewinień mam jeszcze zapisane, żeby nie pchać w plecy, ale zapomniałam zrobić obszerniejszych notatek, więc zobowiązuję się wyjaśnić następnym razem.

Dowiedziałam się, że można zdobyć dwa punkty metodą wywalenia przeciwnika z piłką w jego polu punktowym. Doczytałam też, że takie punkty dają też  inne akcje -  kiedy przeciwnik z piłką wybiega z boiska na swoim polu punktowym (zwiewa na boki albo za linię końcową), albo kiedy piłka wymsknie mu się i upadnie na ziemię. To się nazywa safety. Zastanawiałam się, czy zatem nie jest bezpieczniej pozbyć się tej piłki zanim się wbiegnie na swoje pole punktowe. Doszłam do wniosku, że zdecydowanie nie. Tak straci się tylko dwa punkty ( a może koledzy pomogą, stanie się cud i się gość nie wywali, albo odrzuci albo cokolwiek), a gdyby facet tę piłkę zgubił, mogłaby zostać przejęta i w rezultacie można stracić znacznie więcej.

Poza samymi technicznymi tłumaczeniami dowiedziałam się nieco z kuluarów husarskiego życia, czyli tego, co kibica interesuje najbardziej, poza samym meczem oczywiście. Powspominaliśmy Białystok (ale to norma, kiedy spotkają się przynajmniej dwie osoby, które tam były), usłyszałam, że jednak kibicowanie pomaga zawodnikom, że jest fajnie grać dla siebie, oczywiście, ale jeszcze fajniej, kiedy z tej gry cieszy się ktoś więcej. Fakt, w dziedzinie cieszenia się niewielu nam dorównuje, widać to na zdjęciach i filmach, a i tak przecież większości nie pokazano, bo tak się cieszyliśmy, że sprzęt z rąk wypadał. Tu uwaga – radość należy okazywać możliwie poza boiskiem, bo za wlezienie kibiców na boisko też są kary dla drużyny. Kary są też za chamskie teksty (Kaśka J postanowiła zakupić plaster na twarz na następny finał, a ja myślę, że trzeba go kupić kilka metrów, bo dla niejednego kibica się przyda), a także za zbyt żywiołową radość okazywaną przez zawodników. Choć myślę, że w historii, którą opowiedziało Moje Nowe Źródło Informacji bardziej chodziło o słownictwo, niż samą wesołość.

Założona długość tekstu zbliża się z każdą literką, zatem uzyskane kuluarowe wiadomości z przeszłości i przyszłości Husarzy przedstawię w następnym wpisie, odsuwając relację z finału TopLigi na dalsze rejony czasowe.

Bardzo dziękuję za zawalenie mi skrzynki zgłoszeniami na rozmowy :P Normalnie milion zgłoszeń… J Nie martwcie się, zacznę wyciągać rozmówców metodą bezpośrednich trafień, bo jeszcze wiele jest do opisania, a skądś tę wiedzę muszę mieć :P

Niniejszym składam gorące podziękowania za poświęcony mi czas zarówno Jednemu z Moich Ulubionych Zawodników, a także Kaśce J. Jej dodatkowo za pomoc i wsparcie w wyjaśnianiu zawiłości. Też umie zadawać dobre pytania…

 

p.s. Husaria wystawia reprezentację w wyścigu smoczych łodzi w najbliższy weekend, w czasie imprezy związanej z konkursem sztucznych ogni w Szczecinie . Szczegółowe informacje na facebookowej stronie formacji – zapraszam, my też będziemy  J

 

p.s. 2  Proszę absolutnie nie obciążać Husarza odpowiedzialnością za moje przekręcenia. On tłumaczył bardzo jasno, tylko szybko, stąd moje notatki nieco kulawe i mogłam coś pomieszać. J Sprostowania proszę zamieszczać poniżej, wkleję je do tekstu, żeby poprawić, co mi nie wyszło.

6 komentarzy:

  1. Z zasady:

    Offside - robi defensywa (aczkolwiek ofensywa też może, ale bardzo rzadko...)
    Falstart - tylko ofensywa ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie dziękuję, już uzupełniam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Tia falstart przerywa grę, a offside nie przerywa i cfany center ruszając z akcją kiedy def jest w strefie wznowienia, będzie miał akcję dla drużyny za darmo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Różnica jest taka: falstart zawsze zatrzymuje grę (rzucanie flagi i gwizdek) i sędziowie nie pozwalają grać; offside (z wyjątkami) rzucają flagę i pozwalają grać, czyli rusza snap i atak może pójść z akcją. Ale akcja jest z faulem - bo jest offside - czyli snap poszedł i drużyna ataku decyduje: odrzucić offside i wybrać rezultat akcji, albo przyjąć faul i powtórzenie próby.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam siedem razy, rozłożyłam na zrozumiałe kawałki i skleiło się w całość. :D Pięknie dziękuję :D Ten polski to straszny język... :D

    OdpowiedzUsuń