Generalnie całość mojej działalności na rzecz jawności i przejrzystości opisuję na blogu Inkubator Kultury Otwartości - tu wklejam posty dotyczące futbolu amerykańskiego...
Na 27 października, na godzinę 16.30 zostało zwołane spotkanie
zespołu ds. SBO2016, na którym miała zostać wyjaśniona sprawa boiska
przy ul. Witkiewicza. Stając na uszach - zdążyłam dotrzeć. Patrzyłam ze
zdziwieniem na prawie pustą salę. Okazało się, że termin wybrano dość
niefortunny - w tym samym dniu odbywała się sesja rady miasta, na której
miały zostać poddane pod głosowanie różne kontrowersyjne projekty,
między innymi ten dotyczący pomnika Lecha Kaczyńskiego. Żaden radny w
takim momencie sesji nie odpuści, a przecież czterech członków zespołu
to miejscy radni... Punktualnie przybyli między innymi dyrektor MOSiR-u i
dyrektor Wydziału Sportu. Pomyślałam, że przynajmniej będzie można
porozmawiać z "drugą stroną". Nie wszyscy byli zadowoleni ze zwołania
spotkania, mój sąsiad utyskiwał, że nie bardzo wiadomo, po co, bo
przecież mleko się rozlało... Projektodawca zadzwonił do mnie z informacją, że spóźni się chwilę.
Przekazałam wiadomość zgromadzonym i o 16:35 spotkanie rozpoczęło się.
Przewodniczący
przypomniał, w jakim celu zwołano spotkanie, potwierdziłam, że na mój
wniosek i po udzieleniu mi głosu w skrócie przypomniałam, o co mi
chodziło. Dwie sprawy - niezgodna z prawdą opinia dyrektora MOSiRu, a
także nieuwzględnienie wniosku pomysłodawcy projektu, by wykreślić z
niego kontrowersyjne linie i pozostawić resztę. Otrzymane od Tomasza
maile potwierdziły, że 13 września wysłał na adres dyrektora Pawła
Szczyrskiego taką właśnie informację. Przypomniałam, że na tym
spotkaniu, na którym burzliwie dyskutowaliśmy sprawę modernizacji
boiska, kilku członków zespołu wykazało się wielką niechęcią do futbolu
amerykańskiego, co skutkowało merytoryczną oceną projektu, do której
jako zespół nie mieliśmy prawa. O tym, czy dany projekt jest istotny,
ważny, potrzebny, w budżecie obywatelskim decydują wyłącznie obywatele.
Podkreśliłam, że niechęć do dyscypliny oraz błędne informacje sprawiły,
że projekt nie został dopuszczony do głosowania mieszkańców.
Głos
zabrał pan Mirosław, który przypomniał, że on pierwszy zwrócił uwagę na
to, że dyrektor MOSiRu nie mówi prawdy, powołał się przy tym na swoją
wieloletnią działalność w PZPN.
Dyrektor MOSiR był oburzony, że
zarzucam mu kłamstwo i wyjaśnił, że na tamto spotkanie został zaproszony
w ostatniej chwili i nie wiedział, czego będzie dotyczyło. Nie miał
czasu się przygotować, a opinię swoją wygłosił na podstawie posiadanej
wiedzy, która dotyczyła boisk trawiastych. Nie wiedział, że na boiskach
ze sztuczną nawierzchnią obowiązują inne zasady. Do tego absolutnie nie
potwierdzał swojej opinii na kolejnym spotkaniu, bo go zwyczajnie na nim
nie było i więcej się w tym temacie nie wypowiadał. Stanowczo
twierdził, że nie przy nim zgłaszałam wniosek o potwierdzenie informacji
o stosunku PZPN do linii w innym kolorze. Zarzucił mi, że napisałam
nieprawdę, bo nie twierdził, że przez te linie na Witkiewicza Pogoń
zostanie wywalona z ekstraklasy, tylko że to ma być boisko pomocnicze
Pogoni, że o dopuszczeniu boiska do gry decyduje sędzia i któryś może
zakwestionować, że może to sprawić problemy i jeszcze dużo takich
wiadomości, z których wynika, że będziemy mieli problemy. Spotkanie było
nagrywane, gdzieś pewnie udostępnią całość, można będzie wysłuchać
całego wywodu. W każdym razie chodziło o to, że uprościłam wywód i
spłaszczyłam, wypaczając jego sens. Nie powtarzam zatem drugi raz, żeby
nie powielić błędu. Do tego pan dyrektor przedstawił wizualizację
takiego boiska, na którym nałożone na siebie są linie do piłki nożnej i
do futbolu amerykańskiego, aby pokazać, jak nieczytelne robi się
oznakowanie. Zabrał głos także dyrektor Wydziału Sportu, który obszernie
wyjaśnił niezręczną ocenę projektu wykonaną przez jego wydział.
Opowiedział też o tym, że boisko to było budowane z myślą o piłce
nożnej, dla piłki nożnej, z projektów finansowanych przez źródła
zewnętrzne, w których wyraźnie zaznaczone było, że są dla piłki nożnej.
Że boisko do futbolu amerykańskiego jest dłuższe niż to do nożnej, w
związku z tym to przy ul. Witkiewicza tak naprawdę nie spełnia wymogów
futbolu amerykańskiego. Że problem jest też w tym, że to boisko jest nie
tylko boiskiem treningowym, ale także rozgrywkowym i powtórzył, że o
tym, czy oznakowanie jest czytelne każdorazowo decyduje subiektywnie
sędzia. Zawisło w powietrzu pytanie, co będzie, jeśli któryś sędzia
stwierdzi, że dwa rodzaje linii wprowadzają galimatias. Padł argument,
że mają wejść przepisy, o których rozmawialiśmy w kontekście boiska przy
Witkiewicza jako boiska pomocniczego Pogoni i takie linie mogą sprawić
problem (do wysłuchania w nagraniu, żebym znów nie pokręciła). Nie
pamiętam, czy to z ust przewodniczącego zespołu, Łukasza Listwonia, czy
też z ust prezydenta Przepiery padło zdanie, że ocena formalna wniosku
była uproszczona i niedokładna, co spowodowało wątpliwości i wywołało
takie perturbacje. Dyrektor Wydziału Sportu wyraził swoje ubolewanie z
tego powodu, ale obaj panowie, zarówno dyrektor MOSiR jak i Wydziału
Sportu stanowczo sprzeciwili się sugestii, że świadomie i z premedytacją
wprowadzili kogokolwiek w błąd. Dyrektor Wydziału Sportu dodał, że jest
entuzjastą sportu w mieście i popiera wszystkie inicjatywy zmierzające
do usportowienia (czy jakoś tak, bo nie koniecznie tymi słowami :) ).
Ponownie
dorwałam się do głosu i przypomniałam, że na tym za małym dla FA, ale
idealnym do kopanej boisku dwie drużyny FA nie tylko trenują, ale i
grają ligowe mecze od co najmniej trzech lat. Przypomniałam, że przepisy
o pomocniczym boisku dla Pogoni jeszcze nie weszły w życie, więc jako
takie nie mogą nas obowiązywać. Podobną sytuację mieliśmy w czasie
dyskusji nad projektem strzelnicy w Kijewie, który był niezgodny z
przygotowywanym, ale jeszcze nie uzgodnionym planem zagospodarowania
przestrzennego. I uznaliśmy, że skoro nie obowiązuje w chwili obecnej,
to nie mamy podstaw, by go uwzględniać. Przekazałam dyrektorowi MOSiR,
że nie dotarła do mnie informacja, że go nie było na drugim spotkaniu,
że moje wnioski o kłamstwach oparłam na niżej wymienionych faktach:
-
poprosiłam o sprawdzenie informacji, że PZPN nie zezwala na
jakiekolwiek oznakowanie boiska inne, niż do piłki nożnej, aby zespół
mógł głosować w pełni świadomie
- na kolejnym spotkaniu wniosek został odrzucony.
Na
tej podstawie uznałam, że ktoś potwierdził (domniemałam, że dyrektor
MOSiR) regulacje PZPN wykluczające projekt. Przepraszam niniejszym
dyrektora MOSiR. Nie kłamał. Po prostu nie wiedział. Założył, że
obowiązują takie same regulacje na boiskach ze sztuczną nawierzchnią,
jak na tych z trawiastą. Nikogo z członków zespołu sprawa nie obeszła,
bo kilka osób było przeciwnych jakiemukolwiek wsparciu dla futbolu
amerykańskiego, kilka, które nie znają się ani na jednej, ani na drugiej
dyscyplinie przyjęło do wiadomości opinie dyrektora MOSiR wygłaszane z
wielką pewnością siebie, a ja byłam niestety w pracy i to za granicą.
W
trakcie dyskusji do sali dotarł wnioskodawca, potwierdzając przekazane
przeze mnie informacje, a także zwracając uwagę na dwie rzeczy. Po
pierwsze, że w poprzednim roku zgłosił identyczny projekt, który nie
wywołał najmniejszej dyskusji i został poddany pod głosowanie
mieszkańców, więc nie rozumie, dlaczego w tym roku okazał się tak
kontrowersyjny, a po drugie - zespół nie ma prawa oceniać sensowności
projektu, bo do tego upoważnieni są mieszkańcy w czasie głosowania.
