sobota, 18 stycznia 2014

3. Adam - siła spokoju, czyli cokolwiek się stanie, i tak sobie poradzę.



 
Dzień dobry, mam na imię Adam :)
 Kolejnym zawodnikiem, którego chcę Wam przedstawić, jest Adaś (nr 78). Technikalia są do obejrzenia na stronie Husarii, jak każdego zawodnika, więc nie poświęcę na nie więcej przestrzeni. I tak, jak pisał Antoine de Saint-Exupery, „najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”. Choć oczy też coś tam swojego wiedzą…
Moje pierwsze wspomnienie związane z Adamem dotyczyło wyjazdu na pamiętny finał w Białymstoku. Mijałam się z nim na hotelowym korytarzu, próbując się dopchać do jakiejś łazienki. Zwróciłam na niego uwagę, bo reprezentuje mój ulubiony optycznie typ mężczyzny i jakoś tak zawsze udaje mi się ich w tłumie wypatrzyć. Prawdą jest, że nie jest to zbyt trudne. :) To był taki błysk, który pogłębił się na boisku, kiedy szykowali się do meczu. Nie znałam go zupełnie, pojęcia nie miałam o jego rodzinnych koneksjach, ale wzrok przyciągał. Zastanawiałam się – czym, bo
"Może kupię Monice taki jacht?" :)
zdecydowanie oczy do niego wracały. I zdałam sobie sprawę, że promieniuje spokojem i siłą. Taką niezawodną, cichą, ale zawsze obecną. Napisałabym – człowiek skała, ale skała jest zimna, niereformowalna i poza tym, że nie do ruszenia, ma same negatywne cechy. Adama odbieram na wskroś pozytywnie. Nie jest osobą, która pcha się na pierwszy plan, której wszędzie pełno. Natomiast jestem pewna, że gdybym potrzebowała pomocy i rozejrzała się dokoła, on stałby obok z wyciągniętą ręką. Wiesz, że zawsze jest tam, gdzie być powinien, że kiedy się oprzesz, wytrzyma, że nic ci się złego przy nim nie stanie i kiedy powie „będzie dobrze”, to po prostu tak będzie. Poczucie bezpieczeństwa przy nim jest zwyczajnie gwarantowane, bez żadnych gwiazdek i dopisków drobnym druczkiem. Dotychczas spotkałam zaledwie kilku ludzi, przy których tak się czułam. Większość rozciąga tę swoją zdolność tylko na najbliższych, a Adam okrywa nią wszystkich, którzy są w pobliżu. To trochę tak, jakbym stała w zimnym pomieszczeniu, a wraz z nim napływało gorące, pachnące wiosenną łąką powietrze. Jest bardzo ciepłym i życzliwym człowiekiem, który z uśmiechem przyjmuje wplątywanie go w moje pomysły.

