Tyle dobrego uzbieraliśmy :) |
Ja Ci dam dwa misie, a Ty mi kask, ok? |
Kuba stanął na wysokości zadania i choć mieliśmy
trochę problemów ze spotkaniem się, bo albo on był zajęty, albo ja, koniec
końców pod Lidlem w Dąbiu do mojego bagażnika trafiło 29 gier dla dzieci w
różnym wieku.
Ponieważ trochę było problemu z kwestią gdzie i o
której, a musiałam coś konkretnego podać Piotrowi, żeby rozpoczął selekcję
ochotników, ustaliłam z Agnieszką, że przychodzimy we wtorek i środę od 17.00
na wskazane miejsce. We wtorek miał to być szpital na Arkońskiej, ale z rana
zmieniłyśmy miejsce zbiórki na szpital przy ul. Wojciecha. Agnieszka
stwierdziła, że jeśli zaczniemy od 17.00, to się nie wyrobimy, bo dzieci jednak
dość szybko idą spać. Postanowili zacząć od 15.00 i zrobić Arkońską, a z nami
od 17.00 lecieć Wojciecha.
Przyszły junior? |
Objechałam kwartał dookoła, bo oczywiście nie było
miejsca, żeby zostawić samochód. Na światłach zobaczyłam przed sobą kogoś z
Husarii, bo miał naklejkę na zadzie pojazdu. Delikwent objeżdżał kompleks tak
samo, jak ja. Za drugim podejściem postawiłam pojazd w pierwszym wolnym miejscu
i udałam się na miejsce zbiórki po pomoc w taszczeniu gier. Rozmawiałam z
Piotrem, żeby choć ze dwóch było, tych pomocników. Piotr się postarał. Przyszło
siedmiu panów i jedna pani. Oraz oczywiście Monika i ja. Bardzo lubię te akcje,
bo udaje mi się poznawać coraz większą ilość Husarzy. Kiedy na raz przedstawia
się dwunastu, ciężko spamiętać, który jest który. Ale kiedy nowych mam dwóch
czy trzech, to już bilobil niepotrzebny. Teraz z nowych dla mnie było dwóch
Mateuszów, więc miałam dodatkowe ułatwienie. Poszliśmy pod moje auto i
wyjęliśmy gry. Najpierw do zdjęcia wszystkie, a potem połowa została, bo na
Wojciecha miały zostać dwa komplety. Jeden z Husarzy doniósł świeżo kupioną grę,
bo jak wyjaśnił, nie zdążył się dołożyć do kwesty. Chwilę czekaliśmy na
Agnieszkę i jej zespół, a potem poprowadzili nas do szatni. Panowie pomogli
taszczyć wory z prezentami. I naprawdę mieli co dźwigać. Najpierw przebrała się
Husaria, a przynajmniej część nieubrana. Bo niektórzy już przyszli w odzieniu,
choć bez rusztowań. Gramolili się strasznie, dziewczynom przywdzianie
księżniczkowych strojów poszło znacznie szybciej. Ekipę eleganckich futbolistów
reprezentowali – Piotr we własnej osobie, Tomek, Michał, Adam, Jarek, Mateusz i
Mateusz. Mikołaj z ekipy Agnieszki pasował do naszych, bo był wysoki i obłożony
poduszką – miło się zaokrąglił. Broda trochę przeszkadzała, jak zauważyłam, bo
generalnie miała być na gumce pod brodą naturalną świętego. Jednak w ferworze
składania życzeń i przy co mniejszych pacjentach, którzy nie krępowali się
świętością gościa w czerwonym chałacie i szarpali go za sztuczne uwłosienie,
zsuwała się z brody podjeżdżając pod nos. Mikuś nie tylko ciągle drapał się po
łaskotanym nosie, ale i wydłubywał kłaki z zębów. Niemniej jednak - nie poddawał się i dzielnie odwiedzał
oddział za oddziałem.
Przy takiej ekipie wszystko mniej boli :) |
Kiedy już wszyscy się naszykowali, a nasz Tomek
wdział zamiast kasku piękną mikołajową czapeczkę, ruszyliśmy labiryntem
korytarzy w górę. Oczywiście kondukt wzbudzał ogromne zainteresowanie. Mało, że
Mikołaj, mało, że wory wypchane straszliwą ilością prezentów, ciągane przez
mięśniaków w dziwnych strojach, mało, że piękne dziewczyny, to jeszcze śpiewy i
nawet gra na flecie! A jak! Sam kwiat młodzieży. Dla każdego coś miłego. Nie
wiem, czy bardziej się dzieciaki cieszyły, czy my wszyscy, bo gęby się śmiały
każdemu od ucha do ucha (gdyby narządów słuchu nie było, śmialibyśmy się
wszyscy dookoła głowy).
