Defensywa
na swoją charakterystykę chwilę musi zaczekać, najpewniej do niedzieli, kiedy
to będę musiała się czymś zająć w oczekiwaniu na wieści z Bielawy. Teraz
absolutne pierwszeństwo ma sobotni mecz. :)
Jak już
pisałam, byłam pewna, że do meczu nie dotrwam, ale kwiecień wreszcie się
zaczął. Ślamazarne przesuwanie się dni między pierwszym a piątym było
złośliwością losu, jak zwykle, ale nawet ten wredny los czasu zatrzymać nie
mógł i "nadejszła wiekopomna chwiła". W piątek już byłam potwornie
zdenerwowana, choć pewnie nie tak, jak Maniek. Łaziłam po domu (jak raz nie
miałam wieczoru wypełnionego pod sufit), denerwowałam zoo i sąsiadów,
wydeptywałam dziurę w wykładzinie, więc aby dać odetchnąć okolicy pojechałam na
trening. Myślałam, że mnie trochę uspokoją, ale tam zaczęłam się denerwować
jeszcze mocniej, dlatego zwiałam szybciutko. Przypomniałam sobie o mojej
styczniowej rozmowie z Juniorem i do drugiej w nocy zajęło mnie opracowywanie
ofensywy. Na sobotę szczęśliwie miałam zaplanowane milion rzeczy, dzięki czemu
nawet nie zauważyłam, kiedy nadeszła 15.30 - godzina szykowania się na mecz.
Nie napiszę, co kolejno włożyłam na siebie, żeby mi było ciepło, bo mogli
niektórzy na własne oczy zobaczyć, kiedy to z siebie zdejmowałam, bo jak raz
było gorąco. :P W każdym razie poprułam w stronę stadionu oczywiście dużo
wcześniej, ale przecież musiałam jeszcze zrobić zakupy w sklepiku kibica. Do
tego pamiętać należy, że mecz odbywał się na Prawobrzeżu, czyli znacznie dalej.
:)
Kibice :) |
Na miejscu
wszystko wyglądało perfekcyjnie. Były stanowiska spożywcze (mecz trwa koło
trzech godzin, a nie każdy bierze kanapki), a co najważniejsze - sklep kibica,
w którym pojawiły się nowe produkty. Asortyment sprzętów, które powinien mieć
profesjonalnie przygotowany fan znacząco się powiększył, co mnie bardzo cieszy.
Miła obsługa była wartością dodatkową. Popatrzyłam sobie, co i w jakiej
kolejności nabędę drogą kupna, jeśli pojawi się jakaś forsa, po czym przy
pomocy wymiany pieniężnej stałam się chwilową posiadaczką dwóch husarskich
smyczy. Dzięki uprzejmości organizatora imprezy (5th Element) zapakowałam
niespodziankę od klubu kibica Husarii Szczecin (Husaria's Helping Hands :P, a
co :P) i pozostało już tylko czekanie. Latałam po skarpie jak kot z pęcherzem,
nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Przywitałam się z Emilem i jego rodziną,
wyhaczyłam Natalię, potem jeszcze kilka osób, a potem ustabilizowałam się przy
barierce. Trybuny są tak skonstruowane, jak na Witkiewicza - jeśli siedzę,
barierkę mam akuratnie na wysokości oczu, a jeśli wyciągnę szyję niczym żyrafa,
zasłania mi ona połowę pola. Ludzi było bardzo dużo, co mnie oczywiście
uradowało, sporo w husarskim kołnierzu ortopedycznym, czyli nowym szaliku (
nabijam się, bo piękny kolorystycznie jest niemiło sztywny i zamiast otulać
szyję, ochrania ją przed wstrząsami). Okazało się, że poza posiadaniem szalika
na razie w inne formy kibicowania włączać się nie chcą. Ale spokojnie,
dojdziemy i do kibicowania. Nie liczyłam ludzi, ale jeśli na finale w
Białymstoku było 780, to u nas ze dwa tysiące :) Tak na moje oko z 700 sztuk
mieliśmy na trybunach. Organizatorzy rozdawali skład naszej drużyny i opis
rynsztunku bojowego, przydałoby się też wzorem zeszłego roku dorzucić
podstawowe zasady. Choć tu muszę przyznać, że bardzo fajnie wyjaśniał zasady
prowadzący imprezę. Jeśli ktoś słuchał, miał szansę załapać, o co chodzi.
Problem był z tymi, którzy nie słuchali na początku albo przyszli w trakcie.