Mogą jedynie oceniać go pod względem formalnym, a tu wniosek był bez
zarzutu. Odniósł się także do złożonej mu w trakcie procedury oceny
wniosku propozycji wybrania innej lokalizacji i złożenia wniosku na
przystosowanie innego boiska do potrzeb futbolu amerykańskiego.
Powiedział, że nie widzi sensu wydawania ogromnych sum na nowe boisko,
kiedy za niewielkie kwoty można dostosować to, co już jest używane.
Wprawdzie mamy dwie drużyny futbolu w Szczecinie, ale nie ćwiczą całymi
dniami, takie boisko nie byłoby w pełni wykorzystane (to ostatnie zdanie
jest moje, nie Tomasza).
Ponieważ padła propozycja, żeby
zmierzać do brzegu, prezydent Przepiera, przepraszając gorąco
wnioskodawcę za zaistniałą sytuację, zaproponował, by Tomasz
skontaktował się z dyrektorem Wydziału Sportu i dyrektorem MOSiR i by
wspólnie ustalili, w jaki sposób można spróbować zniwelować straty
spowodowane niedopuszczeniem wniosku pod głosowanie. Czyli czy da się w
ramach dostępnych w obu miejscach środków wprowadzić jakieś usprawnienia
w obiekcie przy ul. Witkiewicza, zaproponowane w projekcie. Padło
pytanie, czy wnioskodawca będzie usatysfakcjonowany takim rozwiązaniem.
Tomasz stwierdził, że tak. Padło również pytanie, czy główna
awanturnica, czyli ja, też uważa, że sprawa została wyjaśniona. Również
stwierdziłam, że tak.
Zanim napiszę, jakie jeszcze tematy
poruszono na spotkaniu, podzielę się teraz moimi przemyśleniami,
odnośnie wyżej opisanego przebiegu spotkania i padających na nim
argumentów. Bo to u góry to są właściwie fakty.
Oczywiście - jest
ogromna różnica między kłamstwem, a wygłoszeniem nieprawdziwej opinii.
To pierwsze zakłada premedytację, to drugie wynika z wprowadzenia w
życie zasady "nie wiem, ale powiem". Gdyby dyrektor MOSiR na pamiętnym
spotkaniu powiedział, że swoją opinię opiera na regulacjach z boisk
trawiastych, ale nie może z całą stanowczością stwierdzić, że takie same
są na tych ze sztuczną nawierzchnią, dałby szansę zespołowi na
znalezienie prawdziwej odpowiedzi na zadane pytanie. Naturalną reakcją w
takim przypadku jest prośba o potwierdzenie. Nie możemy się opierać na
przypuszczeniach! Wygłaszane i kilkukrotnie potwierdzane zdanie, że PZPN
nie dopuszcza innego oznakowania wprowadziło w błąd członków zespołu.
Uznali oni, podobnie zresztą, jak i ja, że przecież osoba zarządzająca
obiektem zna się na tym, co twierdzi. Zwłaszcza z taką pewnością siebie!
Do tego - choć dyrektor przecież wiedział, że nie sprawdzał tych
informacji PRZED spotkaniem, nie odczuł żadnej potrzeby sprawdzenia
wygłaszanych przez siebie tez PO spotkaniu. Uznał, że nie jest to
istotne, czy miał rację, czy też wprowadził ludzi w błąd. Dla mnie to
szokująca sytuacja. Lekceważenie. Jakiś budżet, jakiś zespół, mało
ważne...
Następna kwestia - wizualizacja linii na boisku.
Przedstawione na wizualizacji linie z daleka wydawały się w identycznym
kolorze. Żółty, użyty do oznakowania boiska futbolu amerykańskiego
nieznacznie różnił się od białego. Dzięki pomocy Pasjonatów futbolu
amerykańskiego (dziękuję bardzo!) dostałam kilkanaście zdjęć, na których
widać, jak oznaczane są boiska wielofunkcyjne (bo na niektórych można
zobaczyć oznaczenia do piłki nożnej, piłki ręcznej, koszykówki i tenisa
jednocześnie!).
To jest boisko w Belgii.
To - znalezione na stronie czeskiej.
Tu mamy polskie.
A tu takie już z liniami i do futbolu amerykańskiego i do piłki nożnej
Albo takie, też dla tych dwóch dyscyplin
Na
FB, na profilu Pasjonatów Futbolu Amerykańskiego dostałam lawinę zdjęć z
całego świata, a Rafał Piszczek dał także fotkę używanego przez dwie
dyscypliny stadionu w Radomiu. Otrzymałam informację od Piotra
Wykowskiego, że w Wyszkowie powstanie w przyszłym roku właśnie takie
"dwukolorowe" boisko. Jak widzicie, nie jest to zwariowane widzimisię
oszołoma, tylko zwyczajna sprawa. Wiem, że w Niemczech są takie
wielofunkcyjne boiska i grają na nich zespoły ligowe obu dyscyplin. I
dają radę. W trakcie wyjaśnień dyrektora Wydziału Sportu zastanawiałam
się, czy nasi piłkarze nożni rzeczywiście będą mieli takie problemy z
rozróżnianiem kolorów? Nie wiedzą, w którym miejscu boiska spodziewać
się linii środkowej, a w którym jest pole karne? Słyszałam, że niektórzy
nie grzeszą inteligencją, ale żeby aż tak? I sędziowie też sobie nie
poradzą?
Późno się robi i padam na dziób, więc podejmę próbę
zakończenia tego tekstu. Dlaczego uroiłam sobie, że ktoś z premedytacją
chce wykluczyć projekt?
1. Dyrektor MOSiR podał na spotkaniu informację.
2. Złożyłam wniosek o weryfikację informacji, który został przeoczony/zignorowany.
3. W zespole były osoby przeciwne wnioskowi z powodów innych, niż formalne.
4. Ocena Wydziału Sportu opierała się na argumentach innych, niż formalne.
5. Projektodawca nie otrzymał odpowiedzi na swoją propozycję rezygnacji z kontrowersyjnych linii.
6. Informacja o tym, że projektodawca rezygnuje z linii nie dotarła do zespołu.
7. Wniosek nie został dopuszczony do głosowania przez mieszkańców.
8. W poprzednim roku nie budził żadnych kontrowersji.
Uznałam,
że takie nagromadzenie pomyłek, błędów i przypadków zagapienia się przy
jednym projekcie jest szalenie dziwne. Może nie miałam racji, może to
rzeczywiście jakaś lawina błędów zgodna z prawem Murphy'ego, ale
uważam, że miałam silne podstawy, żeby takie wnioski wyciągnąć.
Akceptuję
wyjaśnienia dotyczące zaistniałej sytuacji. Jednak (moim zdaniem) nie
można usprawiedliwić tego, co się stało. Zawiódł sztab urzędników - na
całej linii- od opiniowania, aż po kontakt z wnioskodawcą, zawiódł
zespół, który nie dopilnował realizacji wniosku o uzupełnienie
informacji. Jest to niewątpliwie nauczka na przyszłość i są to kolejne
uwagi ewaluacyjne do budżetu obywatelskiego. Cieszy, że urząd miasta
pochyla się nad niewłaściwie potraktowanym projektem i jego
pomysłodawcą.
Nie sztuką jest działać, gdy wszystko
idzie dobrze. Sztuką jest przyznać się do błędu i podjąć próbę jego
naprawienia. Czy uda się to w Szczecinie? Uważam, że pierwszy krok -
otwarte omówienie problemu - mamy za sobą. Wyciągnęłam z tego zdarzenia
wnioski, które zgłoszę jako uwagi w procesie oceny Szczecińskiego
Budżetu Obywatelskiego 2016. I zrobię wszystko, co w mojej mocy, by
zostały uwzględnione w kolejnej edycji budżetu, tej na rok 2017.
Jawność
i przejrzystość to klucz do wszystkiego. Błędy i pomyłki są
dopuszczalne, w końcu nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. Ale o
błędach i pomyłkach mówi się otwarcie. Jeśli sprawę zamiata się pod
dywan - smród szybko ogarnie cały dom. Nie chcę, by mieszkańcy zrazili
się do inicjatywy SBO. Jest na pewno niedoskonała, w porównaniu z
budżetem partycypacyjnym, jaki jest w Porto Alegre, ale mam nadzieję, że
pewnego pięknego dnia i u nas będzie tak, jak tam.
Czego Wam i sobie życzę.
W
następnych wpisach - o pozostałych dwóch punktach omawianych na
spotkaniu zespołu SBO2016, a także o tym, co jak się ma mój monitoring
spółek komunalnych.
Dziękuję tym, którzy dotarli do tego miejsca i mówię: dobranoc! :)
Moja Husaria
Namówiona na wizytę na stadionie wsiąkłam w nową dyscyplinę. I w szczecińską drużynę też. Oswajam się i uczę, a ponieważ znajomi pytają, co ja w tym widzę, postanowiłam się podzielić wrażeniami. Informacje o osiągnięciach Husarii pochodzą z jej strony na facebooku, a także oficjalnej strony internetowej. Źródła innych informacji będę podawała na bieżąco w tekście.