Do małych salek szpitalnych trudno było wejść wszystkim,
bo samej husarskiej ekipy mieliśmy dziesięć sztuk, a przynajmniej drugie tyle
było medycyny z nami, więc wchodził Mikołaj, dwie pomocnice i tylu Husarzy, ilu
się zmieściło, żeby oddychanie było możliwe. Oraz Monika, ale ona mała i
drobna, więc w zasadzie wypełniała przestrzeń podpachową między Husarzami. Dzieci,
jak dzieci. Jedne widziały prezenty i michy im się cieszyły, inne
zahipnotyzowanym wzrokiem patrzyły na wielkie kaski z rusztowaniami, rodem z
robocopa i kontakt z rzeczywistością odzyskiwały po dłuższej chwili… Przebojem
imprezy okazały się misie. Miś, jak wiadomo, to antidotum na wszystkie smutki i
strachy. Jest miękki i przytulaśny, a przytulanie się bardzo koi nerwy. Misie
były w trzech kolorach. Ecru- zwane przeze mnie blondynami, kawa z mlekiem –
czyli szatyni oraz brązowe w odcieniu pomarańczy – czyli rude (moje ulubione z
racji słabości do tegoż koloru). Dla starszych dzieci były puzzle we wszelkich
kombinacjach ilościowych od 60 elementów do 1000.
Pierwszy dzień - prawie kompletny skład :) |
Gry podrzucone do świetlicy, chwila oddechu dla dostarczycieli. |
W szpitalu było masakrycznie gorąco. Ubrana jak na
Syberię, bo jechałam prosto z pracy, a u mnie grzeją tylko do godziny 12.00,
poczułam, że za chwilę się uduszę. Nie było się z czego rozbierać, bo szpital
był dziecięcy i to, co miałam pod spodem nie wchodziło w grę, jako odzież, musiałam jakoś wytrzymać. Spojrzałam na
Mikołaja, którego grzał nie tylko włochaty chałat i sztuczna broda, ale
dodatkowo poducha na brzuchu. Stwierdziłam, że on daje radę, to ja też muszę.
W jednej ze szpitalnych sal Michał częstował
słodyczami małego chłopczyka. Chłopczyk patrzył oczami jak talerzyki na
wielkiego chłopa, przykucniętego przy nim, z wyciągniętą łapą wielkości
kelnerskiej tacy, pełną słodkości. Facet ten miał pod pachą urwaną komuś głowę…
Dziecko nie zwracało uwagi na słodycze i otoczenie, hipnotycznie wpatrzone w
Michałowy kask.
Spadaj z cukierkiem... Taki kask bym chciał! |
Adaś wzbudzał podziw w narodzie. Taszczył dwa
wielkie wory, jakby niósł balony z helem. Rodzice obojga płci patrzyli z
uznaniem. Niektórzy panowie z lekką zawiścią. Dostawali dobrą radę – zapraszamy
na treningi. J
Piotr krzepił uściskiem i zachęcał młodzież do dołączenia do ekipy. Patrząc na
pełne optymizmu oblicze Tego, Który Zawsze Pomaga każdy wiedział, że szybko
wróci do domu kompletnie zdrowy. Tomek świetnie zastępował Mikołaja, bo ten
czasem strasznie wolno pokonywał sale. Na jednym oddziale personel szalenie nas
polubił i ustawił się do zdjęcia. Ja byłam zachwycona dziewczynami z PUM, które
nie tylko piękne były, ale i mądre oraz z poczuciem humory bardzo zaawansowanym.
No i flecistką, ale ona miała fory z racji posiadanego instrumentu. Z puzonem
nie zrobiłaby na mnie takiego wrażenia, bo flet to jest to, co tygrysy lubią
najbardziej.
Korowód... |
Kiedy zeszliśmy na izbę przyjęć, w jednym z
gabinetów straszliwie krzyczało jakieś dziecko. Chwila konsternacji, po czym
nasze czołgi wepchnęły się z pomocą. Okazało się, że nie trzeba było mordować
lekarza, wystarczyło dać misia. Miś leczy wszystkie rany i uśmierzy każdy ból.
