sobota, 5 kwietnia 2014

1. Z Juniorem o pozycjach :) Część pierwsza - ofensywa.

Straszliwie zaniedbałam husariowego bloga, ale głównie z powodu zamieszania codziennego. Dowaliłam sobie nowych obowiązków, bo czemu nie i trochę mnie przytkało. Ponieważ za chwilę pierwszy mecz Husarii w tym sezonie, muszę nadrobić zaległości, zanim zacznę pisać relacje. Cykl sylwetek zostanie wznowiony po ostatnim meczu. :)
Bieżące newsy są super, ale nie zapominajmy, że niniejszy blog miał zawierać także treści edukacyjne. Podstawowe podstawy znajdziecie w pierwszych postach, a teraz przyszedł czas na kolejny etap wtajemniczania w futbol amerykański. Od dłuższego czasu próbowałam wyszarpać z Husarzy wiadomości na temat pozycji, na których grają. Tajemniczy kod literkowy kompletnie nic mi nie mówił, rozszerzenie go do nazw właściwych absolutnie sprawy nie wyjaśniło, każdy się wykręcał i odsyłał mnie do Juniora. Próbowałam uniknąć tej rozmowy, ale Ten, Który Zawsze Pomaga zajął się rodzeniem, Rossi dał się naciągnąć na debatę feministów i wolałam więcej go nie męczyć i naprawdę nie miałam do kogo uderzyć w tej sprawie. Rozstępowali się przede mną niczym kra przed lodołamaczem i zrozumiałam, że Juniora nie uniknę. Włosy stanęły mi dęba.
Dlaczego tak panicznie bałam się spotkania z sympatycznym, przystojnym i wszechstronnie uzdolnionym rozgrywającym Husarii?? No właśnie z powodu tych kilku przymiotników. Miałam już w swoim życiu wątpliwą przyjemność rozmawiania z młodą gwiazdą, której woda sodowa wyżarła mózg i myśl, że mam przed sobą kolejne tego typu spotkanie przerażała. Nie umiem normalnie rozmawiać z człowiekiem o nadmuchanym ego, od razu pojawia się potrzeba nie do opanowania - potrzeba przebicia balonika. W związku z tym mój jęzor zamienia się w szpilę, a miła rozmowa w wojnę światów. Obawiałam się, że za moment wyprodukuję sobie pierwszego oficjalnego wroga w Husarii, a Husaria zacznie przez tegoż wroga tracić pierwsze punkty u mnie.
Center zaczyna...

Przymierzałam się kilka razy. Oglądałam Juniora ze wszystkich stron, niczym metalizowaną, tęczową włóczkę, wreszcie stwierdziłam, że trudno. Tak, czy siak, o tych pozycjach ktoś mi musi powiedzieć. Może nie będzie tak źle. Może on nie jest tak zarozumiały jak mi się wydaje, że powinien być, a może i ja już nie taka czepialska. Uruchomiłam komputer i napisałam wiadomość. Moment później przyszła odpowiedź i mało zawału nie dostałam, zanim ją odpaliłam. Odpowiedź na moje dyplomatyczne zapytanie przyszła pełna życzliwego entuzjazmu. Odetchnęłam z ulgą. Doprecyzowaliśmy kwestię miejsca, terminu i czasu spotkania i rozpoczęłam przygotowania. Wypisałam sobie wszystkie literki, które znajdują się na boisku w czasie meczu, próbowałam nawet poczytać w necie, ale jednak fachowość słownictwa ciut mnie pokonała. Niby coś tam kumałam, ale nie wiedziałam, czy dobrze kombinuję. Uwzględniając czas, jaki poświęciłam samodzielnym analizom, ustaliłam, że potrzebuję godziny, żeby to ogarnąć. Przyjęłam, że będę musiała hamować profesjonalne słownictwo Juniora. Jakże się myliłam!
Piotr na miejsce zbiórki dotarł punktualnie, czym zapluchował dodatkowo, gdyż spóźnialscy szalenie mnie irytują. Spóźnienie zaczynam liczyć po dziesięciu minutach, ponieważ uwzględniam kwestię komunikacji miejskiej, korków, czy też problemów z parkowaniem. Umówiliśmy się przed treningiem, żeby nie robić dodatkowego zamieszania, a ponieważ kopaczy nie było, usiedliśmy sobie pod daszkiem. Junior przyniósł nawet kartkę, żeby mi różne rzeczy narysować, bo ja oczywiście zapomniałam.
... QB łapie...
Odpaliłam nagrywanie, gdyż od rozmowy z Szymonem wszystko nagrywam, żeby nie poprzekręcać czegoś, jak wtedy. :) Tak uczciwie mówiąc, mogłabym tylko przepisać opowieść Juniora, bo mówił prosto, jak chłop krowie na miedzy, a jednocześnie szalenie zabawnie, natomiast moja pozycja wtedy byłaby zagrożona. Po co ja, skoro wystarczy przepisywać, co Junior powiedział :D Dlatego poddałam tekst nieznacznej obróbce :)

