sobota, 11 stycznia 2014

2. Leon Zawodowiec - oblicza człowieka sukcesu :)



Leszek jakiego nie znamy


Najgorzej zawsze jest z początkiem. Jak się już zacznie, to leci samo. Zastanawiałam się długo, od czego zacząć opis Leszka zwanego Leonem, a także Dziadkiem i stwierdziłam, że najlepiej zadziałać „na cebulę”. Zacząć od zewnątrz i schodzić w głąb. Zajrzałam do oficjalnego spisu zawodników. Zainteresowanych „parametrami technicznymi” Leona zachęcam do odwiedzenia strony  Husarii Szczecin (zakładka ROSTER). Pozostałym napiszę, że jest dorodnym przedstawicielem swojego rocznika. :D
Mój pierwszy kontakt z Leonem to był komentarz na blogu, który dodał po pojawieniu się relacji z Białegostoku. Poleciałam na fb sprawdzać, który to. Nie ułatwił sprawy – na zdjęciu profilowym występował w kasku. Pogmerałam w husarskich albumach i wtedy zobaczyłam go pierwszy raz. Znaczy się –pierwszy raz świadomie. Zastanawiam się, jak to napisać, żeby koledzy nie wykorzystali tekstu przeciwko niemu, ale chyba się nie uda. Na pierwszy rzut oka Leon straszył. Kiedy się go
Leon - opcja "serious"...
oglądało w wersji „serious”,  wyglądał naprawdę groźnie. Wrażenie mijało po sekundzie, bo twarz rozjaśniał uśmiech i już przeszliśmy do wersji „standard”.  Dla mnie wysyłał czytelny komunikat. „Ciesz się, jeśli się lubimy. Jeśli się nie lubimy, masz przechlapane”. Leszek jest człowiekiem bardzo kontaktowym, co szalenie ułatwiło mi oswajanie się z Husarią. Jakoś tak wyszło, jakbyśmy się znali od dawna, choć właśnie moment temu naprawdę uścisnęliśmy sobie dłonie po raz pierwszy. Dla osoby wchodzącej w zwartą, skonsolidowaną grupę, jaką od początku była dla mnie Husaria, taka wyciągnięta dłoń to skarb bezcenny. Nikogo tam nie znałam, nikt mnie nie mógł zarekomendować, a przecież chciałam ich poznać. Jak sprawić, żeby obcy ludzie zechcieli wejść w interakcję?
... i opcja "friendly".
Oba oblicza Leszka, które dane mi było zobaczyć, tworzą obraz człowieka, który wie, czego chce i nie boi się po to sięgać. Nie będzie czekał, aż mu ktoś poda. Wyciąga rękę i bierze.  Nie obawia się przy tym, że ktoś go wyśmieje. Ma duży dystans do siebie i nie boi się, że żarty i wygłupy obniżą jego pozycję, czy zachwieją wizerunkiem. Lubi się droczyć i przekomarzać, daje się wciągać w szermierki słowne, których słucha się z przyjemnością. Jest jednym z tych ludzi, którzy nie wstydzą się, że mają w środku dziecko - taką ukrytą linkę, łączącą go z czasami, kiedy ledwo wystawał zza stołu (patrząc na niego nie chce się wierzyć, że takie czasy naprawdę były). Co więcej – lubi tego małego Leona i chętnie łobuzuje, jak kiedyś. Umie się bawić i wie, że te chwile są bardzo ważne dla normalnego funkcjonowania człowieka. Pozwalają naładować bateryjki i ułatwiają pokonywanie codziennych problemów. Jednocześnie czuć, że jest silny. Te momenty powagi, które się pojawiają pokazują, że naprawdę nie warto z nim zadzierać. Nie pozwoli nikomu zrobić krzywdy najbliższym, ale też nikt normalny nie spróbuje go denerwować. Jak już pisałam – najlepszy przyjaciel dla swoich, najgorszy wróg dla obcych. Po ostatnich warsztatach WENDO, w których miałam przyjemność rozbijać deski rękami wiem, że taka postawa jest najlepszą gwarancją świętego spokoju. „Nie boję się, bo wiem, że jestem tak silny, że nie zaryzykujesz”. Jeśli się do tego wie, z jaką przyjemnością Leszek opowiada o zmiataniu z boiska przeciwników – po prostu masz pewność, że przy nim nic złego Cię nie spotka. Mając hopla na punkcie psów mogę go porównać do psa obrończego. Bawi się z rodziną, pobłaża młodzieży, w przypadku prawdziwego niebezpieczeństwa atakuje bez wahania. Nie da się ukryć, że bardzo go lubię, ale też naprawdę zrobił wiele, by na moją sympatię zasłużyć. Choć akurat robił nie po to, żeby się przypodobać. :)
"W każdej odzieży mogę Ci przywalić". :)
Od zawsze związany był ze sportem drużynowym. Piłka ręczna, piłka nożna,  siatkówka, koszykówka… Futbol amerykański okazał się wisienką na trocie, bo połączył rywalizację drużynową z elementami siłowymi, które mu bardzo pasują. Uważa, że jest to najbardziej drużynowa dyscyplina sportu. W innych pojedynczy zawodnik może się wybić, pokazać, tutaj – jeśli zespół nie zagra razem, nie wykaże się nikt. Konkludując – jeśli Junior podpadnie, to nie pogra sobie za bardzo ;) W naszej długiej i emocjonującej rozmowie padło fantastyczne określenie FA - szachy z elementami fizyczności. :D Połączenie myślenia i przepychania się trudno określić lepiej. :D
Wszystko można, jeśli tylko chcesz :)
Z Husarią jest od początku, od 2005 roku. Można śmiało powiedzieć, że podporządkował życie drużynie, bo choć oczywiście pracuje i ma rodzinę, bardzo dużo wolnego czasu poświęca ukochanej dyscyplinie. Trenuje, gra, ogląda… Nie wyobraża sobie, by prawdziwy pasjonat poprzestał wyłącznie na jednym elemencie tego tercetu. Deklaruje, że futbol amerykański nauczył go konsekwencji w działaniu, ale też uważa, że pewne cechy, które posiada, pomagają mu w grze. Zalicza do nich między innymi upór, zamiłowanie do zdrowej rywalizacji, a także umiejętność podnoszenia się po porażkach. Ze względu na swoje podejście do życia dobrze radzi sobie z problemami wynikającymi z liczebności i różnorodności zespołu. Ba! Uczciwie mówi, że dla niego problemów nie ma, bo nawet jeśli jakiś się pojawia, szybko schodzi na dalszy plan. Dobro drużyny jest najważniejsze. Oczywiście – jak w każdej grupie – są ludzie bliżsi sobie i dalsi, ale takie podziały dotyczą życia poza boiskiem. Na treningach i na meczach tworzą jedną ekipę. Spotkania towarzyskie organizowane w podgrupach zbliżają zawodników do siebie, co dodatkowo sprzyja konsolidacji ekipy. Znają się, ufają sobie, lepiej się rozumieją, co przekłada się na efekty osiągane na boisku.

Z zalet wygrzebał u siebie dwie – wieczny uśmiech na twarzy i pozytywne nastawienie do wszystkiego wkoło. Poza tym uważa, że ma same wady. Tu się nie mogę z nim zgodzić, bo posiadane przez niego na stanie poczucie humoru jest dla mnie kolosalną zaletą, a o wielu innych już napisałam wyżej. Mówił też o swoich zdolnościach adaptacyjnych, co miałam okazję sprawdzić na sobie, bo do kontaktu z Obcą, Która Pisze zaadaptował się w mgnieniu oka.
Piętą achillesową Leona jest roztrzepanie. Chciałby być bardziej skrupulatny, acz snu mu z powiek ta niedoskonałość nie spędza. W końcu każdy bohater musi mieć słabości, żeby być bardziej ludzkim. :D
Za najważniejsze cechy dobrego zawodnika futbolu amerykańskiego uważa upór, wytrwałość, zamiłowanie do rywalizacji, odwagę i pozytywne nastawienie do wszystkiego. Patrząc w czasie meczu na leżącego pod toną mięsa i plastiku zawodnika trudno się z nim nie zgodzić. Podobnie, kiedy ekipa terminatorów wchodzi na boisko.
Krytyka mu nie przeszkadza. Nie podcina sobie żył, nie robi awantur, choć czasem powie coś w ramach reakcji. Przyjmuje informację, analizuje swoje postępowanie, przemyśli sprawę. Uważa, że takie podejście to też zasługa FA, bo kiedyś pewnie protestowałby. W końcu on robi wszystko najlepiej :) Nie bez znaczenia jest, kto mu zwraca uwagę. Wskazówki dotyczące grania otrzymane ode mnie skwituje uśmiechem politowania (na szczęście nie udzielam rad w tej dziedzinie), natomiast padające z ust fachowca, autorytetu - przyjmie z pełną pokorą.
Leszek rozbroił mnie dokumentnie jednym zdaniem, które padło w czasie naszej rozmowy. Powiedział, że nie jest wybijającą się jednostką, ale odnajduje się w sportach drużynowych. W tej naturalnej w dzisiejszym świecie pogoni za indywidualnym sukcesem, w tym ogólnie dostrzeganym alienowaniu się, zwłaszcza zwycięzców, słowa – sam jestem średni, moja siła jest w grupie – zrobiły na mnie naprawdę wielkie wrażenie. I nie ma znaczenia, że na co dzień niejednokrotnie byłam świadkiem konkursu na najpiękniejsze łydki, w którym Leon zawsze bierze udział z wielkim przekonaniem o swoim gwarantowanym zwycięstwie.
Czy to nie najpiękniejsze łydki Husarii? :)
Treningi to dla Dziadka jest zupełnie inny świat. Całkowita odskocznia od codzienności, coś tak potrzebnego, jak oddychanie. Wraca jak zwłoki, ale czuje się jak po wielogodzinnej terapii na kozetce u psychologa. Cieszy go zdrowa rywalizacja. Podoba mu się, że w październiku pojawiły się osoby, które mogą zagrozić jego pozycji w drużynie. Walka o miejsce w meczowej ekipie gwarantuje wysoki poziom zawodników. Nikt nie chce być gorszy od konkurenta, każdy daje z siebie wszystko, a to sprawia, że się rozwijają.
Mecz jest swojego rodzaju nagrodą za ciężką pracę na treningach. Małe rytuały Leona to w dzień meczu - muzyka na uszach z rana, a przed meczem wyjazdowym – wypad z kolegą z pokoju na dobre jedzonko. Przy okazji zdradził, że lepiej, żeby kolega nie rezygnował z grania. Co mu zrobi w takim przypadku nie napiszę, ale można się domyślić, że frajdy nie będzie. :) Jako że siwe włosy i doświadczenie robią swoje, teraz nie przeżywa aż tak bardzo każdego meczu, a co się z tym wiąże – ilość rytuałów uległa zmniejszeniu.
Momentu wyjścia na boisko i tego, co dzieje się w środku Leona, nie da się opisać słowami. Natomiast jedno jest pewne – rusztowanie na organizmie nie przeszkadza aż tak, jak to się wydaje postronnej obserwatorce. Usłyszałam szczere wyznanie, że gdyby nie to ustrojstwo, to nie wiadomo, czy dałby radę tyle grać.
Mecz może zakończyć się różnie. Najczęściej albo się wygrywa, albo przegrywa. :) Przegrana boli, ale nasz zawodnik uważa, że jak jest przegrana, to później będzie wygrana. Przeżywa w środku, raczej nie ujawnia trosk. Podsumowaniem procesu analizy i lizania ran jest konkluzja – zawsze jest następny mecz.
Leszek gra w ofensywie, na pozycji Tight End (TE). Ogólnie o pozycjach będzie oddzielny tekst, ale później. Specjalnie na tę okoliczność spotkałam się ostatnio z Juniorem. Chwilowo jednak pominę te newsy i opiszę pozycję korzystając z wywodów Leona. Ci, którzy tak jak ja wtedy, nie mają pojęcia, o co chodzi, będą zachwyceni, tym, którzy się znają – też humor się zapewne poprawi. Na tej pozycji mój rozmówca zaczynał swoją przygodę z FA. Potem miał krótki epizod jako lewy end w linii ofensywnej (cokolwiek to znaczy i nawet nie wiem, czy dobrze napisałam :D), którego nie wspomina z wielkim entuzjazmem. Po rocznej przerwie spowodowanej procedurą rodzenia córki wrócił, a że drużyna była w kryzysie – dwa lata pełnił funkcję rozgrywającego (Quarterback QB). Na szczęście Junior i Cycu uwolnili Leona od tych przykrych obowiązków i mógł wrócić na pozycję, którą kocha. Wychodząc na boisko staje się uniwersalnym żołnierzem, cichym zabójcą. Razem z linią ofensywy czyści drogę rozgrywającemu, ale też bierze udział w biegach i łapaniu piłki, na ile jego stare nogi pozwalają (jak sam stwierdził :) ).
Stary, ale jary :)
Za największy sukces sportowy uważa zdecydowanie złoto z Białegostoku. A do tych ciut mniejszych zalicza dwa inne mecze. Pierwszy - wyjazdowy w Krakowie, w którym dobrze się zaprezentował, po wcześniejszych występach nie najwyższych lotów i drugi – kiedy Husaria pokonała Seahawks Gdynia. Wcześniej dostawali od nich regularne baty. No i mistrzostwo szkół w koszykówce – też było super. Zespół był zgrany, a nasz hero sporo przyczynił się do zwycięstwa. I tu widać, jak istotne są dla niego te momenty, kiedy swoją postawą pomagał drużynie wygrać.
Jadąc do Białegostoku wiedział, że jedzie po mistrzostwo. Przez kilka miesięcy obserwował, jak drużyna z meczu na mecz się zmienia, jak wielki wpływ na zawodników ma ten perfect season. Schodząc na przerwę czuł, że rewelacyjnie nie jest, ale też nie uważał, że mecz jest przegrany Skonsolidowali się bardzo i chyba to było to, co dało im zwycięstwo – zagrali jak prawdziwa drużyna.
Jaki tato, taka córka :)
Przy rozmowie o meczu finałowym musi  zostać poruszony temat kibiców. Nie wiem, jak inni, ale ja bardzo lubię słuchać, że nie straciłam głosu na darmo, że do czegoś się nasze zaangażowanie przydało. Najważniejszymi cechami dobrego kibica, zdaniem Leszka, są wytrwałość i przywiązanie do barw. Kibic musi być przy drużynie na dobre i złe, a nie latać po tabeli jak świnia po kartoflisku. Super jest, kiedy zna historię klubu, któremu kibicuje. Z tą historią muszę nieco nadrobić, ale z barwami sobie radzę. Mam szansę zakwalifikować się do grona „tych dobrych”. Za najbardziej pożądane formy dopingu uznaje przychodzenie w kolorach ulubieńców i robienie hałasu na trybunach. Im głośniej się drzemy, tym wyraźniej widzą, że nie mogą się opierniczać. Leon lubi i chętnie kontaktuje się z kibicami (nie tylko dlatego, że większość na razie to krewni i znajomi królika). Bierze udział w akcjach promujących Husarię, a za świetny pomysł uważa długofalową pracę z dzieciakami. Widać, że jego miłość do futbolu nie kończy się w szatni.

Bardzo ważna dla Leszka jest rodzina. Jak mówi piosenka – „to słychać, widać i czuć”. Ja wiem, że to się wyda niewiarygodne, żeby opowiadający o futbolu, rozjarzony światłem wewnętrznego optymizmu Leon mógł się jeszcze bardziej „zaświecić”, ale fakt jest faktem. Kiedy pada pytanie o żonę, uśmiech staje się jeszcze szerszy, a oczy jeszcze bardziej błyszczą. Ogólnie uważa ją za odkrycie swojego życia oraz ofiarodawczynię ukochanej córki. Futbol amerykański na liście odkryć zajmuje drugie miejsce. Bardzo docenia jej wsparcie, wyrozumiałość i akceptację faktu, że futbol jest dla niego tak ważny. Pilnuje, by poza jego piłką, mieli czas na wspólne pasje. Bardzo lubi oglądać z Kamilą filmy – chodzą do kina lub organizują filmowe wieczory w domu. Córka jest oczkiem w głowie tatusia i bardzo mu pasuje, że treningi są później, bo może spędzić z nią trochę czasu. Widać, że lubią być razem i nie jest to bierne gapienie się w telewizor. Tworzą własną, małą, ale silną miłością drużynę.
Kiedy się obserwuje ten perfekcyjny tercet,ciepło się robi na sercu. Kamilę miałam okazję poznać przy okazji meczów i rożnych akcji, na które przychodzą obie najważniejsze na świecie dziewczyny Leona. Zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie i chętnie utrzymujemy kontakt (to znaczy ja chętnie, bo Kamili nie pytałam, ale z drugiej strony – gdyby było nie halo, zwyczajnie nie odzywałaby się do mnie :) ). Bez wahania wyraziła zgodę na przesłuchanie męża i wyrwanie trzech godzin na potrzeby obcych z tego niewielkiego kawałka wolnego czasu, który Leszek ma dla rodziny.

