wtorek, 26 listopada 2013

1. Testosteron w Pyrzycach


Pomagając w przygotowaniach do II Kongresu Kobiet z Obszarów Wiejskich napracowałam się nieporównywalnie mniej, niż dziewczyny z Pyrzyc i okolic. W związku z tym odczuwałam spory dyskomfort. Zastanawiałam się, jak jeszcze mogłabym przyłożyć się do tego, by wydarzenie to na długo zostało w pamięci uczestniczek, uczestników oraz zaproszonych gości. Myśl była jedna. Husaria. Gdyby tam pojawiła się Husaria, szczęki opadłyby do ziemi, a kongres zrobił się sławny na całą Polskę. Dziewczyny na pewno byłyby zachwycone i do tego odczepiły by się ode mnie z tymi durnymi pytaniami „o co ci chodzi z tą Husarią”.
Super, tylko po cholerę zawodnicy futbolu amerykańskiego mieliby pojawiać się na kongresie kobiet? Nawet zakładając, że kilkunastu z nich idea równouprawnienia i innych feministycznych postulatów jest bliska, to nie liczyłabym, że przyjadą posłuchać o problemach kobiet z obszarów wiejskich. No tak, ale tam będą nie tylko kobiety, w sensie posiadania biustu i tych ingrediencji tam na dole, ale przede wszystkim aktywistki lokalnych społeczności. Dbające o wszystko i wszystkich. A to już zupełnie zmienia postać rzeczy. Husaria chce propagować swój ulubiony sport wszędzie (Pyrzyce i okolice śmiało można zaliczyć do „wszędzie”), dziewczyny potrzebują interesujących inicjatyw w swoich gminach i sołectwach, czyli 2+2= Husaria w Pyrzycach.
Najpierw rzuciłam pomysł Agnieszce, głównej organizatorce. Pokazałam korzyści dla kongresu, dla lokalnych społeczności, dla Husarii, dla uczestniczek i uczestników – cała lista osób uszczęśliwionych przyjazdem zawodników. Agnieszka uznała, że byłoby super, gdyby wystąpili jako niespodzianka w trakcie imprezy. Teraz czekało mnie zainteresowanie propozycją Husarii. Nie miałabym obaw o ich uczestnictwo, gdyby nie fakt, ze trzeba było jechać godzinę w jedną i godzinę w drugą stronę, żeby przez kwadrans poszaleć na scenie. Martwiłam się, że dostanę „ochotników wojskowych”, którzy będą przeklinać w żywe kamienie Piotra (bo wyznaczył), mnie (bo przeze mnie Piotr ich wyznaczył), kongres i jego organizatorki (bo przez nie całe to zamieszanie). Nie da się ukryć, że najbardziej przekonuje osoba nastawiona do przedsięwzięcia optymistycznie – ten sam problem miałam przy reklamie rekrutacji. Długo się nie męczyłam, uznałam, że daję okazję, a jak ją zespół wykorzysta, to ich sprawa. Dostałam informację, że ekipa przyjedzie. Ustaliłam z Agnieszką, że powinni wejść na scenę koło godziny piętnastej i tak powiedziałam Husarzom.
Z burmistrzem Pyrzyc z kongresowymi wolontariuszkami.