Zaczęliśmy od formacji ofensywnej, od WR. Uczciwie mówiąc jeszcze kilka dni wcześniej rozszyfrowywałam skrót wyłącznie jako wynik badań na obecność jednej z chorób wenerycznych. Po rozmowach z zawodnikami byłam bardziej uświadomiona. A co o tym tajemniczym skrócie powiedział Junior? :) WR – wide receiver, czyli skrzydłowy. Stoi szeroko i otrzymuje piłkę. Zwykle wygląda to tak, że na sygnał rozpoczynający akcję biegnie w ustaloną wcześniej stronę, po czym odwraca się i łapie podawaną mu przez rozgrywającego piłkę. Znaczy się – takie jest założenie, bo z wykonaniem często bywa gorzej. Jeśli jednak się uda, zwykle WR przebiegnie sporo jardów i przesuwa drużynę znacznie bliżej pola punktowego przeciwnika. Najlepiej sprawdzają się na tej pozycji ludzie wysocy, szybcy, mający chwytne ręce. Prosto mówiąc – musi złapać piłkę nad wszystkimi, przytulić do siebie niczym Janosik Marynę i pruć w stronę pola punktowego, ile fabryka w nogi dała. Piotr mówił, że wzrost takiego szalonego znaczenia nie ma, niscy też dają radę, tyle, że wysokim łatwiej. Kiedy się patrzy na naszą defensywę, to można to sobie wyobrazić. :) Żeby złapać piłkę nad takim Rossim, czy Mateuszem, to knypek się musi naskakać. Junior zdradził, że większość nowych, jeśli się nie kwalifikują do grubasów, czyli na linię, to idzie na WR na dzień dobry. Na tej pozycji jest dużo biegania i jeśli gość „ma ręce” (czyli udaje mu się piłkę złapać i utrzymać), to tu sobie dobrze radzi i zostaje. Jeśli nie ma rąk, to wtedy się myśli, co z nim zrobić. Nie zgłębiałam co, nie wyglądało, żeby tych z dziurawymi łapami mordowano i zakopywano w ustronnym miejscu. W Husarii na WR gra kilku zawodników, na przykład przesłuchiwany ostatnio Maniek, a także
...WR się przedziera...
Tomek, albo Mateusz… Dużo ich musi być, bo na WR z piłką rzuca się chyba cała defensywa. Po wstaniu spod tego mięsa to można już nie być sobą, tak mi się wydaje.
TE, czyli tight end to były kolejne wynotowane przeze mnie literki. Stoi blisko linii ofensywnej, na końcu. Czyli skrajny zawodnik linii, który może łapać piłkę. Jeśli chodzi o wymagania fizyczne, to Junior określił je jako „ciężka WR-ka”. Dobrze, żeby był wysoki, waga tak koło 100 kg. No i jeszcze mobilny. Jak to Junior elegancko określił – musi dać radę się poruszać. Oraz, oczywiście, musi mieć chwytne ręce, bo skoro może tę piłkę łapać, to super by było, gdyby ją złapał. TE to taki uniwersalny żołnierz na boisku. Jego zadaniem jest blokowanie, ale też czasem bieg z piłką. Najbardziej znanym Wam zawodnikiem grającym w Husarii na tej pozycji jest Leon, jak oczywiście pamiętacie :P
...TE też się może przedzierać...
RB, czyli running back. Zaczyna grę stojąc za rozgrywającym i ma przechlapane. Ogólnie może mieć dwa zadania. Pierwsze - ochrania rozgrywającegojego, ewentualnie drugie - po otrzymaniu piłki od rozgrywającego ma przelecieć przez linię defensywy (ta, jasne, powodzenia :P), albo ją ominąć, zależy, co ustalono przed zagrywką. Musi mieć refleks, dobry wzrok i intuicję, żeby odgadnąć, gdzie pójdzie obrona i oczywiście się na nich nie nadziać. Jeśli się nadzieje, to od razu zostaje ukarany, bo wszystko się na niego wali. Z założenia – gość ma wielkie powodzenie – leci na niego większość defensywy. RB można podzielić na dwie pozycje. Jedna - FB - fullback, czyli ten, co stoji bezpośrednio za rozgrywającym i za zadanie ma albo wesprzeć liniowych ofensywy w blokowaniu przeciwników, albo lecieć przed HB i pilnować, żeby go obcy dopadli i wywalili jak najpóźniej. Druga - HB – halfback, który stoi za FB i odpowiada za bieganie i omijanie wszystkiego na trasie. Może też pełnić funkcję WR. Jeśli chodzi o predyspozycje, to jak poprzednio – do blokowania potrzebni są ludzie ciężcy, do biegania zwinni i raczej szczupli. Ktoś, kto ma i blokować i biegać musi to sobie jakoś wypośrodkować. Halfback powinien być niższy, bardziej zbity, zwinny, bo ma się przedzierać i wytrzymały, bo zbiera baty. Na pozycji FB w Husarii gra dwóch moich ulubieńców, z którymi rozdawaliśmy zaproszenia na rekrutację, czyli Bartosz i Tomek. Z halfbackami jeszcze się nie zaprzyjaźniłam za bardzo, muszę to nadrobić. :)
...liniowi chronią QB...