Uratowana przez misia... |
Odwiedziliśmy trzy oddziały szpitalne, zostawiliśmy
gry, zabawki i same uśmiechnięte twarze, wynieśliśmy wiele radości i obietnice
od rodziców małych pacjentów, że spotkamy się na meczach. Zadowoleni,
wróciliśmy do domów.
Husaria i zachwycony personel :) |
Na drugi dzień umówiliśmy się w szpitalu przy Unii
Lubelskiej. Agnieszka z ekipą zaczynała o 15, my dołączaliśmy o 17. Aby nie
błądzić, miejsce spotkania wyznaczyłam przy bramie głównej. Husaria nie
zawiodła. Z poprzedniego dnia był Tomek, Adam i obaj Mateusze, jeden Michał
zamienił się na drugiego, Piotr i Jarek zamienili się w dwa Marciny i dodatkowo
dotarł też Krzysiek. Michał, Marcin, Marcin, Mateusz, Mateusz – niemal M jak
Miłość. W każdym razie znów udaliśmy się do mojego auta i wygrzebaliśmy
pozostałe gry. Zadzwoniłam do Agnieszki, żeby dać znać, że już jesteśmy. Akurat
kończyli kolejny oddział i wracali po nową porcję zabawek. Pilotowani
telefonicznie dotarliśmy do kolejnych wejść i labiryntów. Kto tam miał co do
przebierania, to się przebrał, ale poszło szybciej niż pierwszego dnia. Ruszyliśmy
do akcji. Dziewczyny zachęcały Husarię do śpiewania kolęd, ale Michał
stwierdził, że zna tylko „Dzisiaj w Betlejem”.
Panie stwierdziły, że wystarczy, zaczęły śpiewać, ale im uprzytomniłam, że to wszystko, co Michał zna. Dzisiaj w Betlejem i koniec. Co dalej –nie wiadomo. Równie zaawansowaną wiedzę zadeklarowali pozostali uczestnicy i dziewczyny zrozumiały, że na jakieś oszałamiające wsparcie w dziedzinie wokalnej liczyć nie powinny. Dużo się działo, bo w ekipie był Maniek i Michał, a oni robili sporo zamieszania i mogę nie pamiętać kolejności, ale najważniejsze, że pamiętam wydarzenia. J Michał początkowo dość nieśmiało podchodził do pacjentów. Wyglądał powalająco – wielki, bary szerokie niczym trolejbus, na barach husarskie rusztowanie (czyli już podwójny trolejbus) , bicepsy jak dwa balony stratosferyczne (ledwo mieścił się w drzwiach), pod pachą kask, w wielkiej, niczym szufla do odśnieżania łapie – misiek. Wychodził z sal bardzo rozczarowany. Nikt od niego nie chciał misia.
Panie stwierdziły, że wystarczy, zaczęły śpiewać, ale im uprzytomniłam, że to wszystko, co Michał zna. Dzisiaj w Betlejem i koniec. Co dalej –nie wiadomo. Równie zaawansowaną wiedzę zadeklarowali pozostali uczestnicy i dziewczyny zrozumiały, że na jakieś oszałamiające wsparcie w dziedzinie wokalnej liczyć nie powinny. Dużo się działo, bo w ekipie był Maniek i Michał, a oni robili sporo zamieszania i mogę nie pamiętać kolejności, ale najważniejsze, że pamiętam wydarzenia. J Michał początkowo dość nieśmiało podchodził do pacjentów. Wyglądał powalająco – wielki, bary szerokie niczym trolejbus, na barach husarskie rusztowanie (czyli już podwójny trolejbus) , bicepsy jak dwa balony stratosferyczne (ledwo mieścił się w drzwiach), pod pachą kask, w wielkiej, niczym szufla do odśnieżania łapie – misiek. Wychodził z sal bardzo rozczarowany. Nikt od niego nie chciał misia.
"Matko, ale mi paszteta daje!" |
- No nie dziwię się – mówię do niego. – Dzieci mają
instynkt samozachowawczy, a każdego na pewno mama uczyła od małego, że takiemu
wielkiemu się zabawek nie zabiera. To może boleć. Musisz robić bardziej
friendly wyraz twarzy.