Na miejscu kongres sobie trwał, nie rozumiałam zadziwiającej galopady poszczególnych paneli i skracania przerw, aż dotarła do mnie informacja, że zaszło nieporozumienie w Domu Kultury i musimy skończyć sporo wcześniej, bo miejscowe kino wyświetla film. Nie wdając się w dyskusję, czy nie dałoby rady przesunąć rozpoczęcia filmu ciut później, zaczęłam ogarniać plan mojej części imprezy. Zaczynało się robić ciasno. Wychodziło, że jednocześnie powinnam witać Husarzy, wskazując im miejsce do przebrania i ukrywając ich przed zbyt wczesnym ujawnieniem się, występować w panelu dyskusyjnym, organizować spotkanie naszego stowarzyszenia z Wandą Nowicką oraz wydać pół tony kociego żarcia, które miałam w bagażniku, a po które właśnie zajeżdżała Justyna z naszej fundacji. Ekstra wyzwanie…
Aktywistki i aktywiści :)
Husarze na szczęście przyjechali nieco wcześniej. Na szczęście dla mnie – bo zdążyłam, na nieszczęście dla nich, bo musieli czekać na swoje wejście. Zaskoczyli mnie ilościowo. Sławek donosił, że zgodnie z sugestią przywiózł pełen asortyment i nawet jednego z najpiękniejszych miał. Zdziwiłam się, bo byłam pewna, że Junior na szkoleniu dla QB jest, ale szybko się wyjaśniło, że Marcina BuLi miał na myśli. Nie, no jasne. Maniek przeca jest w czołówce „najpiękniejszych”. Przynajmniej w tej oficjalnej. :D Liczyłam na pięciu graczy – jedno autko, a tu przyjechały aż trzy! Pełne zawodników! Zaprosiłam ich do kwatery głównej, gdzie mieli w spokoju się przebrać. A potem musiałam stać pod drzwiami i pilnować, żeby im nikt nie wlazł.
Wręczamy nagrody.
Panie pchały się zupełnie instynktownie. W pewnym momencie próbował się dostać do wnętrza także jeden pan. Kiedy absolutnie odmówiłam wpuszczenia go za zamknięte drzwi, przekonując, że wcale tam nie chce wchodzić, zapewnił mnie, że właśnie bardzo chce, bo będzie tam jedynym mężczyzną. Uroczyście mu przysięgłam, że jest w błędzie, że absolutnie nie będzie tam jedyny. Pojawiła się Ewa z prośbą o listę gości i losy, więc musiałam tam wsadzić głowę. Powitał mnie ubrany kompletnie Sławek z czapką mikołajkową na głowie. Wyglądał jeszcze lepiej, jak w kasku :D Wepchnęłam się do środka, bo większość była już zupełnie ubrana i wyciągnęłam potrzebne papiery, a potem z Ewą ustaliłam, że to ona na mój znak wpuści ich na scenę, Chwilę później drzwi się otworzyły i Husarze wyszli na salony. Flesze, kamery, wywiady, uśmiechające się szeroko panie – Sodoma i Gomora. Robiąc sobie zdjęcia ze wszystkimi zawodnicy dotarli na pierwsze piętro, gdzie mieli poczekać na moment wejścia na scenę. Zainteresowanie wzbudzili ogromne, wszyscy chcieli mieć z nimi zdjęcie, jak z niedźwiadkiem w Zakopcu. Ponieważ głównie pchały się piękne panie (stanowiące jakieś 97% obecnych), Husaria stawała do zdjęć uśmiechnięta, co tylko naganiało kolejnych zainteresowanych. Niezmordowanie tłumaczyli wszystkim, skąd są, kim są, co robią i dlaczego tak fajnie wyglądają. Zainteresował się nimi też burmistrz Pyrzyc, sportowiec czynny. Ponieważ wstępnie umawialiśmy się wcześniej, że Husaria włączy się w prowadzenie mikołajkowych zajęć dla dzieci w Pyrzycach, atmosfera była najbardziej friendly z możliwych, bo level up było tylko intensywne zakochanie się, które jest niemożliwe ze względu na preferencje obu stron. 
Adrian jako bęben maszyny losującej, Maniek jako Tapmadl :D
Czas płynął, musiałam się zawijać na scenę, bo zaczynała się dyskusja, w której miałam brać udział. Zostawiłam Husarię z Ewą zupełnie bez obaw. Nawet zakładając nieopanowany atak kobiecych formacji, panowie jednak byli lepiej przeszkoleni i zgrani, a poza tym – na kongresie były wyłącznie panie na poziomie, co znów absolutnie wykluczało niestosowne zachowanie typu szczypanie czy klepanie panów po tyłku.
Panel kończyłyśmy w biegu, po czym miało nastąpić wręczenie nagród najbardziej aktywnym kobietom regionu. Zgodnie z najświeższymi ustaleniami, Husaria miała wręczać szarfy. Zaprosiłam zawodników na scenę, reklamując jednocześnie ostatnie osiągnięcia drużyny. Pojawienie się naszych Herkulesów wywołało dziki aplauz na widowni, bo nie wszyscy widzowie szwendali się po korytarzu i część jeszcze nie zauważyła atrakcji. Na scenie zrobiło się bardzo ciasno, bo nagradzanych kobiet było trochę, władzy też, a Husaria też trochę miejsca zajmowała zarówno z racji ilości, jak i gabarytów. Wręczono nagrody i szarfy, potem było losowanie nagród wśród uczestniczek i uczestników kongresu. Losował Adrian, wręczał Maniek, reszta wspierała emocjonalnie. To też trochę trwało, bo część widowni gdzieś się szwendała, niektórzy już uznali, że impreza się skończyła… Adrian zaczynał zgłaszać, że kończą się losy.
Tak wyglądamy na boisku i wszyscy się nas boją. :)
Kiedy już wszyscy wszystko wszystkim rozdali, nadszedł czas na prezentację drużyny. Ponieważ projektor już został zwinięty, podobnie jak ekran (bo przecież już powinien być film wyświetlany, a my ciągle siedzimy), BuLi dostał mikrofon i scenę i rozpoczął wykład. W międzyczasie jeden z zawodników rozdawał przygotowane wcześniej ulotki. Wszyscy chcieli. J Sławek powiedział to, co dla mnie najważniejsze w tym sporcie – nie ma sylwetki dyskwalifikującej, każdy, kto ma serce do pracy i walki ma szanse znaleźć się w drużynie. Oraz oczywiście – w futbolu amerykańskim nie ma czasu na zrobienie prania między początkiem i końcem akcji. Nie wyjdziecie wstawić ciasta, jak to często bywa w nożnej, kiedy bramkarz podaje do swojego zawodnika. Zanim zawodnik zrobi coś sensownego z tą piłką, ciasto jest zwykle upieczone, wyjedzone do połowy, talerzyki umyte, a blacha po pieczeniu znów zardzewiała. Na gościach, poza złotym medalem, zrobiła wrażenie liczba trenujących Husarzy, a także ilość ludzi w podstawowym składzie. Publika podzieliła się na dwa obozy, jak to bywa w takich wypadkach. Jeden to wielbicielki liniowych, a drugie – runnerów. Bitwy nie było, bo skoro Husaria liczy koło siedemdziesięciu ludzi, jest szansa, że dla wszystkich wystarczy. :D Prezentacja (szybko, szybko, bo pani od kina pluła na nas jadem) podstaw futbolu flagowego dała nadzieję na udział w sporcie każdej obecnej osobie, więc kiedy zeszli ze sceny, opadły ich kolejne stada amatorek FA. Ponieważ teraz miałam dwa punkty programu, czyli spotkanie z marszałkinią Wandą Nowicką i przeładowanie puszek, bezpardonowo rozprawiłam się z objawami uwielbienia. Przedstawiłam marszałkini Husarię i vice versa, po czym w panice zaczęłam szukać Weroniki, która taszczyła moją torbiel, a w niej klucze. Drużyna zaczęła się fotografować z władzą i cywilami, a ja miałam kolejny level  w grze w szukanie – trzeba było znaleźć klucze do mojego samochodu.