QB – quarterback – rozgrywający. To on jest wszystkiemu winien, jeśli nie wyjdzie :) Tak samo, jak w siatkówce. Wszystkie źródła mówią, że to mózg drużyny. On decyduje, jaką zagrywkę zagra zespół. Ma za zadanie takie rozegranie piłki, żeby ocyganić przeciwnika i wyszarpać jardy, albo nawet punkty. Przed rozpoczęciem zagrywki ofensywa zbiera się w taki kocioł na środku i tam im QB wyjaśnia, którą z wyuczonych wcześniej akcji będą grać za moment. Potem wracają na pozycje, QB krzyczy różne dziwne rzeczy, z których jedno jest hasłem do rozpoczęcia gry. Chodzi o to, żeby zyskać choć niewielką przewagę nad defensywą, co da szansę na zaskoczenie przeciwnika. Na sygnał rozgrywającego center podaje mu piłkę, co się naukowo nazywa snap, a potem rozgrywający działa. Albo wykonuje umówioną wcześniej zagrywkę, albo ją zmienia (kiedy przeciwnik przewidzi zagranie), rzucając w ostatniej chwili nowe szyfry. Tu pojawia się problem, jeśli ekipa nie opanowała skrótów. QB nie może zatrzymać akcji, powiedzieć: chwila panowie, teraz zmienimy ustawienia, bo się pokapowali, choćby z tego powodu, że akcja jest dynamiczna i przeciwnik nie poczeka. Rzuca hasłem i drużyna powinna reagować natychmiast. Jeśli nie, to jest kicha. QB zasadniczo może wykonać trzy manewry, kiedy rozpoczyna grę. Może przekazać piłkę do tyłu, do RB, może ją podać górą do innego gracza, albo samemu pchać się do przodu. Jeśli zdecyduje się na samodzielny jogging, musi uważać, żeby go nie wywalili przed linią wznowienia gry, bo wtedy cofa drużynę (akcje wznawia się w miejscu, w którym wywalili gościa z piłką). Taka wywrotka QB nazywa się sack i jest to powód do dumy dla defensywy. Udało mi się zobaczyć samodzielnie sack’a w jednym z meczów w telewizji i byłam z tego powodu szczęśliwa straszliwie, chyba bardziej nawet, niż ten, który tego sack’a wykonał. Całość zagrań ofensywy, czyli wszystkie przygotowane i przećwiczone akcje mają zewidencjonowane w „książce zagrywek” (wersja angielska, częściej używana to play book, tylko nie wiem, czy razem pisane, czy oddzielnie, bo z wymowy Juniora nie wynikało :D). QB ma takie coś na ręce, jak ma Xenna, wojownicza księżniczka, albo Herkules – takie skórzane coś, z notatkami. Każdy ma obowiązek się tych ustawień i skrótów do krzyczenia nauczyć, żeby zrozumieć, co krzyczy QB. I wykonać zarządzenie. W Husarii QB jest oczywiście Junior, ale też Mateusz.
...QB też może biegać...
C – center – zaczyna grę, podając do tyłu, pod dupką, piłkę do QB. Potem musi szybciutko blokować gości, których ma naprzeciwko. Powinien być ciężki, masywny i jak twierdzi Junior – powinien być najbardziej kumaty z liniowych ofensywnych. On rozstawia linię, rozdzielając robotę z blokowaniem przeciwnika. Naszym centrem jest znany już Wam Adaś oraz jeszcze Wam nieznany, a mnie już tak – Maciek.
G (OG) – guard (offensive guard) – kolejny zawodnik liniowy, na boisku jest ich dwóch, stoją po obu stronach centra i mają za zadanie blokowanie przeciwnika, aby zapewnić ochronę QB, a także, jeśli tego wymaga zagrywka, przygotować korytarz, którym może sobie przebiec RB. Zgodnie z wykonywanym zawodem – liniowy musi być ciężki i nieprzesuwalny. Pieszczotliwie nazywają ich grubaskami. Znacie bardzo dobrze dwóch guardów – Krzyśka i Maćka, a nieco mniej dwóch innych – są nimi BuLi i Michał.
T (OT) – tackle (offensive tackle) – kolejny zawodnik linii ofensywnej, na boisku, podobnie jak G, jest dwóch takich zawodników, zajmują skrajne pozycje na linii, za guardami. Mają takie samo zadanie – tworzą mur dla przeciwnika. Ciągle powinni to być ludzie ciężcy, ale dodatkowo sprawni, bo ich przeciwnik próbuje obiec, więc muszą zdążyć się przesunąć czy obrócić we właściwe miejsce. Bardzo odpowiedzialną rolę ma lewy tackle, gdyż większość rozgrywających jest praworęczna i kiedy się odwraca do zagrania, to nie widzi, co się dzieje z lewej strony. Tam jest „miejsce wrażliwe” QB, w które przeciwnik szczególnie chętnie się wcina. Lewy T musi być sprawny i szybko reagować, żeby QB nie został uszkodzony. W Husarii na tej pozycji grają Kacper, Piotr i Jakub.
Junior podkreślił, że linia zasadniczo piłki nie dotyka, poza centrem, który mu tę piłkę podaje. Zapytałam, czy wcale nie mogą, w sensie, że jeśli dotkną/złapią – to jest błąd? Otóż jeśli piłka się wymsknie komuś, a jest „żywa”, czyli można nią grać, to liniowi mogą złapać ją i biec, ale bezpośrednio z zagrywki łapać nie mogą. Po złapaniu piłki mogą ją podawać do tyłu. Junior z rozbrajającą szczerością wyznał, że unika się biegania grubaskami, bo „jak już złapią piłkę to są strasznie podjarani i czasem się różne rzeczy śmieszne dzieją”. Poza tym, jak przypomniał, na treningach z piłką nie ćwiczą i nie umieją jej odpowiednio nieść, więc łatwo mogą ją zgubić, a nie o to chodzi. Dlatego jeśli grubasek jest z piłką sam na sam to ma za zadanie się na nią rzucić, uniemożliwiając swoją gramaturą wydostanie jej spod niego.
Mamy linię ofensywną zakończoną. Jak to całe tałatajstwo stoi na początku to macie na obrazku tutaj.

Miałam zamiar skończyć wszystko dzisiaj, ale już za chwilę muszę wstawać, a jeszcze się nie położyłam, więc defensywę zrobię w poniedziałek. Czeka mnie podróż i powrót na mecz, a potem może na to party się wybiorę, więc wypadałoby się chwilkę przespać… Wam też taka ilość wiedzy na raz może tylko zaszkodzić, więc odpuszczam na razie.
Trzymajcie kciuki za moją Husarię. :) Bardzo, bardzo mocno. Z całych sił. :)

Zdjęcia oczywiście od Moniki :)

Angels Toruń i Husaria Szczecin. :) P.S. Nie takie Angels, skoro Miziu do tej pory średnio łazi... :P
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz