Nawiązując do
końcówki poprzedniego tekstu… Wyobraziłam sobie, że za rok, czy tam dwa, w
Final Four europejskich pucharów futbolu amerykańskiego, powiedzmy w
Amsterdamie, startują Chrząszcze Szczebrzeszyn… :) I wygrywają, zmuszając komentatorów
zagranicznych do ćwiczeń z dykcji… :)
Korzystając z
przerwy w grze (swoją drogą – zapadłam na tę Husarię w najgorszym z możliwych
momentów – ta przerwa między sezonami mnie wykończy), powrócę do rozkminiania
zasad. Tych bardziej zaawansowanych od „łap piłkę, schowaj i zwiewaj”. Wypadałoby
rozszerzać wiedzę póki jest czas, bo potem będą wyłącznie relacje… Czytałam
sobie rules na różnych stronach, ale tam piszą dla takich, co już wiedzą, o co
chodzi. Jeśli w tekście mam więcej niż jedno nowe słowo, to za chiny nie zrozumiem,
o czym mówią… „XYZ robi się ustawiając ZXY
na pozycji YZX” Super jasne. Jedyne, co stamtąd zrozumiałam, to te wszystkie
ochraniacze, a i to dlatego, że obrazki były. Wyraźnie widzę, że sama sobie nie
poradzę, moje Źródło Informacji ciężko pracuje do późnych godzin nocnych i
obecnie tylko ćwiczymy łapanie jaja w weekendy, muszę zatem znaleźć kogoś
innego. Już spadłam na głowę jednemu z ulubionych Husarzy (bardzo Cię
przepraszam, że nie umawiałam się osobiście, ale nie mam do Ciebie innego
kontaktu, mam nadzieję, że nie jesteś bardzo zły :) ) i zmarnuję mu pół soboty, żeby
rozszerzyć wiedzę. Postaram się nie eksploatować ciągle jednej osoby, bo będzie
pluć jadem na mój widok, więc potem umizgnę się do następnych. Gdyby ktoś
chciał na ochotnika pouczyć mnie czasem, to bardzo się będę cieszyła.
Planuję przy
okazji wyciągnąć nieco wspomnień, bo przecież jestem tyle meczów do tyłu… No w
każdym razie – każdy męczennik mile widziany. :) Zgłoszenia proszę wysyłać przez
facebooka, ewentualnie mysleiczytam@gmail.com.
Tylko nie róbcie dowcipów kolegom, zsyłając im mnie na karki, bo podpadniecie
obu stronom. Będą bęcki na treningu i paszkwil na blogu. :) Ochotnik, przypominam, zgłasza się
sam, a nie jest wypychany przez miłych kumpli.
Pomaganie
jest fajne i daje wiele korzyści nie tylko temu, komu się pomaga, ale także
temu, kto pomaga. Husaria zdobyła mistrzostwo pierwszej ligi, pomogła nam tym
samym zadzierać nosa jeszcze wyżej, niż mieliśmy, a do tego cały sezon
poprawiała nam humor (czy tam Wam, bo mnie jeszcze nie było), pokonując kolejne
szczeble do tego mistrzostwa. I uważam, że my, kibice, też musimy pomóc
Husarii. Nie tylko jadąc na mecz i drąc dzioba. Poza wrzaskunami nasi ulubieńcy
potrzebują pieniędzy. Tak, wiem, gdyby któryś kibic się nagle wzbogacił,
podzieliłby się z zespołem. Wzbogacenie przyjdzie, albo nie, a trenować i grać
trzeba już. Nie mamy takiej forsy, żeby się zrzucić na nich, ale mamy co
innego. Mamy znajomych… Jak widać we wszystkich dyscyplinach, forsę z budżetu i
od sponsorów dostają nie ci, którzy
wygrywają. Dostają ci, którzy najwięcej luda przyciągają na swoje imprezy. Pogoń
nie zgarnęła trzech baniek za sukcesy, bo ich głównym sukcesem jest to, że mają
siłę biegać te 90 minut po boisku. Zgarnęła je dlatego, że ściąga pięć tysięcy
kibiców na trybuny. Różnej jakości, ale pięć tysięcy. Jeśli uda nam się nagonić
tysiąc osób na każdy mecz, zainteresowanie Husarią wzrośnie. Wzrośnie też
zainteresowanie samym futbolem amerykańskim. Chciałabym ( a mam nadzieję, że
większość z Was także), żeby w telewizornii można było oglądać transmisje
meczów chociaż TopLigi. A telewizornia przychodzi do mas. Pod wpływem
niniejszych wypocin, z moich znajomych zainteresowanie przyjściem na mecz
wykazało siedemnaście osób (matko, jak się zaraza szerzy :) ), z czego jedenaście w Szczecinie.
Gdyby podobnym sukcesem wykazał się każdy, kto był w Białymstoku (zawodników
nie liczę, oni pewnie już wszystkich, których mogli przyciągnęli), to
pojawiłoby się prawie czterysta nowych twarzy… Plus te sześćset, które już
przychodzi i mamy tysiaka.
Trzeba jednak
pamiętać, że coś trzeba tym nowym zaproponować, poza samym meczem. Strzałem w
dziesiątkę na pewno są konkursy w przerwie, bo nic tak Polaka nie przyciąga,
jak możliwość zdobycia czegoś za darmo… Dodatkowo gość, który wygra szaliczek,
będzie się cieszył (więc przyjdzie na następny mecz, bo było super), będzie się
nim chwalił i wirus FA będzie się szerzył dalej. Na pewno potrzebne jest
zaplecze socjalne (to wiedziałam ZANIM pojechaliśmy do Białegostoku) i nie
chodzi tylko o toalety. Mecz trochę trwa, ludzie robią się głodni. Na meczu z
Kings Kraków można było przekąsić co nieco i jak widziałam, szybciej kończyło
się żarcie, niż chętni na nie. Plus dla organizatora – ludzie zamiast szwendać się po okolicy, zjedli na miejscu i oglądali spotkanie.
Reklamując futbol zachęcamy do przychodzenia całe rodziny, po pierwsze – bo grupą raźniej, po drugie – bo to więcej ludzi na trybunach. Rodzina zawiera zwykle bagaż genetyczny. Bagaż do lat dwunastu może być bardzo średnio zainteresowany grą, nawet jeśli na boisku jest ulubiony wujek. Wujka za rusztowaniem berbeć nie rozpoznaje, siła uczucia zatem słabnie. Bardzo dobrym pomysłem były namioty na potomstwo. Miauczące potomstwo to zwykle podstawowy powód opuszczenia imprezy przez starych. W namiotach młodzi się nie nudzą, smaruje im się dzioby w zwierzątka, czy motyle – to trochę trwa, potem się młody chwali malunkiem, to znów trwa (im większa rodzina na trybunach, tym dłużej) i spokojnie dosiedzi do końca meczu. Dać im jeszcze po balonie i kłopot z głowy. Tylko wyjście z namiotu powinno być w przeciwną stronę, niż płyta boiska, bo mali ludzie mają skłonność do zwiewania w kierunku najmniej pożądanym. Przydatne mogłoby być uwiązanie, ale każdy, kto prowadził dwa psy na smyczy wie, że dwa sznurki= supeł nie do odplątania. Przy kilku linkach mogłyby się maluchy splątać w sieć, której by Spiderman pozazdrościł. Wprawdzie gwarantowałoby to unieruchomienie, ale też i wrzask na częstotliwościach szkodliwych dla zdrowia. Przedłużyć cierpliwość berbecia można za pomocą lodów i innych oblepiaczy. Na meczu z Falcons Tychy był pojazd z lodami, na meczu z Kings Kraków widziałam watę cukrową - w tę stronę należy zmierzać, żeby przyciągnąć ludzi. Do tego stoisko z pierdziawkami i bańkami mydlanymi i młodych kibiców mamy z głowy. Oprawa meczu w stylu festynu rodzinnego zagwarantuje nam sporo oglądaczy, zwłaszcza że boisko przy Witkiewicza sąsiaduje z dwoma dużymi osiedlami.