Ludność aktywnie zaczepiała sąsiadów, żeby posiąść niezbędną do oglądania
wiedzę.
Kapitanowie w akcji :) |
Publika
się rozsiadała, szwendała, konsumowała, a na boisku szykowano się do boju.
Husaria zwarta i gotowa, w oparach czerwonego dymu, wbiegła na granulat pokryty
zielonym meszkiem. Drużyny się ładnie przywitały, po czym nasi kapitanowie
wyszli naprzeciwko gliwickich kapitanów dokonać różnych czynności formalnych.
Kiedy wymieniono wszystkie uściski i informacje, sędzia ogłosił, że zaczynamy.
I zaczęliśmy.
Pierwsze
przyłożenie zdobył Kuba (34), nasz tegoroczny debiutant. Miesza mi się trochę,
co w której kwarcie, bo notatek na meczu robić się absolutnie nie da (na następny
mecz wezmę dyktafon chyba). Dlatego głowy nie daję, co było najpierw. Punkty
sobie sprawdziłam na stronie, a reszta to wybryki mojej pamięci. Kolejne
przyłożenie, ciągle w pierwszej kwarcie, było dziełem Marcina (18). Trochę
zamieszania się stało i mało zawału nie dostałam, kiedy trochę się z piłką
rozminął, ale okazało się, że to tylko chwilowe. Pozbierał się i piłkę i
poleciał, jak tylko on potrafi.
Kuba leci |
Byłam
zachwycona naszą ofensywą. Ciągle się nie znam, ale jeśli Junior może ganiać
sobie po boisku, jak chce, podawać, komu chce, to moim zdaniem linia pracuje
fantastycznie. Czyścili boisko jak starą graciarnię, a przeciwnik, choć
dzielnie stawał, był po prostu bezradny. A kiedy Junior ma swobodę, to punkty na
liczniku lecą, jak cyferki przy tankowaniu paliwa. Do defensywy też się
przyczepić nie mogę, pierwsze punkty Gliwice zdobyły pod koniec drugiej kwarty.
Druga
kwarta była dla nas pechowa. Przy okazji kolejnego przyłożenia uszkodzili nam
naszego amerykańskiego rodzynka, Jordona (16). Można powiedzieć, że krwią
zapłacił za 19 na liczniku. Strasznie nam było go żal, bo pełen optymizmu
szykował się do pomagania Husarii w obronie złota, a tu kicha z grochem. Cała
trybuna cierpiała, kiedy dotarła do nas wiadomość, że prawdopodobnie złamał
obojczyk, bo jednocześnie obserwowaliśmy wydłubywanie go z muszelki plastiku i
uprzęży. Samo złamanie to pikuś, ale teraz podnieś ręce, żeby z ciebie pada
zdjęli - to dopiero znęcanie się. Trochę czekaliśmy na drugą karetkę, ale w
końcu zawieźli go do specjalistów. Żegnały go gromkie brawa z trybun.
Biedny Jordon :( |
Nie
pamiętam, w której kwarcie doszło do zderzenia dwóch tirów z samolotem. Tak
huknęło, że się trybuny zapowietrzyły z szoku. A to tylko Rossi poszedł na
czołówkę z jakimś Lajonem. Byłam pewna, że te kaski posypią się jak sylwestrowe
confetti, ale nie. I obaj panowie wstali, jakby nigdy nic… Jest moc :)
Gra bardzo
mi się podobała. Wprawdzie po uszkodzeniu Jordona Lwy wcisnęły nam piłkę w pole
punktowe i zdobyły swoją szóstkę, ale to nie przeszkadzało. Husaria radziła
sobie świetnie i w ofensywie i w defensywie. Fantastycznie grali też liniowi
Gliwic (chyba mam słabość do liniowych). Wszystko ogólnie było bardzo piękne,
aż przyszedł moment, kiedy zdemolowali nogę Kubie (53). Akurat patrzyłam i po
prostu masakra to była. Zabolały mnie wszystkie kości. :( Kuba w meczu
prezentował się znakomicie, był to jego debiutancki mecz, a tu, cholera,
kontuzja. Od czasu mikołajek stał się jednym z bliższych mi Husarzy, więc do
zwykłego zmartwienia o człowieka, doszło zmartwienie o niego konkretnie.
Wysyłał ze szpitala optymistyczne sms-y, nawet kiedy już się okazało, że ma
złamanie operacyjne kości strzałkowej. Trzymam kciuki najmocniej na świecie,
razem z całą drużyną, bo wszyscy wychwalali go pod niebiosa, jaki to super
gracz. I gość porządny.
Marcin leci |
W
międzyczasie przyszedł pan z telewizji, żeby nas nagrać, jak będziemy
kibicować, więc większość starannie ukryła się z tyłu, udając pomniki i
elementy wyposażenia. Ostałyśmy się z mamą Adriana. No i Ola się dołączyła na
moment i Sławek. Trzeba to kibicowanie jakoś bardziej ogarnąć, bo wstyd.
Następny mecz to derby, jest szansa, że się ludzie zmobilizują.
Widowisko zbliżało się ku końcowi, poszłam zatem w naród wypytać, jakich zawodników należy
nagrodzić. Klub kibica Husarii Szczecin przygotował upominki dla wytypowanego
przez kibiców najlepszego gracza gości i gospodarzy. Wśród gliwiczan publice
najbardziej podobała się linia – jednym ofensywna, drugim defensywna, ale nie
dało rady wytypować jednego konkretnego gracza. Spośród Husarii najczęściej
proponowano Kubę (34), Marcina (18), Kubę (53), Leona (7), Rossiego (57 :D),
nagradzano
linię ofensywną (coś jest w tych liniowych :D), ale top of the top stanowił
Junior. Właściwie co druga propozycja to był numer 12. Ustaliliśmy po
konsultacjach, że w imieniu liniowych gliwiczan nagrodę damy centrowi, a u
nas - bez dwóch zdań – Juniorowi.
Zlazłam na dół, żeby przypomnieć o naszych upominkach, zanim zwieją do szatni. Sędzia
zarządził koniec meczu i Husaria zbiła się w kupę radości. Potem pięknie
podziękowali kibicom, a ja próbowałam wręczyć prezenty. Gliwice trochę nie
usłyszały, że jest nagroda do zainkasowania, ale wreszcie wielki niedźwiedź
przyszedł i ją odebrał. Na szczęście nie udusił mnie w ramach podziękowań –
uwzględnił, że ja pada nie miałam. Ledwo udało mi się uskoczyć po tych wręczaniach,
gdyż od strony naszego namiotu już ruszył rządek graczy, żeby podziękować Lwom
za fajny mecz. Szukałam Juniora, w celu obdarowania go, ale jak zwykle w takich
sytuacjach, kiedy człowiek chce jak najszybciej zniknąć ze środka, był na końcu
i musiałam defilować niemal na czele Gliwic. Hammer zeszłego roku nabijał się
ze mnie, drąc się, że teraz Junior cały mój, ale to z zazdrości. Strasznie się
męczył na linii bocznej, bo nie przywykło do stania, kiedy reszta rodziny
walczy. Nic, Miziu – może następnym razem?? :) Wreszcie wyczaiłam Juniora,
nagrodziłam od kibiców, złożyłam przy okazji życzenia, bo jak raz miał urodziny
i zmyłam się ze środka boiska. Chwilę jeszcze postałam patrząc, jak zwijają
sprzęt, żeby emocje opadły i ruszyłam do domu. Miejsce dla Juniora! :) |
Mecz był
fantastyczny i Husaria pokazała, na co ją stać. Bardzo szkoda, że straciliśmy
Jordona i Kubę, ale mam nadzieję, że to już ostatnie kontuzje. Naprawdę – limit
został wyczerpany.
Jeszcze
jeden temat muszę poruszyć. Nie chciałam w trakcie relacji z meczu, żeby nie
odwracać uwagi od najważniejszych, czyli graczy, ale nie mogę tego pominąć.
Chodzi o żenujące komentarze pod adresem Cougars, rzucane w trakcie przerwy
przez prowadzącego konkurs dla kibiców. Z osłupieniem wysłuchałam durnowatych
tekstów w takiej chwili. O niechęci między zespołami wie spora grupa, ale
jednak nie wszyscy. Śmiem twierdzić, że przynajmniej 2/3 obecnych nie miała
pojęcia, dlaczego prowadzący czepia się przybyłych na mecz Cougarsów. Wyszło to
wyjątkowo chamsko. Stanowili dużą grupę, siedzieli na końcu. Po meczu
dowiedziałam się, że niektórzy zachowywali się niegrzecznie, obrażali sponsorów
Husarii, kibicowali Gliwicom i bili brawo, kiedy Jordona zabrała karetka. To
tak niesłychanie zdenerwowało prowadzącego, że aż się nie powstrzymał.
Zastanówmy
się przez chwilę – kogo kompromituje prostackie zachowanie buraka w barwach
Cougars Szczecin? Na pewno nie Husarię. To czemu komuś przeszkadza, że robi
obciach Kuguarom? Chce, to robi. Nie reagują – ich problem! Zniżając się do
poziomu plujących na siebie dziesięciolatków przynosimy wstyd sobie i naszej drużynie.
Wśród Cougarsów są zawodnicy, którzy niekoniecznie chcą być wciągani w stary
konflikt. Nie brali udziału w procederze psucia atmosfery na trybunach, ale
zostali wrzuceni do jednego wora z buractwem. Przemek pokazał środkowy palec
także im, choć sobie na to nie zasłużyli. Teraz na pewno mają więcej motywacji,
żeby nie dać wciągnąć się w przepychanki między zespołami.
Radość w kupie :) |
Husaria
nie odpowiada za zachowanie ludzi na trybunach, trudno zatem, żeby sponsorzy
mieli pretensję do Husarii o niestosowne zachowanie jakiegokolwiek kibica. Jedynym
rozsądnym zachowaniem wobec prymitywu jest ignorowanie go. Wszelkie polemiki
sprowadzają nas na jego poziom, a przecież mamy ambicje być wyżej.
To, że NIE
kibicowali Husarii chyba nie było zaskoczeniem? Z tego, co wiem, zwyczajowo
tego nie robili, wypadało przywyknąć.
A brawo
Jordanowi w karetce biła cała ludność, na prośbę prowadzącego zresztą.
Podsumowując
– absolutnie nie widzę powodów, dla których dorosły mężczyzna miałby mieć
problemy z opanowaniem się. Cougars tworzą własny wizerunek. Jeśli podoba im
się taki, jaki niektórzy zaprezentowali w sobotę – ich sprawa. Skoro nie
wiedzą, że czasem kick off robi się tak, żeby móc przejąć piłkę, mogą nie
wiedzieć też, że pracują na opinię ludzi o FA. Jeśli dołączymy do nich, na
trybunach w Szczecinie będą siedzieć wyłącznie wróble, a słowo „sponsor” obie
drużyny będą znały tylko z filmów. Doping, który Husaria zorganizowała
Cougarsom przeszedł do historii. To jest sposób, żeby niektórzy awanturnicy
zaczęli zachowywać się poprawnie. Możemy wygasić konflikt między zespołami, bo w końcu najbardziej awanturny element przejdzie na sportową emeryturę, tylko musimy tak działać, żeby nowym nie dawać okazji do zrażenia się do nas. Wtedy jest szansa nawet na współpracę i działanie razem. W końcu zacznie być im wstyd i zareagują. Konsekwentne pokazywanie klasy na pewno nam
nie zaszkodzi. Duży pies nie atakuje małego dziamgota, bo zwyczajnie wie, że
nie stanowi on zagrożenia. Może warto się tego trzymać?
Podziękowania dla kibiców |
Zamykając
wątek meczu – pięknie dziękuję Husarii i Lwom. Oglądałam spotkanie z zupełnie
innej perspektywy, niż w zeszłym roku i dało mi zupełnie nowe, fantastyczne
emocje. Nie wiem wprawdzie, jak przetrwam 13 kwietnia bez bieżących wieści z
Bielawy, ale jakoś muszę sobie poradzić :). Organizacja zaplecza dla kibiców
była bardzo dobra – atmosfera festynowa przyciągnęła ich naprawdę wielu, a
przecież o to też chodzi, żeby było ich więcej i więcej.
Wszyscy
mocno trzymamy kciuki za Jordona i Kubę, żeby szybko wrócili do zdrowia, nie
tylko z egoistycznego poczucia, że Husaria ich potrzebuje :) Gdyby była
potrzebna jakaś pomoc – służę uprzejmie. :)
Więcej
zdjęć u Moniki, jak zwykle :)
P.S.1 Czcionka mnie dzisiaj znielubiła kompletnie, zmienia się, jak chce :/
P.S.2 Chciałam przypomnieć, korzystając z okazji, że niniejszy blog jest moją prywatną inicjatywą, piszę na nim o MOICH odczuciach, przemyśleniach i wrażeniach i będę to robiła, czy się komuś podoba, czy nie :) Ale na szczęście nie ma przymusu czytania go :)
nie no serio?????
OdpowiedzUsuńNo bo co do COUGARS, to my chyba byliśmy na innym meczu, albo nie wiesz do końca gdzie siedzieliśmy bądź jakie mamy barwy! Hehe, masz jeszcze jakieś inne fantasy swojego autorstwa?
:) Polecam czytanie ze zrozumieniem :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Problem w tym, że to chyba nie kwestia czytania ze zrozumieniem, skoro nie tylko autor pierwszego komentarza miał z tym kłopot...
OdpowiedzUsuńDla tych, którzy nie zrozumieli, dodałam post scriptum. :)
OdpowiedzUsuńZ uwagą przeczytałem post scriptum i wydaje mi się, że sporą naiwnością jest twierdzenie, że pierwszy tekst był neutralny wobec Cougars i nie miał ich obrazić. Nawet jeśli niezamierzony, przekaz był ewidentnie nacechowany negatywnie.
OdpowiedzUsuńW Post scriptum wyjaśniłam, dlaczego tekst napisałam w takim, a nie w innym stylu. Nie trawię kibolstwa. Rada jest jedna dla obu drużyn - pilnować się, żeby żadne zachowanie nie miało cech żywcem skopiowanych ze stadionów piłkarskich, a na pewno więcej podobny tekst na moim blogu się nie pojawi. Poza tym bardzo proszę nie uogólniać - nawet w pierwszym tekście zwróciłam uwagę, że nie wszyscy zawodnicy biorą udział w przepychankach między zespołami. Dlatego absolutnie nie zgadzam się, że był nacechowany negatywnie w stosunku do Cougars. Do tych, którzy rozrabiają - tak, ale nie do wszystkich. Choć faktu, że czepiam się obu stron, a swojej najbardziej, anonimowy komentator nie zauważył i na plus mi nie zaliczył. Zdajcie sobie państwo sprawę, że ja jestem kibicka, a nie dziennikarka, czy Husaria. I jako kibicka się czepiam.
OdpowiedzUsuń"Dlatego absolutnie nie zgadzam się, że był nacechowany negatywnie w stosunku do Cougars." hmm, rozumiem, że następnym razem jak będzie Pani pisać o tym, że nie lubi Pani jak ktoś bije swoje dzieci, to zacznie Pani od słów, "Ja nie widziałem ale ktoś gdzieś chyba widział, że ktoś w barwach Cougars uderzył swoje dziecko..." i też uzna Pani, że wydźwięk nie jest negatywny wobec Cougars tylko zwraca Pani uwagę na szerszy problem? Litości...
OdpowiedzUsuńŻeby doszło do porozumienia, musi istnieć dobra wola. :) U Pana jej nie widzę :) Nie ogarnia Pan obu tekstów, tylko czepia się Pan wybranych fragmentów jednego. Niektórzy może zrozumieją, że napisałam drugi tekst, by wyjaśnić niemiłe wobec zawodników Cougars dwuznaczności z pierwszego, ale Panu, jak widzę, nie bardzo się to udało. Może Pan sobie wmawiać, że nienawidzę Cougars i zmierzam do ich zniszczenia, jeśli to Panu ułatwi funkcjonowanie :) :) :) :)
OdpowiedzUsuńDomyślam się, że nie nienawidzi Pani Cougars, bo inaczej rzeczywiście nie pisałaby Pani post scriptum. Jednakowoż bardzo męczy mnie to, że ciągle nie dostrzega Pani moim zdaniem jednoznacznie pejoratywnego wydźwięku Pani pierwszego tekstu. W Post scriptum wyjaśnia Pani jedynie swoje intencje ale nie upewnia to o tym, że podobny tekst nie powstanie w przyszłości. Dopóki nie zrozumie Pani istoty tego pierwszego przekazu na zewnątrz, co oceniają odbiorcy i są dość jednoznaczni (zadałem sobie trud i dałem innym do poczytania) to ryzyko ciągle istnieje. Działam zapobiegawczo a nie korygująco. ;)
OdpowiedzUsuńTylko dlatego, że dostrzegłam ten pejoratywny przekaz, napisałam P.S. :) :) Moją intencją od początku jest zakopywanie, a nie odkopywanie topora wojennego między ludźmi, dlatego też zwróciłam uwagę na zachowanie prowadzącego spotkanie. Ale rzeczywiście - nie dam Panu gwarancji, że nie napiszę jednoznacznie negatywnego posta o którymkolwiek zespole, jeśli będzie coś negatywnego do opisania. Natomiast mogę Panu obiecać jedno - na pewno oprę go na tym, co sama widziałam i słyszałam. Staram się uczyć na własnych błędach. :)
OdpowiedzUsuń