Każdy czas i każde miejsce jest dobre, żeby trenować.
Romansuje z futbolem około trzech lat, a na złą drogę sprowadził go niejaki Maciej S. :) Skuszony czarownymi wizjami kolegi obejrzał ze dwa mecze i stwierdził, że czemu nie?  Przyszedł na trening i już został. Futbol wyciągnął go z kapci i fotela bujanego, pozwolił uwierzyć, że jeszcze się do czegoś nadaje, jeszcze może pomóc drużynie. Jak podkreśla – był to ważny moment w jego życiu. Dzięki futbolowi stał się nie tylko sprawny, ale też bardziej kontaktowy. Przebywając w drużynie wśród wielu osób, poznając ciągle nowe, łatwiej mu zawierać nowe znajomości także w życiu codziennym. Nie waha się, kiedy pojawia się „obcy” w okolicy. :) W drużynie ma grono bliskich kolegów, które rozciąga się jak guma w majtkach. Raz spotykają się w pięciu, ale za dwa dni może ich być trzydziestu. Z jednymi jest bardziej zżyty, z innymi mniej, ale zawsze znajdzie się ekipa, z którą można coś fajnego zrobić.
Najważniejsze wsparcie w życiu Adama.
Rodzina jego pasję wspiera bardzo, czasem aż za bardzo. Nadszedł ten moment, w  którym możemy zdradzić tajemnicę (dla kogo to nowość, dla tego nowość, miejscowi oczywiście wiedzą) – moja fotografka genialna, Monika, to żona Adama. Zawsze, kiedy tylko może, towarzyszy Husarii na meczach, treningach, wyprawach, akcjach charytatywnych i zabawach. Jej zaangażowanie gwarantuje Adamowi akceptację treningów, wyjazdów i innych takich nieobecności, jednocześnie umożliwiając stały kontakt choć z kawałkiem rodziny (bo dzieci nie zawsze mogą zabrać ze sobą). Z drugiej strony – kiedy Husaria działa poza boiskiem, czasem żona wybywa mu z domu. Zdaje sobie sprawę, że niektórzy zazdroszczą mu Moniki. Nie tylko dlatego, że piękną kobietą jest, ale głównie dlatego, że akceptuje i w pełni popiera jego pasję. O wsparciu starszej córki mówi z uśmiechem. Opowiada, jak to zajęty pracą w gorącym, przedświątecznym okresie, spotykał się z jej docinkami, że się obija, zamiast trenować. :) Młodsza córka jeszcze się nie znęca nad szanownym rodzicem, ale już połknęła chyba amerykańskiego bakcyla, bo chętnie bierze udział we wszystkich meczowych i okołofutbolowych wypadach.
Nie ma jak tatuś i ukochane córeczki. :)
Rodzina, praca i sport to jego życie. Poza samymi treningami chodzi też na siłownię. Jak przyznaje – ciężko zrezygnować, kiedy się tak wciągnęło w to wszystko. Tym bardziej, że w tych wypadach towarzyszy mu żona – to kolejne chwile, które mogą spędzić razem, realizując swoje pasje.
Pożegnania z futbolem sobie nie wyobraża. Dopuszcza myśl, że ktoś może okazać się lepszy i zmienić go na boisku, wypychając z gry, ale na pewno wtedy zostanie przy zespole. Będzie pomagał na treningach, przy przygotowaniach, przy meczach, nawet jeśli nie wybiegnie więcej na murawę jako zawodnik. Choć nie ukrywa, że podejmie też walkę o powrót na swoją pozycję. Czas spędzony na siłowni i treningach futbolowych pokazał mu jasno, że jeśli się ciężko popracuje, to wszystko jest możliwe.
Na trening stara się przyjechać chwilę wcześniej, by zamienić kilka zdań z kolegami. Mówi o tych momentach z uśmiechem, widać, że bardzo lubi te „dziesięć minut wstępu”. A potem jest już tylko ciężka praca. Co się robi? „Bez gadania ćwiczy do osiągnięcia stadium „zwłoki”, żeby na drugi dzień czuć, że to był dobry trening”. :)  Adam opowiadał, jak fajnie widać postępy ćwiczących. Szczególnie rzuca się to w oczy przy obserwowaniu nowych zawodników. Niedawno dołączyli i na początku wyraźnie nie dawali rady, a teraz niektórzy ćwiczą znacznie lepiej, niż weterani. Ciężka praca procentuje. :)
Ciężka praca procentuje... :)
W mistrzowskim dla Husarii sezonie Adam grał na pozycji Centra (C). To jest osoba, która rozpoczyna grę, podając piłkę do Quarterbacka (QB). Jest jednocześnie środkowym linii ofensywy. Cała kołomyja z tą linią jest taka, że jest to formacja ataku, ale pełni funkcje obronne (jest to jedna z niewielu chwil, kiedy można zjeść ciastko i mieć ciastko :) – grając jednocześnie w ataku i obronie). Na zajmowanej przez niego pozycji potrzeba wielu zawodników, często trzeba być gotowym, by w odpowiednim momencie wejść i zmienić zmęczonego kolegę. Praca na linii jest ciężka, wymagająca, nie każdy da radę wytrzymać trudy meczu. Ważne jest, by zawodnik, który czuje się wykończony, czy odniósł kontuzję dał sygnał do zmiany, żeby chwilę odpocząć. Grając poniżej swoich możliwości tylko zaszkodzi drużynie. Wypoczęty i sprawny kolega zapewni mu chwilę oddechu, a zespołowi da konkretne, maksymalne wsparcie. Tak funkcjonująca formacja jest najbardziej efektywna, co sprawia, że nie ma u nich klasycznie rozumianej rywalizacji. Raczej wspierają się i pomagają sobie, by całość utrzymywała wysoki poziom. Linia to ma być mur i każdy powinien dążyć do tego, żeby ten mur spajać. Nikt nie może się pchać bardziej, albo odstawać, bo wtedy mur się rozkruszy (przypomnę kolejny raz, że o pozycjach będzie oddzielny tekst, „już za chwileczkę, już za momencik”).

Nie ma złej pogody... :)
Adam uważa, że bardzo dużo daje każdy trening, ale najwięcej te, które odbywają się na dworze. Kiedy wieje wiatr, zacina deszcz czy śnieg, to nie jest dla niego problem. Sezon zaczyna się w marcu, kiedy na słonko i plażową pogodę nie ma co liczyć, więc każdy trening na wygwizdowie ułatwia grę i daje przewagę nad przeciwnikiem, jeśli ten ćwiczy głównie w hali. Zawodnik musi się nauczyć grania w każdych warunkach, bo nikt nie odwoła meczu, kiedy się któryś poskarży, że mu w tyłek zimno, albo na głowę kapie. Rzeczywiście, trafiłam na trening w przeraźliwie zimnym deszczyku, siąpiącym z nieba niby, ale moczącym wszystkie powierzchnie, także te, zdawałoby się, ukryte. Husaria trenowała, jakby świeciło słoneczko, a przy linii bocznej czekali kelnerzy z drinkami z palemką. Przygotowania w ekstremalnych warunkach sprawiają, że mecz w ekstremalnych warunkach nie jest wcale czymś dziwnym.
W czasie treningów pada dużo podpowiedzi. Źle jest, kiedy kilka osób na raz mówi różne rzeczy, a tragicznie – kiedy sami mają ze swoją pracą problemy. Każdy ma swój własny sposób na wykonanie zadania, idealne dla niego, niekoniecznie właściwe dla kolegi. Stąd spory dystans Adasia do takich suflerów. Łatwiej przyjmuje się rady od autorytetów. Po pierwsze – dlatego, że to są właśnie rady, a nie krytyka, a po drugie – człowiek, który zgłasza uwagi, na pewno się zna. Wiadomo, że BuLi wie, co mówi, a nie mówi, co wie. :) Pierwsza z wymienionych przez niego ważnych cech gracza futbolowego na jego pozycji to siła, a konkretnie – mądre jej używanie. Nie chodzi o bezmyślne pchanie wózka, ale sprytne podejście do niego. Walenie głową w mur zwykle nie daje efektów. Kolejne cechy to rozwaga i zdolność przewidywania.
Sprytna siła to podstawa!
Zawodnik musi próbować przewidzieć działania przeciwnika, przemyśleć, do czego może, a do czego powinien doprowadzić kolejny ruch. Zgranie siły z oczami i z mózgiem jest niekiedy wyzwaniem, jak szczerze przyznaje Adaś i zajmuje trochę czasu, ale na pewno jest najważniejsze. Jeśli uda się przechytrzyć przeciwnika, daje to wielki powód do dumy. „Ja dzisiaj nie leżałem!” :) Wola walki jest kolejną, bardzo istotną cechą zawodnika. Jeśli jest wola walki, ze wszystkim innym człowiek sobie poradzi. Opowiadając, podaje własny przykład. Na trzecim treningu wylądował w szpitalu i zaliczył trzymiesięczną przerwę. Wrócił, bo wiedział, że to była wyłącznie jego wina. To jego zastanie i braki kondycyjne, a także chęć dania z siebie wszystkiego były powodami kontuzji. Chęć zmiany swojego życia, chęć zmiany siebie jest wielką motywacją dla Adama. W grze pomaga mu siła, a także spryt, który często pozwala mu poznać po pierwszych kilku ruchach przeciwnika, co zrobi i lepiej reagować. Pracuje nad szybkością, bo warunki fizyczne sprawiają, że gepardem nie jest i pewnie nie będzie, ale jeśli nie spróbuje, nigdy się nie przekona. Zapytany o to, co mu przeszkadza, ze śmiechem wymienia brzuch. Wprawdzie z każdym treningiem mniej, bo poprawia swoją dynamikę, ale do ideału trochę mu brakuje.
 
"To jest zupełnie zbędne!" :)
 Do meczu Adam nie przygotowuje się jakoś specjalnie. Wychodzi na boisko i gra, a potem schodzi i wraca do życia pozaboiskowego. Zdarzało mu się popełnić błąd w czasie gry, bo nie zostawił wszystkiego za sobą, ale pewnych spraw ciężko się pozbyć z głowy. Kiedy wychodzi na boisko i przygotowuje się do rozpoczęcia meczu, wypatruje największego gracza drużyny przeciwnej. Pojawia się myśl: on na pewno będzie stał naprzeciwko mnie. I zwykle dokładnie tak jest. W czasie tych kilku chwil przed startem gry stara się przyjrzeć i ocenić przeciwników. Od trafności ocen zależy przecież sukces drużyny. Pierwsze starcie przypomina nieco walki bokserskie. Zawodnicy poskaczą koło siebie, „pomacają”, co kto potrafi.

Ludzie, którzy grają w drużynie, nie grają dla pieniędzy. To jest ich pasja. To bardzo rzuca się w oczy i to bardzo nasz bohater ceni. Jest kilku zawodników, których szczerze podziwia. Są wzorem na treningach, potrafią wszystko poukładać pod drużynę i zrobią dla niej właściwie wszystko. Nie poddają się, choć mają czasem złe dni, ale robią wszystko, żeby zespołowi pomóc. To są ludzie, którzy czarują resztę drużyny. :)
Wynik spotkania jest oczywiście ważny, ale zdaniem Adama łatwiej sobie poradzić z przegraną, bo to motywuje, by w następnym meczu pokazać się dużo lepiej. Po przegranej skupia się na tym, by zrozumieć, co zrobił źle i poprawić to. Jeśli człowiek się podda, to niczego nie osiągnie. Jego zdaniem – to przegrane z zeszłego sezonu nauczyły ich wygrywać. Ciągłe wygrywanie demoralizuje i demobilizuje. Sprawia, że człowiekowi się wydaje, że osiągnął wszystko, czyli nie musi już nad sobą pracować. Może sprawić, że po pierwszej porażce człowiek się podda, bo już nie wygrywa.

Zawsze liczy na sukces, dlatego Białystok nie był dla niego zaskoczeniem. W sporcie, w którym wygrana nie zależy od ustawki z sędziami, ale od woli walki zawodników, pokazali, że chcą wygrać. Uwierzyli, że mogą. I wygrali.
Największe wrażenie zrobili tam na nim kibice. To, że przejechali prawie 800 km, że przyjechało ponad 40 osób, było niesamowite. Kiedy pojawili się w hotelu, był zaskoczony, że komuś się chciało. Byli od początku do końca i pomagali. Interakcja między zawodnikami i kibicami była niesamowita i nawet jeśli ktoś zwątpił, to patrząc na kibiców po prostu zdał sobie sprawę, że musi grać, musi walczyć, musi wygrać.  Jak twierdzi - dobry kibic powinien zrobić dla drużyny trzy rzeczy – być przed meczem, być w trakcie meczu i być po meczu. Cały ten czas jest bardzo ważny, jest najlepszym wsparciem, jakie można zafundować ulubieńcom. Adam zwraca uwagę, że kibiców trzeba sobie wychować. Muszą czuć ten sport, a wtedy naturalnym będzie, że zostają na chwilę, by „zamknąć” mecz w całość. By sobie wszystko poukładać. No chyba, że ktoś został zmuszony do przyjścia, albo mu się nie podobało. W Szczecinie bardzo mało osób wie, że taki sport jest, dlatego wszelkie akcje pokazujące mieszkańcom drużynę są bardzo pożądane.
Lubi pozaboiskową działalność ekipy, a zwłaszcza różne akcje charytatywne. Nie tylko reklamują drużynę, pokazują, że nie tylko sport jest ważny, ale także – że sport może pomagać - na przykład chorym dzieciom. I nie tylko w ten sposób, że na chwilę odciągnie ich myśli od cierpienia. Różnorodność pozycji w futbolu amerykańskim, zupełnie różne predyspozycje, które trzeba mieć, by na nich grać, mogą zmotywować do pracy niejednego dzieciaka. Jeśli kiedyś uznał, że jest za mały, albo zbyt gruby na sportowca, spotykając Husarzy przekona się, że to nieprawda. Może weźmie się do pracy i zmieni swoje życie? Uwierzy w siebie? W swoje możliwości? Kto wie?


Dawno temu, kiedy jeszcze żyły dinozaury, Adam miał styczność ze sportem. Był ruchliwy, robił dużo rzeczy. Praca, rodzina i dom wyłączyły go z tego obszaru, ale nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo. Kiedy wybrał się pierwszy raz na siłownię, po pięciu minutach na bieżni wydawało mu się, że uratuje go tylko dobrze wyposażony ambulans. Teraz – może biegać, może robić, co chce. To jest jeden z jego życiowych sukcesów. Za największy uważa to, co ma teraz. Wybrana droga życiowa bardzo mu odpowiada. Osiągnął to, co było mu do szczęścia potrzebne. Ma wspaniałą rodzinę, która go wspiera, dom, do którego wraca z przyjemnością.
Jako swój szef musi czasem dokonywać cudów, żeby pogodzić pracę z grą. Czasami ma tyle zajęć, których nie może odpuścić, że na mecz przyjeżdża w ostatniej chwili, a na te wyjazdowe dojeżdża pociągiem. Ze względu na codzienne życie, w tej chwili najważniejszym i chyba jedynym sportem, którym się interesuje, jest futbol amerykański.
Gdyby mógł zrobić wszystko i wszędzie – zabrałby rodzinę na super wycieczkę po Europie. Bez pośpiechu, po kolei, obejrzeć wszystkie miejsca, o których rozmawiali, do których chcieliby pojechać.
Na wycieczkę, dookoła Europy!
Cała moja rozmowa z Adamem była blisko godzinnym ogrzewaniem się w świetle dobrego człowieka. Pozytywnego, uparcie dążącego do celu, pokonującego kolejne życiowe i sportowe przeszkody. Walczącego do końca nie tylko z przeciwnościami losu, ale przede wszystkim z własnymi słabościami i własną niedoskonałością. Jak zwykle - ograniczenia sprawiły, że wszystkie zdjęcia naszego bohatera nie zmieściły się na blogu, można je obejrzeć w galerii Moniki.
Czy po tym krótkim wprowadzeniu można polubić Adama? Zapytam inaczej – czy można go NIE lubić? :)




Przy okazji - pięknie dziękujemy panu Januszowi Lewandowskiemu za udostępnienie warsztatu do sesji. Dzielny ten człowiek zaufał Monice i Adamowi (zwłaszcza Adamowi), że nie zdemolują mu miejsca pracy :)  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz