Leszek jakiego nie znamy |
Najgorzej zawsze jest z początkiem. Jak się już
zacznie, to leci samo. Zastanawiałam się długo, od czego zacząć opis Leszka
zwanego Leonem, a także Dziadkiem i stwierdziłam, że najlepiej zadziałać „na
cebulę”. Zacząć od zewnątrz i schodzić w głąb. Zajrzałam do oficjalnego spisu
zawodników. Zainteresowanych „parametrami technicznymi” Leona zachęcam do
odwiedzenia strony Husarii Szczecin
(zakładka ROSTER). Pozostałym napiszę, że jest dorodnym przedstawicielem
swojego rocznika. :D
Mój pierwszy kontakt z Leonem to był komentarz na
blogu, który dodał po pojawieniu się relacji z Białegostoku. Poleciałam na fb
sprawdzać, który to. Nie ułatwił sprawy – na zdjęciu profilowym występował w
kasku. Pogmerałam w husarskich albumach i wtedy zobaczyłam go pierwszy raz.
Znaczy się –pierwszy raz świadomie. Zastanawiam się, jak to napisać, żeby
koledzy nie wykorzystali tekstu przeciwko niemu, ale chyba się nie uda. Na
pierwszy rzut oka Leon straszył. Kiedy się go
oglądało w wersji „serious”, wyglądał naprawdę groźnie. Wrażenie mijało po
sekundzie, bo twarz rozjaśniał uśmiech i już przeszliśmy do wersji „standard”. Dla mnie wysyłał czytelny komunikat. „Ciesz
się, jeśli się lubimy. Jeśli się nie lubimy, masz przechlapane”. Leszek jest
człowiekiem bardzo kontaktowym, co szalenie ułatwiło mi oswajanie się z
Husarią. Jakoś tak wyszło, jakbyśmy się znali od dawna, choć właśnie moment
temu naprawdę uścisnęliśmy sobie dłonie po raz pierwszy. Dla osoby wchodzącej w
zwartą, skonsolidowaną grupę, jaką od początku była dla mnie Husaria, taka
wyciągnięta dłoń to skarb bezcenny. Nikogo tam nie znałam, nikt mnie nie mógł
zarekomendować, a przecież chciałam ich poznać. Jak sprawić, żeby obcy ludzie
zechcieli wejść w interakcję?
Leon - opcja "serious"... |
... i opcja "friendly". |
Oba oblicza Leszka, które dane mi było zobaczyć,
tworzą obraz człowieka, który wie, czego chce i nie boi się po to sięgać. Nie
będzie czekał, aż mu ktoś poda. Wyciąga rękę i bierze. Nie obawia się przy tym, że ktoś go wyśmieje.
Ma duży dystans do siebie i nie boi się, że żarty i wygłupy obniżą jego
pozycję, czy zachwieją wizerunkiem. Lubi się droczyć i przekomarzać, daje się
wciągać w szermierki słowne, których słucha się z przyjemnością. Jest jednym z
tych ludzi, którzy nie wstydzą się, że mają w środku dziecko - taką ukrytą
linkę, łączącą go z czasami, kiedy ledwo wystawał zza stołu (patrząc na niego
nie chce się wierzyć, że takie czasy naprawdę były). Co więcej – lubi tego
małego Leona i chętnie łobuzuje, jak kiedyś. Umie się bawić i wie, że te chwile
są bardzo ważne dla normalnego funkcjonowania człowieka. Pozwalają naładować
bateryjki i ułatwiają pokonywanie codziennych problemów. Jednocześnie czuć, że
jest silny. Te momenty powagi, które się pojawiają pokazują, że naprawdę nie
warto z nim zadzierać. Nie pozwoli nikomu zrobić krzywdy najbliższym, ale też
nikt normalny nie spróbuje go denerwować. Jak już pisałam – najlepszy
przyjaciel dla swoich, najgorszy wróg dla obcych. Po ostatnich warsztatach
WENDO, w których miałam przyjemność rozbijać deski rękami wiem, że taka postawa
jest najlepszą gwarancją świętego spokoju. „Nie boję się, bo wiem, że jestem
tak silny, że nie zaryzykujesz”. Jeśli się do tego wie, z jaką przyjemnością
Leszek opowiada o zmiataniu z boiska przeciwników – po prostu masz pewność, że
przy nim nic złego Cię nie spotka. Mając hopla na punkcie psów mogę go porównać
do psa obrończego. Bawi się z rodziną, pobłaża młodzieży, w przypadku
prawdziwego niebezpieczeństwa atakuje bez wahania. Nie da się ukryć, że bardzo
go lubię, ale też naprawdę zrobił wiele, by na moją sympatię zasłużyć. Choć
akurat robił nie po to, żeby się przypodobać. :)
"W każdej odzieży mogę Ci przywalić". :) |
Od zawsze związany był ze sportem drużynowym. Piłka ręczna,
piłka nożna, siatkówka, koszykówka…
Futbol amerykański okazał się wisienką na trocie, bo połączył rywalizację
drużynową z elementami siłowymi, które mu bardzo pasują. Uważa, że jest to
najbardziej drużynowa dyscyplina sportu. W innych pojedynczy zawodnik może się
wybić, pokazać, tutaj – jeśli zespół nie zagra razem, nie wykaże się nikt.
Konkludując – jeśli Junior podpadnie, to nie pogra sobie za bardzo ;) W naszej
długiej i emocjonującej rozmowie padło fantastyczne określenie FA - szachy z
elementami fizyczności. :D Połączenie myślenia i przepychania się trudno
określić lepiej. :D
Wszystko można, jeśli tylko chcesz :) |
Z Husarią jest od początku, od 2005 roku. Można
śmiało powiedzieć, że podporządkował życie drużynie, bo choć oczywiście pracuje
i ma rodzinę, bardzo dużo wolnego czasu poświęca ukochanej dyscyplinie. Trenuje,
gra, ogląda… Nie wyobraża sobie, by prawdziwy pasjonat poprzestał wyłącznie na
jednym elemencie tego tercetu. Deklaruje, że futbol amerykański nauczył go
konsekwencji w działaniu, ale też uważa, że pewne cechy, które posiada,
pomagają mu w grze. Zalicza do nich między innymi upór, zamiłowanie do zdrowej
rywalizacji, a także umiejętność podnoszenia się po porażkach. Ze względu na
swoje podejście do życia dobrze radzi sobie z problemami wynikającymi z
liczebności i różnorodności zespołu. Ba! Uczciwie mówi, że dla niego problemów
nie ma, bo nawet jeśli jakiś się pojawia, szybko schodzi na dalszy plan. Dobro
drużyny jest najważniejsze. Oczywiście – jak w każdej grupie – są ludzie bliżsi
sobie i dalsi, ale takie podziały dotyczą życia poza boiskiem. Na treningach i
na meczach tworzą jedną ekipę. Spotkania towarzyskie organizowane w podgrupach
zbliżają zawodników do siebie, co dodatkowo sprzyja konsolidacji ekipy. Znają
się, ufają sobie, lepiej się rozumieją, co przekłada się na efekty osiągane na
boisku.
Z zalet wygrzebał u siebie dwie – wieczny uśmiech na
twarzy i pozytywne nastawienie do wszystkiego wkoło. Poza tym uważa, że ma same
wady. Tu się nie mogę z nim zgodzić, bo posiadane przez niego na stanie
poczucie humoru jest dla mnie kolosalną zaletą, a o wielu innych już napisałam
wyżej. Mówił też o swoich zdolnościach adaptacyjnych, co miałam okazję
sprawdzić na sobie, bo do kontaktu z Obcą, Która Pisze zaadaptował się w
mgnieniu oka.
Piętą achillesową Leona jest roztrzepanie. Chciałby
być bardziej skrupulatny, acz snu mu z powiek ta niedoskonałość nie spędza. W
końcu każdy bohater musi mieć słabości, żeby być bardziej ludzkim. :D
Za najważniejsze cechy dobrego zawodnika futbolu
amerykańskiego uważa upór, wytrwałość, zamiłowanie do rywalizacji, odwagę i
pozytywne nastawienie do wszystkiego. Patrząc w czasie meczu na leżącego pod
toną mięsa i plastiku zawodnika trudno się z nim nie zgodzić. Podobnie, kiedy
ekipa terminatorów wchodzi na boisko.
Krytyka mu nie przeszkadza. Nie podcina sobie żył,
nie robi awantur, choć czasem powie coś w ramach reakcji. Przyjmuje informację,
analizuje swoje postępowanie, przemyśli sprawę. Uważa, że takie podejście to
też zasługa FA, bo kiedyś pewnie protestowałby. W końcu on robi wszystko
najlepiej :) Nie bez znaczenia jest, kto mu zwraca uwagę. Wskazówki dotyczące
grania otrzymane ode mnie skwituje uśmiechem politowania (na szczęście nie
udzielam rad w tej dziedzinie), natomiast padające z ust fachowca, autorytetu -
przyjmie z pełną pokorą.
Leszek rozbroił mnie dokumentnie jednym zdaniem,
które padło w czasie naszej rozmowy. Powiedział, że nie jest wybijającą się
jednostką, ale odnajduje się w sportach drużynowych. W tej naturalnej w
dzisiejszym świecie pogoni za indywidualnym sukcesem, w tym ogólnie dostrzeganym
alienowaniu się, zwłaszcza zwycięzców, słowa – sam jestem średni, moja siła
jest w grupie – zrobiły na mnie naprawdę wielkie wrażenie. I nie ma znaczenia,
że na co dzień niejednokrotnie byłam świadkiem konkursu na najpiękniejsze łydki,
w którym Leon zawsze bierze udział z wielkim przekonaniem o swoim gwarantowanym
zwycięstwie.
Czy to nie najpiękniejsze łydki Husarii? :) |
Treningi to dla Dziadka jest zupełnie inny świat.
Całkowita odskocznia od codzienności, coś tak potrzebnego, jak oddychanie. Wraca
jak zwłoki, ale czuje się jak po wielogodzinnej terapii na kozetce u psychologa.
Cieszy go zdrowa rywalizacja. Podoba mu się, że w październiku pojawiły się
osoby, które mogą zagrozić jego pozycji w drużynie. Walka o miejsce w meczowej
ekipie gwarantuje wysoki poziom zawodników. Nikt nie chce być gorszy od
konkurenta, każdy daje z siebie wszystko, a to sprawia, że się rozwijają.
Mecz jest swojego rodzaju nagrodą za ciężką pracę na
treningach. Małe rytuały Leona to w dzień meczu - muzyka na uszach z rana, a przed
meczem wyjazdowym – wypad z kolegą z pokoju na dobre jedzonko. Przy okazji
zdradził, że lepiej, żeby kolega nie rezygnował z grania. Co mu zrobi w takim
przypadku nie napiszę, ale można się domyślić, że frajdy nie będzie. :) Jako że
siwe włosy i doświadczenie robią swoje, teraz nie przeżywa aż tak bardzo
każdego meczu, a co się z tym wiąże – ilość rytuałów uległa zmniejszeniu.
Momentu wyjścia na boisko i tego, co dzieje się w
środku Leona, nie da się opisać słowami. Natomiast jedno jest pewne – rusztowanie
na organizmie nie przeszkadza aż tak, jak to się wydaje postronnej
obserwatorce. Usłyszałam szczere wyznanie, że gdyby nie to ustrojstwo, to nie
wiadomo, czy dałby radę tyle grać.
Mecz może zakończyć się różnie. Najczęściej albo się
wygrywa, albo przegrywa. :) Przegrana boli, ale nasz zawodnik uważa, że jak
jest przegrana, to później będzie wygrana. Przeżywa w środku, raczej nie
ujawnia trosk. Podsumowaniem procesu analizy i lizania ran jest konkluzja –
zawsze jest następny mecz.
Leszek gra w ofensywie, na pozycji Tight End (TE).
Ogólnie o pozycjach będzie oddzielny tekst, ale później. Specjalnie na tę
okoliczność spotkałam się ostatnio z Juniorem. Chwilowo jednak pominę te newsy
i opiszę pozycję korzystając z wywodów Leona. Ci, którzy tak jak ja wtedy, nie
mają pojęcia, o co chodzi, będą zachwyceni, tym, którzy się znają – też humor się
zapewne poprawi. Na tej pozycji mój rozmówca zaczynał swoją przygodę z FA.
Potem miał krótki epizod jako lewy end w linii ofensywnej (cokolwiek to znaczy
i nawet nie wiem, czy dobrze napisałam :D), którego nie wspomina z wielkim
entuzjazmem. Po rocznej przerwie spowodowanej procedurą rodzenia córki wrócił,
a że drużyna była w kryzysie – dwa lata pełnił funkcję rozgrywającego (Quarterback
QB). Na szczęście Junior i Cycu uwolnili Leona od tych przykrych obowiązków i
mógł wrócić na pozycję, którą kocha. Wychodząc na boisko staje się uniwersalnym
żołnierzem, cichym zabójcą. Razem z linią ofensywy czyści drogę rozgrywającemu,
ale też bierze udział w biegach i łapaniu piłki, na ile jego stare nogi
pozwalają (jak sam stwierdził :) ).
Stary, ale jary :) |
Za największy sukces sportowy uważa zdecydowanie złoto
z Białegostoku. A do tych ciut mniejszych zalicza dwa inne mecze. Pierwszy -
wyjazdowy w Krakowie, w którym dobrze się zaprezentował, po wcześniejszych
występach nie najwyższych lotów i drugi – kiedy Husaria pokonała Seahawks
Gdynia. Wcześniej dostawali od nich regularne baty. No i mistrzostwo szkół w
koszykówce – też było super. Zespół był zgrany, a nasz hero sporo przyczynił
się do zwycięstwa. I tu widać, jak istotne są dla niego te momenty, kiedy swoją
postawą pomagał drużynie wygrać.
Jadąc do Białegostoku wiedział, że jedzie po
mistrzostwo. Przez kilka miesięcy obserwował, jak drużyna z meczu na mecz się
zmienia, jak wielki wpływ na zawodników ma ten perfect season. Schodząc na
przerwę czuł, że rewelacyjnie nie jest, ale też nie uważał, że mecz jest
przegrany Skonsolidowali się bardzo i chyba to było to, co dało im zwycięstwo –
zagrali jak prawdziwa drużyna.
Jaki tato, taka córka :) |
Przy rozmowie o meczu finałowym musi zostać poruszony temat kibiców. Nie wiem, jak
inni, ale ja bardzo lubię słuchać, że nie straciłam głosu na darmo, że do
czegoś się nasze zaangażowanie przydało. Najważniejszymi cechami dobrego
kibica, zdaniem Leszka, są wytrwałość i przywiązanie do barw. Kibic musi być
przy drużynie na dobre i złe, a nie latać po tabeli jak świnia po kartoflisku. Super
jest, kiedy zna historię klubu, któremu kibicuje. Z tą historią muszę nieco
nadrobić, ale z barwami sobie radzę. Mam szansę zakwalifikować się do grona „tych
dobrych”. Za najbardziej pożądane formy dopingu uznaje przychodzenie w kolorach
ulubieńców i robienie hałasu na trybunach. Im głośniej się drzemy, tym
wyraźniej widzą, że nie mogą się opierniczać. Leon lubi i chętnie kontaktuje
się z kibicami (nie tylko dlatego, że większość na razie to krewni i znajomi
królika). Bierze udział w akcjach promujących Husarię, a za świetny pomysł
uważa długofalową pracę z dzieciakami. Widać, że jego miłość do futbolu nie
kończy się w szatni.
Bardzo ważna dla Leszka jest rodzina. Jak mówi
piosenka – „to słychać, widać i czuć”. Ja wiem, że to się wyda niewiarygodne,
żeby opowiadający o futbolu, rozjarzony światłem wewnętrznego optymizmu Leon
mógł się jeszcze bardziej „zaświecić”, ale fakt jest faktem. Kiedy pada pytanie
o żonę, uśmiech staje się jeszcze szerszy, a oczy jeszcze bardziej błyszczą.
Ogólnie uważa ją za odkrycie swojego życia oraz ofiarodawczynię ukochanej
córki. Futbol amerykański na liście odkryć zajmuje drugie miejsce. Bardzo
docenia jej wsparcie, wyrozumiałość i akceptację faktu, że futbol jest dla
niego tak ważny. Pilnuje, by poza jego piłką, mieli czas na wspólne pasje.
Bardzo lubi oglądać z Kamilą filmy – chodzą do kina lub organizują filmowe
wieczory w domu. Córka jest oczkiem w głowie tatusia i bardzo mu pasuje, że
treningi są później, bo może spędzić z nią trochę czasu. Widać, że lubią być razem i nie jest to bierne gapienie się w telewizor. Tworzą własną,
małą, ale silną miłością drużynę.
Kiedy się obserwuje ten perfekcyjny tercet,ciepło się robi na sercu. Kamilę miałam okazję poznać przy okazji meczów i rożnych akcji, na które przychodzą obie najważniejsze na świecie dziewczyny Leona. Zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie i chętnie utrzymujemy kontakt (to znaczy ja chętnie, bo Kamili nie pytałam, ale z drugiej strony – gdyby było nie halo, zwyczajnie nie odzywałaby się do mnie :) ). Bez wahania wyraziła zgodę na przesłuchanie męża i wyrwanie trzech godzin na potrzeby obcych z tego niewielkiego kawałka wolnego czasu, który Leszek ma dla rodziny.
Kiedy się obserwuje ten perfekcyjny tercet,ciepło się robi na sercu. Kamilę miałam okazję poznać przy okazji meczów i rożnych akcji, na które przychodzą obie najważniejsze na świecie dziewczyny Leona. Zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie i chętnie utrzymujemy kontakt (to znaczy ja chętnie, bo Kamili nie pytałam, ale z drugiej strony – gdyby było nie halo, zwyczajnie nie odzywałaby się do mnie :) ). Bez wahania wyraziła zgodę na przesłuchanie męża i wyrwanie trzech godzin na potrzeby obcych z tego niewielkiego kawałka wolnego czasu, który Leszek ma dla rodziny.
Dziadek z wielką sympatią mówi o swojej firmie i jej
władzach, ponieważ podchodzą ze zrozumieniem do jego pasji. Cieszy go, kiedy
współpracownicy przychodzą na mecze. Bardzo to docenia.
Niespodziewaną kumulację po zaspokojeniu potrzeb
rodzinnych przeznaczyłby na wybudowanie porządnego stadionu dla Husarii i
przygotowanie solidnego zaplecza technicznego, by drużyna stanowiła chlubę
Polski, Europy i świata.
Gdyby życie chciało mu zrobić prezent, przyjmie
zdrowie dla wszystkich wkoło. Oraz oczywiście każdą ilość czasu, by go mieć
więcej dla rodziny i drużyny.
Rozmowa z Leszkiem dobiegła końca. Mam nadzieję, że
czujecie niedosyt, podobnie jak ja. Nie da się tak naprawdę poznać człowieka
podczas godzinnej rozmowy, ale od momentu, kiedy Husaria zmasakrowała mi mózg
trochę czasu z nimi spędziłam. Absolutnie nie twierdzę, że znam Leona, ale
ważne jest dla mnie, że tyle mi siebie pokazał. Sesja przygotowana przez
Monikę B jest wisienką na torcie tej podróży przez walecznego Tight End-a.
Pokazuje go w różnych rolach, odsłania przed nami kolejne wcielenia człowieka.
Z powodów prozaicznych nie jestem w stanie pokazać wszystkich przygotowanych
przez Monikę zdjęć, dlatego zachęcam do odwiedzenia Leszka w jej galerii.
Leon wraca do auta. Zrobiło się zimno, bo znikły
emocje. Ja też już się zbieram… Przyjdźcie na mecz. Poznajcie go osobiście.
Do zobaczenia :)
Widzimy się wkrótce :) |
Zna wszystkie kawały z brodą i śpiewa kolegom piosenki przez telefon
OdpowiedzUsuńFajowa pila brat ;)...Pozdro z Londka!
OdpowiedzUsuń