Dziadek z wielką sympatią mówi o swojej firmie i jej władzach, ponieważ podchodzą ze zrozumieniem do jego pasji. Cieszy go, kiedy współpracownicy przychodzą na mecze. Bardzo to docenia.

Niespodziewaną kumulację po zaspokojeniu potrzeb rodzinnych przeznaczyłby na wybudowanie porządnego stadionu dla Husarii i przygotowanie solidnego zaplecza technicznego, by drużyna stanowiła chlubę Polski, Europy i świata.

Gdyby życie chciało mu zrobić prezent, przyjmie zdrowie dla wszystkich wkoło. Oraz oczywiście każdą ilość czasu, by go mieć więcej dla rodziny i drużyny.



Rozmowa z Leszkiem dobiegła końca. Mam nadzieję, że czujecie niedosyt, podobnie jak ja. Nie da się tak naprawdę poznać człowieka podczas godzinnej rozmowy, ale od momentu, kiedy Husaria zmasakrowała mi mózg trochę czasu z nimi spędziłam. Absolutnie nie twierdzę, że znam Leona, ale ważne jest dla mnie, że tyle mi siebie pokazał. Sesja przygotowana przez Monikę B jest wisienką na torcie tej podróży przez walecznego Tight End-a. Pokazuje go w różnych rolach, odsłania przed nami kolejne wcielenia człowieka. Z powodów prozaicznych nie jestem w stanie pokazać wszystkich przygotowanych przez Monikę zdjęć, dlatego zachęcam do odwiedzenia Leszka w jej galerii. 
Leon wraca do auta. Zrobiło się zimno, bo znikły emocje. Ja też już się zbieram… Przyjdźcie na mecz. Poznajcie go osobiście.
Do zobaczenia :)
Widzimy się wkrótce :)

2 komentarze:

  1. Zna wszystkie kawały z brodą i śpiewa kolegom piosenki przez telefon

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajowa pila brat ;)...Pozdro z Londka!

    OdpowiedzUsuń