Jakiś czas temu zaczęły się pojawiać komunikaty o
imprezie kończącej husarski sezon. Brzmiały bardzo oficjalnie, więc nie
szykowałam się na nią, aż do momentu, kiedy Mario wyraźnie napisał, że to nie
tylko dla fiszy, ale i dla małych i szarych też. Wystarczy, że wspierają
Husarię. Wtedy zaczęłam się zastanawiać, czy się nie włączyć. Argument był
jeden zawodowy - dawno nie było nic o drużynie. Argumentów osobistych było
więcej, część nawet wyjawię. J Monika nie dała się długo prosić,
pewnie też tęskniła za FA. Do Katarzyny Joanny nie dało się dodzwonić, ale
zauważyłam, że do imprezy dołączyła samodzielnie. Do Katarzyny Anny nie
dotarłam, mimo prób - pewnie jej syn zabrał telefon i odciął od internetu.
Piątek nadszedł jak zwykle dość niespodziewanie, ku
ogólnej radości wszystkich. Piątek sam w sobie jest dniem bardzo optymistycznym
i radosnym, husarska impreza była zatem wisienką na torcie. Wprawdzie okazało
się, że aby wziąć w niej udział, muszę stoczyć walkę z kilkoma grupami
znajomych, którzy uparli się, że chcą mnie na swoich baletach w tym samym
czasie, ale jako absolutnie zdecydowana poradziłam sobie bez problemu
Ponieważ na poprzednią imprezę drużyny przyszłam
punktualnie, o godzinie podanej w anonsie i okazało się, że równie punktualny
był właściwie tylko personel lokalu, postanowiłam upewnić się, że tym razem
będzie więcej znanych twarzy. Czekając wtedy na ludzi czułam się jak babka klozetowa,
tylko talerzyka nie miałam… Zapytałam oficjalnie i niezawodny Piotr
odpowiedział od ręki. Impreza oficjalna jest, z mediami, z nagrodami, zaczynamy
o dwudziestej. Byłam za pięć. I nie
byłam pierwsza! J
Witając się ze znajomymi trafiłam do pomieszczenia,
w którym na pewno dwa dni wcześniej Leszek „jeździł na rowerze”. Patrzyliśmy ze
zgrozą na żółte kiedyś ściany, obecnie schlastane krwią niczym w rzeźni. I z
respektem na Kamilę, bo jednak męża ma futbolistę i do takiego stanu doprowadzić
i chłopa i pomieszczenie to duża sztuka. Obstawianie, czym się naraził, było
drugą atrakcją wieczoru. Niemniej jednak nie chował się ze wstydem za filarami,
tylko śmiało cmokał namiętnymi wargami w stronę co przystojniejszych kolegów
(więcej nie napiszę, bo się w życiu nie wygoi, a kto uwierzy w dwa wypadki na
rowerze w tak krótkim czasie?).
W oficjalnym miejscu ustawiono stół z futbolowymi
ingrediencjami, obok stał drugi, uginający się od nagród. Za stołem zasiadły
władze, czyli Gosia, Przemek oraz Olaf, więc i reszta uczestników zajęła wolne
i nie wolne miejsca. Wysłuchaliśmy „słowa na piątek” oraz podsumowania pracy
drużyny w minionym okresie. Oczywiście szalenie miłe były wszelkiego rodzaju
podziękowania, w tym także za moją ciężką pracę u podstaw, w uświadamianiu
ignorantów. Szczególnie zainteresowały mnie przedstawiane przez Olafa plany na
przyszłość, w których pojawiało się wiele interesujących rzeczy jeszcze w
bieżącym roku. Szkolenia, spotkania, kontakty ze specjalistami, gwiazdami i
autorytetami… Podobały mi się wszystkie aluzje dotyczące jednoczenia środowiska
FA w Szczecinie, ponieważ pokrywa się to z moimi obserwacjami, że tylko połączywszy
siły jesteśmy w stanie powalczyć o lepszą pozycję dyscypliny. Nie wnikając w
szczegóły – jeśli będzie fun, będzie fan. Jeśli będzie kwach, zostaniemy z ręką
w nocniku, nadąsani jak przedszkolaki.
Przyszedł czas na rozdanie nagród. I tu zawaliłam
sprawę, bo nie wzięłam niczego do pisania, a nie wpadłam na pomysł, żeby
nagrywać. W związku ze związkiem nie pamiętam wszystkich nagrodzonych. I nie
pamiętam za co, poza Hammer of the Year, a i to głównie za sprawą cudownego
zdjęcia, na którym to po imprezie Hammer kimał w zabawkach swojego syna.
Z tych
zapamiętanych nagrody otrzymali:
1. Pierwszy
Młot Sezonu (jakoś to dziwnie na polskie się tłumaczy, już wiem, skąd te ciągłe
amerykanizmy) – Paweł (ten od Marty), nr 22
2. Drugi
Młot Sezonu – Marcin (ten od Interceptions), nr 18
3. Trzeci
Młot Sezonu – Maciek (ten od Natalii), nr 36
Panowie otrzymali mniejsze lub większe ( w
zależności od zajętego miejsca) elementy zastawy stołowej.
Właśnie na TwarzowejKsiążce pojawił się Piotr (Ten,
na Którego Zawsze Można Liczyć) i razem z nim, dziwnym zbiegiem okoliczności, moja
pamięć wróciła. J Księciem Roku, czyli Największym
Klejnotem Ofensywy został Piotr (znany też z osiągania naddźwiękowych prędkości
na treningach, numerka dwanaście i cudnych łydek, które są jednym z bardziej
gorących tematów na fb). Najlepszym Newsem Roku został Maciek, ale nie ten od
Natalii, bo z nr 58. To jest ta nagroda, którą może zdobyć każdy, kto się
postara 11 października 2013 roku i załapie się do Husarii, jeśli tylko
odpowiednio popracuje w następnym sezonie. Nie musisz mieć pięknych łydek, ani
nawet oszałamiającej fryzury, aczkolwiek w tym sezonie News był poza tym, że
dobry w sporcie, to jeszcze naprawdę atrakcyjny optycznie J.
Teraz zmierzamy do tych, którzy zdobyli moje serce najszybciej, czyli
liniowych. Najlepszym ofensywnym liniowym został Kacper (nr 68). Kacper jest mi
bliski z racji takiej, że dał się pomolestować na fb. Oczywiście jego pobyt w
Koszalinie był smutnym zbiegiem okoliczności, a nie konsekwencją mojej propozycji
spotkania w celu pogadania :D Najlepszym defensywnym liniowym został właściciel
mojej ulubionej koszulki, Rossi (gdyby ktoś nie pamiętał, to nr 92). W momencie
rozdawania nagród go nie było, ale uspokojono mnie, że się pojawi. No musiał,
miałam wszak do niego wielki biznes, który czekać nie mógł. Najlepszym Wingsem
sezonu został Gracjan (82), a Runnerem Tomasz (39). Patrzyłam i patrzyłam i
bardziej mi to przypominało wybory Mistera 2013, bo co jeden wychodził to większe
ciacho. Stawkę wzmocnił jeszcze Norbert (52), jako najlepszy Linebacker, bo
Marcin (18) już stał, dostał tylko drugą nagrodę, jako najlepszy Defensive Back
(cokolwiek to znaczy). Kiedy stał już na środku sam kwiat zawodników (bez
Rossiego), reszta kwiatów uczciła zwycięzców optymistycznymi okrzykami. Moment
dla fotoreporterów i chwilę później po oficjalnej imprezie nie było śladu, a
nas wszystkich zaproszono do zabawy. Analizując sprawę nagród, jeśli masz na
imię Piotr lub Maciej, a wybierzesz sobie numer koszulki z ósemką lub dwójką,
to nagrodę Czegoś Roku masz właściwie gwarantowaną.