Reklamując futbol zachęcamy do przychodzenia całe rodziny, po pierwsze – bo grupą raźniej, po drugie – bo to więcej ludzi na trybunach. Rodzina zawiera zwykle bagaż genetyczny. Bagaż do lat dwunastu może być bardzo średnio zainteresowany grą, nawet jeśli na boisku jest ulubiony wujek. Wujka za rusztowaniem berbeć nie rozpoznaje, siła uczucia zatem słabnie. Bardzo dobrym pomysłem były namioty na potomstwo. Miauczące potomstwo to zwykle podstawowy powód opuszczenia imprezy przez starych. W namiotach młodzi się nie nudzą, smaruje im się dzioby w zwierzątka, czy motyle – to trochę trwa, potem się młody chwali malunkiem, to znów trwa (im większa rodzina na trybunach, tym dłużej) i spokojnie dosiedzi do końca meczu. Dać im jeszcze po balonie i kłopot z głowy. Tylko wyjście z namiotu powinno być w przeciwną stronę, niż płyta boiska, bo mali ludzie mają skłonność do zwiewania w kierunku najmniej pożądanym. Przydatne mogłoby być uwiązanie, ale każdy, kto prowadził dwa psy na smyczy wie, że dwa sznurki= supeł nie do odplątania. Przy kilku linkach mogłyby się maluchy splątać w sieć, której by Spiderman pozazdrościł. Wprawdzie gwarantowałoby to unieruchomienie, ale też i wrzask na częstotliwościach szkodliwych dla zdrowia. Przedłużyć cierpliwość berbecia można za pomocą lodów i innych oblepiaczy. Na meczu z Falcons Tychy był pojazd z lodami, na meczu z Kings Kraków widziałam watę cukrową - w tę stronę należy zmierzać, żeby przyciągnąć ludzi. Do tego stoisko z pierdziawkami i bańkami mydlanymi i młodych kibiców mamy z głowy. Oprawa meczu w stylu festynu rodzinnego zagwarantuje nam sporo oglądaczy, zwłaszcza że boisko przy Witkiewicza sąsiaduje z dwoma dużymi osiedlami.
Moje kubeczki, najładniejszy gdzieś wsiorbało, muszę
zrobić śledztwo.
Inną formą
promocji zespołu są gadżety. Jestem szturchnięta umysłowo na punkcie gadżetów,
więc czuję się właściwie ekspertem w tej sprawie :) Gadżet ma dwa zadania. Pierwsze w kolejce,
choć drugorzędne w znaczeniu jest przysparzanie forsy. Drugorzędne jest
dlatego, że w naszej rzeczywistości na gadżetach zarabia się dość średnio,
chyba, że się jest FC Barceloną. Na zarabianie przyjdzie czas za chwilę, teraz
gadżet ma pełnić swoją drugą i zasadniczą funkcję, mianowicie reklamować sport
i drużynę. Będąc na stadionie Arsenalu, dotarłam do ichniego sklepu z gadżetami
i straciłam mowę na dwie godziny. Cokolwiek macie w domu, tam było z logo
ulubionej drużyny. Od pampersów i śpioszków po pokrowce na motory, deski
klozetowe, złote spinki do mankietów. Prezerwatywy, breloczki, szczoteczki do
zębów –wszystko, co tylko przyjdzie do głowy. W cenie od kilku ichnich groszy
po tysiące funtów. I tu jest klucz do sukcesu. Moje trofea w temacie smyczowym.
Nasza drużyna jest młoda, wielu fanów jeszcze nie ma, takich, których stać na drogie gadżety chyba ze dwóch się znajdzie. Dlatego trzeba zacząć od gadżetów za symboliczne pieniądze. Typu przypinka, smycz, breloczek, opaska odblaskowa, kubek (zwłaszcza kubek, bo zbieram :) )… Takie cosie będą szybko schodziły, bo rodzice dadzą młodzieży pięć złotych, żeby się odczepiła i młodzież może latać co chwilę do sklepiku i kupować różne bzdety. Potem te bzdety będzie nosił tatuś, siostra, mamusia, dziadek i kogo jeszcze obdarują. Husaria będzie dyndać przy kluczach, majtać się na szyjach, przylepiać do tornistrów… Jakże obciachowe jest noszenie znaczka odblaskowego, a jaką dumą może napawać noszenie opaski na rękę z logo ukochanej drużyny! A koleżanki i koledzy będą pytać – co to? I fama o zespole będzie się niosła, ludzie się będą interesować i przychodzić na mecze. Za ludźmi będą iść sponsorzy i góry pieniędzy… :)
Znaczek przygotowany przez kibiców.
Nasza drużyna jest młoda, wielu fanów jeszcze nie ma, takich, których stać na drogie gadżety chyba ze dwóch się znajdzie. Dlatego trzeba zacząć od gadżetów za symboliczne pieniądze. Typu przypinka, smycz, breloczek, opaska odblaskowa, kubek (zwłaszcza kubek, bo zbieram :) )… Takie cosie będą szybko schodziły, bo rodzice dadzą młodzieży pięć złotych, żeby się odczepiła i młodzież może latać co chwilę do sklepiku i kupować różne bzdety. Potem te bzdety będzie nosił tatuś, siostra, mamusia, dziadek i kogo jeszcze obdarują. Husaria będzie dyndać przy kluczach, majtać się na szyjach, przylepiać do tornistrów… Jakże obciachowe jest noszenie znaczka odblaskowego, a jaką dumą może napawać noszenie opaski na rękę z logo ukochanej drużyny! A koleżanki i koledzy będą pytać – co to? I fama o zespole będzie się niosła, ludzie się będą interesować i przychodzić na mecze. Za ludźmi będą iść sponsorzy i góry pieniędzy… :)
Znaczek przygotowany przez kibiców.
Porządniejsze
i droższe gadżety w chwili obecnej można robić na zamówienie. Na przykład
ekskluzywna replika koszulki ulubionego gracza, albo parasolka z logo drużyny,
termiczny kubek, limitowana seria bluz czy koszulek kibica… Robimy po
przedpłacie, jeśli się zbierze odpowiednia ilość chętnych.
Poza
noszeniem gadżetów można robić różne akcje… Ja wiem, że Husaria od dawna pomaga bez
rozgłosu, oglądałam i czytałam na stronie, ale od czasu do czasu można zrobić coś z hukiem. Na przykład nabór do
drużyny… Powiedzmy, że rusza we wrześniu, powiedzmy, że 15 września. Dwa
tygodnie wcześniej, w niedzielę, w najbardziej uczęszczanym miejscu prawobrzeża
zbiera się ekipa z piętnastu osób, kibice w koszulkach, jakie mieliśmy w
Białymstoku, zawodnicy we własnych, wszyscy z ulotkami. Można mieć zestaw
odzieży do przymierzenia i zrobienia sobie zdjęć (jak na przykład zrobiła na
finale TopLigi drużyna Crusaders Warszawa - zdjęcie Mojej Bratanicy z facebookowej strony warszawskiej drużyny), można mieć dwie piłki i zachęcać
młodzież i dorosłych do rzucania… Rozdajemy ulotki zapraszające na trening.
Tydzień później robimy analogiczną akcję w najbardziej uczęszczanym miejscu
lewobrzeża… I już fama o drużynie się rozchodzi, ludzie się dowiadują, że mamy
taki sport…
W
październiku jest Międzynarodowy Dzień Psa i Kota (czy jakoś tak), spikamy się
z dwiema czy trzema fundacjami (służę kontaktem), fundacje załatwiają wjazd do
Galaxy czy do Kaskady, a my w ekipach dwóch kibiców i zawodnik, albo odwrotnie,
łazimy z puszkami i zbieramy na zwierzaki, przy okazji informując, kto my
jesteśmy i zapraszając na mecze. Korzyści wiele – świetna zabawa dla zbieraczy,
kasa dla zwierzaków, nowi ludzie zainteresowani tematem.
W czerwcu
zaczyna się sezon na wypadki drogowe. Potrzebna krew. Robimy przy okazji meczu,
albo pomiędzy, festyn, na który zapraszamy autobus ssący (odpowiednio wcześniej
przynajmniej kilkunastu ludzi musimy mieć przygotowanych do krwawienia) i dalej
do przodu.
Pomysłów są
setki, trzeba je tylko odpowiednio dopracować. Przy niewielkich nakładach
finansowych, średnich wysiłkach osobowych można sprawić, że Husaria będzie
bardziej popularna, niż Pogoń. Przyzwyczajono nas, że zawodnicy są niczym
gwiazdy na niebie – błyszczą (albo nie), ale nic więcej pożytku z nich nie
mamy. Kiedy pokażemy, że Husaria jest z ludźmi i dla ludzi, będzie nas,
kibiców, znacznie więcej. Z fajnymi ludźmi po prostu weselej spędza się czas…
Tylko musicie
panowie obiecać, że Wam palma nie odbije, jak się zacznie kocioł z wielbicielkami :) Bo
terapię Wam zapewnimy, ale nie jest przyjemna :D
Wrzucam
dzisiaj, bo jutro idę oddawać krew, a potem łapię dzikie koty do sterylizacji,
więc zwyczajnie nie będzie kiedy…