W torbieli było wszystko i jeszcze trochę, ale kluczy nie było. Pomyślałam, że pewnie zostały w kwaterze głównej, zeszłam więc na dół. Okazało się, że w czasie poszukiwań Weroniki zawodnicy też zeszli na dół przebrać się w cywilne łachy. Przed drzwiami stała Ewa i nie wpuszczała nikogo do środka. Uśmiechnęła się do mnie dokładnie tak, jak ja do niej z godzinę wcześniej i oznajmiła, że nie, nie wpuści. :D Miałam w planie wydarcie się „pomocy”, ale zrezygnowałam, bo przy drzwiach słyszałam Sławka, a nie wiem, czy byłby taki wyrywny do ratowania mnie. Po tej akcji z dworcem nie mam pewności, czy by się poświęcił. :D  W każdym razie moja determinacja wzrosła, bo Justyna wykonywała do mnie 456789 połączenie i Ewa ustąpiła ze śmiechem. Wdarłam się do środka, ale okazało się, że w środku kluczy też nie ma. Wysypanie zawartości torbieli w miejscu publicznym nie wchodziło w grę.
Z władzą :)
Ukryłam się w zaułku kuchennym i dyskretnie, partiami, przeszukiwałam cholerny klamot kolejny raz. Znalazłam. Pociągnęłam ze sobą dwóch już ubranych, bo kiedy dzień wcześniej ładowałam moje auto kocią karmą mało mi kręgosłup nie pękł, a ręce wyciągnęły się do kostek niczym rasowemu orangutanowi. Oni na treningach podnoszą ciężary odpowiadające mojemu pojazdowi, więc tych puszek nawet nie zauważą, że w rękach mieli. Panowie chętnie poszli, po czym okazało się, że mam ich z pięciu. Zgrzewki z konserwami przeładowali dokładnie tak, jak napisałam – chyba nie zauważywszy procesu i zadowolona Justyna pojechała do domu. Pożegnałam się z Husarzami, którzy wydawali się zadowoleni z wrażenia, jakie zrobili i też zaczęli wracać. Adrian przy okazji zabrał moją przyjaciółkę, za co mu z tego miejsca gorąco dziękuję. Wróciłam do budynku, żeby ogarnąć do końca miejsce i zabrać swoje klamoty i wpadłam w oko cyklonu. „A co, a jak, a ten ma zajefajne nogi, a ten super, a tamten jeszcze lepszy, a czy masz numer telefonu…” J Odpowiedź miałam jedną: widzimy się na meczach. Sądząc po zainteresowaniu – z Pyrzyc będzie przyjeżdżał cały autokar. Dodatkowa wiadomość – na kongresie były też dziewczyny z wielkopolskiego, lubuskiego, małopolskiego, mazowieckiego… Tam też wzrośnie frekwencja, muszę sprawdzić, kto mi jest winien podziękowania. Może jaki szalik dostanę w ramach wdzięczności? :D  Z marszałkinią umówiliśmy się na finale Top Ligi w przyszłym roku… Ilość osób zainteresowanych FA wzrosła znacząco – imprezę, zarówno z punktu widzenia Husarii, dyscypliny, jak i kobiecego aktywu uważam za wielki sukces. Kolejny raz widać – razem wychodzi lepiej J




Dziękuję bardzo wszystkim zawodnikom, którzy odpowiedzieli na apel i przyjechali do Pyrzyc. Naprawdę – mowę mi odjęło, kiedy Was wszystkich zobaczyłam, a to u mnie rzadki stan… J Przepraszam, że nie przekazuję tych wszystkich numerów telefonów, które mi pchały Wasze nowe wielbicielki, ale myliło mi się, który dla kogo, a nie chciałam popełnić jakichś błędów. :D Znajdą Was na fb. J


Odpowiadając na sms-y, które zawierają jedno pytanie – kiedy mecz? – informuję, że sezon zaczyna się na wiosnę i do tego czasu musicie sobie jakoś radzić :D Polecam strony Husarii w internecie, profil na fb i tropienie ulubieńców tamże… :D