Usiadłam przy Joannie Katarzynie i ekipie, która z
nią przybyła. Przed nami stały puste szklanki i kieliszki, oraz różne dziwne
rzeczy, wglądające na produkty spożywcze. Przy następnym stole trwało śledztwo,
mające na celu ustalenie, co to jest i jak bardzo jest jadalne. Długotrwałe
analizy, przeprowadzone z użyciem latarek w telefonach komórkowych, musiały zakończyć
się sukcesem, gdyż po wyłączeniu dodatkowego światła część ekipy przystąpiła do
degustacji. Ktoś się odważył spożyć to, co leżało na łyżeczkach, żeby móc tej
łyżeczki użyć następnie do opróżnienia małej miseczki, z sałatkopodobną
zawartością. Alternatywą było wsadzenie paszczy bezpośrednio do miseczki, ale
poziom imprezy i jej oficjalność wykluczały podobną swobodę. Pełno się kręciło
fotografów, którzy robili zdjęcia oficjalnie, ale i z zaskoczenia. Obrazek
gwiazdy zespołu z nosem w majonezie mógłby znaleźć się na okładce niejednego
brukowca, a my się przecież dopiero przyzwyczajamy do bycia w mediach.
Impreza się rozkręcała, co chwila wszyscy zmieniali
miejsca, postanowiłam zaczaić się na Monikę, bo nigdzie jej nie widziałam.
Ponieważ okazało się to zadaniem niewykonalnym, zaczepiłam Adama, który jako
jej połówka powinien wiedzieć, gdzie przebywa. Wiedział. Uspokojona, że Monika
mnie nie olała, tylko zwyczajnie jej nie ma, będzie później, udałam się do
swoich. Odebrałam podziękowania od klubowej władzy, za moją wywrotową działalność
na niniejszej stronie i inne głupie pomysły, które wraz z innymi psychofanami
rozprzestrzeniam wśród ludności. Witałam się ze wszystkimi, których znałam, już
pamiętałam, a także z tymi, których pamiętałam, ale nie znałam, próbując
ogarnąć twarze i imiona. W międzyczasie wyszłam z Joasią na parkiet, czy jak
tam oficjalnie nazwać tę przestrzeń taneczną, dzięki czemu inni też ruszyli
tyłki i zaczęła się zabawa po całości. Napływały duże ilości młodych ludzi płci
obojga, albowiem w tym samym miejscu, acz nieco później, odbywać się miała
także zabawa dla studentów PUM. Szwendając się w różnych miejscach trafiłam na
Rossiego, który właśnie był uprzejmy dołączyć do nas, zwiewając z wesela. Wręczono
mu zaległą nagrodę oraz porwano w wir objęć i kieliszków. Pojawili się obaj
ulubieni koledzy, czyli Sławek i Adrian, zwany Blondyną, który oszałamiał
dodatkowo uczesaniem. Ponieważ towarzystwo zasiadło trwale, a ja czaiłam się na
Rossiego, trochę z nimi nie przebywałam. Koło najlepszego liniowego defensywy
ciągle był tłum i podjęłam decyzję odpuszczenia sobie dyskrecji, bo wprawdzie
planowałam go rozebrać, ale przecież nie tu i teraz. Kiedy tylko się
zdecydowałam i ruszyłam w stronę wyjścia, gdzie akurat stał, ludzie znikli i
wyszło całkiem kameralnie. Pojechałam sentymentalnie, czym udało mi się go
rozbawić, do tego myślę, że zmiękczyła go nagroda i uwielbienie gawiedzi. Cokolwiek
się na to złożyło – nie ważne. W każdym razie dostałam deklarację, że kiedy
przyjdzie czas zmiany odzieży na lepszy model, starszy trafi w moje łapska. J
Zatem zadanie wieczoru zostało wykonane. Rozebranie tego upatrzonego z ofensywy
zostawiłam sobie na później, obawiając się, że kolejny sukces może mnie
wykończyć, a znów ewentualna porażka zepsuje mi wieczór. Rozmawialiśmy trochę o
tym, co było i o tym, co będzie, kiedy pojawił się wielbiciel mojego bloga i
zaczął prezentować, co się z nim dzieje po kolejnych wpisach. Dołączył kolejny
i już po chwili pół korytarza wykazywało objawy ciężkiej choroby psychicznej, w
stadium niebezpiecznym dla otoczenia. Zaniepokojeni tym, co się dzieje,
napływali kolejni zawodnicy, część na ratunek kolegom, część pewnie, żeby dobić
tych, dla których nie było już ratunku. W każdym razie chyba muszę dopisać w
nagłówku bloga, że czytanie bez konsultacji z lekarzem lub farmaceutą może
grozić śmiercią lub kalectwem. W ramach
ratunku pojawił się koło nas jeden z zawodników (numer pominę milczeniem),
który postanowił pochwalić się/poskarżyć (niepotrzebne skreślić) nie wiem czym,
bo dyskretnie odwróciłam wzrok, kiedy tylko rozpiął pasek od spodni. Na
szczęście uratował mnie Sławek. Podpowiedział, że tam, na końcu siedzą ludzie,
z którymi powinnam porozmawiać, więc skorzystałam z okazji i zachowałam
niewinność. J
Na końcu siedział zarząd, żona trenera z mężem, wielu znanych i nieznanych, a
wśród nich Kamila. Mając okazję dowiedzenia się, czym się jej Leszek naraził,
usiadłam obok i rozpoczęłam rozmowę. Zachęcano mnie do alkoholizowania się
różnymi substancjami, w tym czymś, co wyglądało jak płyn do garów, ale ze
względu na mój spaczony gust nie skorzystałam. Dopiero uczczenia Giseli nie umiałam
odmówić i kiedy wręczano jej kwiaty oraz rozlewano szampana, napiłam się nieco.
Kto wie, jak się będę zachowywała po pijaku…
Co jakiś czas próbowałam iść potańczyć, ale medycyna
skutecznie zapchała miejsce do gibania się. Ruszanie głową w tłoku nie jest dla
mnie tańczeniem, więc poddawałam się, dołączając do różnych grup dyskusyjnych.
Rozmawialiśmy o planach na przyszłość, wspominaliśmy minione wydarzenia. Przy
okazji zagarnęłam trochę plakatów i ulotek reklamujących zbliżający się nabór
do zespołu, bo mam zamiar włączyć się w promocję wydarzenia.
Kiedy moje towarzystwo po wesołych poszukiwaniach różnych
osób, w tym mnie, podjęło decyzję o wyjściu na zewnątrz, pożegnałam się z kim
dałam radę i opuściłam imprezę. Wieczór, czy może prawie sobotni poranek,
uważałam za wyjątkowo udany. Olaf przedstawił wielce atrakcyjną wizję husarskiej
przyszłości, zapamiętałam kolejnych zawodników, poznałam nowych, fajnych ludzi,
mam obietnicę koszulki (Rossi nie pił, mam nadzieję, że pamięta :P), odbyłam
kilka ważnych dla mnie rozmów, brzuch mnie bolał ze śmiechu, jak to w
towarzystwie husarskim bywa…
W sobotę będę sterczała w różnych miejscach
Szczecina promując nabór do Husarii, może ktoś chce dotrzymać mi towarzystwa?
Być może będzie trochę chłodno, ale na pewno wesoło.
A już wkrótce rekrutacja, po której sobie wiele
obiecuję J
p.s. Ponieważ tymi łydkami Juniora dziabano mnie ze wszystkich stron, kończę z dyskrecją :P
Teraz każdy się rozpozna. Tylko po sądach mnie nie ciągać :P
p.s. Ponieważ tymi łydkami Juniora dziabano mnie ze wszystkich stron, kończę z dyskrecją :P