Popatrzył na mnie sceptycznie, ale już z następnej sali
wylazł bez misia, za to z promiennym uśmiechem na obliczu. I uzupełnił stan
miśków, wydzierając mi jednego. Zaprotestowałam ostro, bo miałam tylko trzy.
Dziewczyny miały po pięć, ale nie chciał od nich wyciągać. Albo nie chciał się narażać,
albo się wstydził. Choć pierwsze wydaje się wątpliwe, bo kto się oprze
uśmiechowi Michała, i drugie nieprawdopodobne
- nie wygląda na wstydliwego. Żeby było jasne – do mnie się średnio
uśmiechał :P To rozdawnictwo bardzo mu się spodobało, a stan uzupełniał ciągle
u mnie, więc wobec malejącej w zastraszającym tempie ilości posiadanych
przytulaków zaczęłam się przed nim chować. Już prawie się udało, bo wyciągnął
łapę do jednej z koleżanek z PUM, ale gdzieś mnie dojrzał, bo uśmiechnął się
jak rekin w filmach Disneya i ruszył w moją stronę. Ukryta za drzwiami tuliłam
do siebie trzy rude miśki. Po chwili tuliłam już dwa.
Michał ćwiczy rozdawanie... |
Na jednym z oddziałów głęboko rozczarowane porównaniem
z Michałem dziecko stwierdziło, że jest za małe do futbolu amerykańskiego. Na
to zareagował Maniek - wyskoczył zza pleców kolegi-giganta niczym Batman.
- Nie znasz się – pocieszył malucha. – Zobacz,
jestem prawie taki jak ty i jestem w Husarii. Tylko wyzdrowiej i przyjdź, a my
już ci pokażemy, jak grać.
Mały wyraźnie poweselał.
Friendly twarz zrobiona... :) |
Gdzieś na trasie spotkaliśmy miśka wzrostu Michała.
Maniek z Michałem zaciągnęli Monikę, żeby im zdjęcia zrobiła, ale jakoś ich
nigdzie nie widziałam, tych zdjęć. Nabijaliśmy się, że jak jest zdjęcie Husarza
z misiem na kolanach, to teraz można zrobić zdjęcie miśka z Husarzem na
kolanach. Ale obowiązki wzywały i porzuciliśmy zabawę.
Mikołaj dnia drugiego był wysoki, ale bez poduchy
dość patykowaty. Jedna z pań pielęgniarek stwierdziła, że kilku naszych ma
bardziej mikołajowe kształty. Trudno się było nie zgodzić, ale choć optycznie
niedoskonały, znakomicie wywiązywał się ze swoich obowiązków, więc nie
podjęliśmy tematu zmiany.
Prezenty szykowaliśmy Mikołajowi po przeprowadzeniu
rozpoznania. Jeden z Husarzy zaglądał do następnej sali i meldował, ile dzieci
jest w środku, w jakim wieku i jakiej płci. A my wyciągaliśmy odpowiednie
puzzle. I tu też się działo.
- Trzy dziewczynki, lat dwanaście – dobiegł nas
raport.
Wyciągnęłam trzy paczki puzzli.
- Star Warsy??!! Dla dziewczynki??!! – Maniek patrzył
na mnie, jakbym z księżyca spadła.
- A czego chcesz od dziewczynek? Myślisz, że
dziewczynki Star Warsów nie oglądają?! – wściekłam się natychmiast. – Na świecie
cię nie było, kiedy dwanaście godzin po bilety na Powrót Jedi stałam!
Dziewczynki też oglądają Star Warsy!
Mateusz i już nie nasze gry :) |
Nie wiem, kto by z tego starcia wyszedł obronną
ręką, bo ja bardziej liniowa jestem, ale z drugiej strony Maniek ma wprawę i
kondycyjnie lepszy jest w przepychaniu się. Na szczęście nic nie powiedział,
łypnął tylko okiem. Następnym razem zakwestionował puzzle z Krecikiem dla
małego chłopca. Tu oburzył się Krzysiek.
- Co chcesz od Krecika?! – przytulił pudełko do
siebie. – Krecik jest super! Sam chciałbym takie puzzle…
Przyłączyłam się do chóru zwolenników czeskiego przedstawiciela
rodziny kretowatych, ale jednocześnie razem z Mańkiem obserwowaliśmy uważnie,
czy się Krzysiek nie za mocno zaprzyjaźni z gadżetem. Oddał go w następnej sali.
Kolejny konflikt z Mańkiem wybuchł, kiedy mu dałam dla jakiegoś chłopca puzzle
z Monster High. To takie buro-filutowe mordy zmor.
- Zwariowałaś?! Dla chłopca takie coś?!
- A dla dziewczynki?!
- Jaki chłopiec chciałby takie badziewie?!
- Dziewczynce też takiego bym nie dała. Chciałbyś
dostać coś takiego?
- W życiu!
- No ja też!
Maniek łypnął okiem.
- A bo ty jesteś inna…
Sekundę zastanawiałam się, czy mnie obraził,
czy uhonorował, ale doszłam do wniosku, że zawsze chciałam być inna i wreszcie mam
potwierdzenie, że mi się udało :P Specjalnie dla Mańka umieszczam tu
instrukcję, jak odróżnić, dla jakiej płci dedykowana jest zabawka. :D
Dla kogo zabawka :P |
Król Michał i narybek :) |
Prezenty znikały dość szybko. Spotkaliśmy znajomą naszego
Hammer of the Year z maluszkiem (ogólnie trochę znajomych różnych Husarzy
spotykaliśmy po oddziałach, ale nie zanotowałam wszystkich przypadków). Pozostawialiśmy
coraz więcej roześmianych twarzy. Na jednym z oddziałów dzieci przymierzały z radością husarskie stroje. I największym zainteresowaniem wykazały się dziewczynki :P ( to do Mańka). Tatusiowie i dziadkowie - wniebowzięci, cykali zdjęcie za zdjęciem. Przy kolejnym zaczerpnięciu puzzli, jeden z
zawodników głęboko się zamyślił, wpatrując się w obrazek.
- Hmmm… Nie jestem pewien, czy to na pewno dla
dzieci…
Co tam jest? Zainteresowaliśmy się gwałtownie. Goła
baba? Okazało się, że nie… Na obrazku był zestaw napojów alkoholowych. Z jednej
strony – obrazek fajny do układania (mówię z punktu widzenia układaczki), dużo
szczegółów… No ale z drugiej…
- Damy jakiemuś dużemu – decyzja zapadła, pudełko
poszło na bok.
Na oddział intensywnej terapii wejść mógł tylko
Mikołaj z prezentami. My mieliśmy na sobie zbyt wiele zarazków. Poczekaliśmy
grzecznie, aż odwali swoją robotę i zeszliśmy jeszcze na izbę przyjęć. Obdarowawszy
ostatnie chore dzieci, udaliśmy się do przebieralni. Kto tam co miał do
przebrania, to przebrał, pożegnaliśmy się serdecznie i ustaliliśmy, że trzeba
zrobić po nowym roku w Elefunku lub Pinokio jakąś imprezę podsumowującą. Zwłaszcza,
że zainteresowani wzięciem udziału w procesie rozdawniczym, którzy nie mogli
przyjść, strasznie jęczeli na pw, że taka fajna impreza ich ominęła (stękanie
się nasiliło po opublikowaniu zdjęć :P). Obiecałam, że to nie ostatni nasz kontakt
z ekipą z PUM. Tym bardziej, że ekipa też była zainteresowana. :)
Everybody :) |
Akcję uważam za bardzo udaną. Komplety gier dla
różnych przedziałów wiekowych zamieszkały na czterech oddziałach, chore dzieci
udało się na moment przenieść do krainy bez igieł i tabletek, a my przy okazji
świetnie się bawiliśmy.
Kolejny raz dziękuję Piotrowi za zmontowanie takiej
fajnej drużyny, zawodnikom za liczne
przybycie i entuzjastyczny udział w imprezie, ekipie z PUM – za współudział w
przestępstwie, dzięki czemu udało się więcej, wyżej, dalej, a Monice – jak zawsze
– za całokształt. :)
Ilość ulubionych zawodników rośnie w postępie
geometrycznym :)
p.s. Mamy kandydatkę do drużyny :)
Nada się? :) (pytanie retoryczne :D) |
Durny program czcionkę mi zmienił, choć w części technicznej ciągle jest wszystko jedną zapisane :P
OdpowiedzUsuńI żeby nie było wątpliwości - uwielbiam dyskusje z Mańkiem, zresztą tak samo, jak jego wesołą osobę :D
OdpowiedzUsuń