czwartek, 2 kwietnia 2015

1. Magiczne właściwości maści na ból d...

Mecz w Białymstoku był dla mnie niedostępny odległościowo. Dla większości kibiców Husarii zresztą też. Może gdyby ktoś odpowiednio wcześnie rzucił hasło i spróbował ogarnąć transport, zebrałoby się kilkanaście chętnych osób, ale jak zwykle - myśleć zaczęliśmy za późno. Husaria pojechała sama.
Nie pamiętam, kiedy to się zaczęło, ale chyba jeszcze przed rozpoczęciem sezonu. Co bardziej ekstremalni kibice obu drużyn przekazywali sobie w necie magiczną tubkę maści na ból dupy, w celu złagodzenia bolesnego swędzenia, które niechybnie wystąpi po meczu u przegranych. Zacietrzewienie niektórych sprawiało, że stawali się groteskowi, ale w dzisiejszych czasach im większy błazen, tym dalej jedzie, więc pewnie dlatego popisy przybierały na sile. Poprzednie dwa razy napięci Lowlandersi przegrali z napiętymi Husarzami, co sprawiło, że żądza mordu u niektórych wzrosła gwałtownie. Husaria chciała podtrzymania passy zwycięstw, Lowlandersi, co oczywiste, chcieli ją przełamać.
Przyłożenie Juniora na pięknym boisku LB
Białystok bardzo wsparł miejscową drużynę, co się miastu bardzo chwali, a czego osobiście trochę im zazdroszczę. Mają do dyspozycji fajny stadion i wydaje się, że na problemy ze sponsorami nie narzekają. Pewnie, że gdyby była większa kasa, mogliby jeszcze więcej zadziałać, ale cieszy, że w ogóle jest wsparcie. Bo w Szczecinie go nie ma.
Z całego tego meczowego kołowrotka najbardziej mnie radowała transmisja na żywo, w internecie. Możliwość oglądania pojedynku, akcji, reakcji, punktów i tego wszystkiego, co się dzieje te prawie osiemset kilometrów stąd jest bezcennym darem, za który Lowlandersom bardzo dziękuję. Cyferki są nędzną namiastką, pozwalają bowiem śledzić wynik meczu, ale nie pokazują, co dzieje się na boisku.
Życiowe zawirowania sprawiły, że do komputera dorwałam się z piętnastominutowym opóźnieniem. Przewinęłam materiał z ględzenia, wysłuchując jedynie rozmowy z Olafem, aż do momentu losowania. Stwierdziłam, że dzięki temu łatwiej przetrwam przerwę, bo będzie dla mnie zwyczajnie krótsza.
Się dzieje...
Pierwszą kwartę oglądało mi się bardzo miło, podobnie jak początek drugiej. Irytowały głośne krzyki komentatora, zagrzewające do kibicowania, ale dawało się wytrzymać. Zwłaszcza, że Husaria szła jak burza i zdobywała przyłożenie za przyłożeniem. W drugiej kwarcie, przy stanie 0:21, po kolejnej kotłowaninie jeden z zawodników Husarii nie podniósł się z boiska. Dyskretnie zasłaniał numerek, więc spanikowana polazłam na fb, na husarską stronę, żeby się czegoś dowiedzieć. Tym bardziej, że byłam te kilkanaście minut opóźniona i tam mogli mieć już wiadomości co się stało, a na pewno - komu. Nie zawiodłam się. Przeczytałam, że leży Rossi. W tle z głośników komputera słyszałam, że wjeżdża karetka, więc poziom stresu wzrósł gwałtownie. W trakcie pakowania Rossiego do środka transportu przeczytałam facebookową dyskusję, zdaje się, że na pasjonatach. Któryś wielbiciel Husarii już po drugim TD cieszył się z wygranego meczu, ktoś wkleił kolejną tubkę magicznej maści. Mało mnie szlag nie trafił, kiedy to przeczytałam. Każdy mecz, który oglądałam, a w którym ktoś (komentatorzy, eksperci, kibice) stwierdził, że już mamy wygraną, natychmiast zaczynaliśmy przegrywać. Tak było na ME w siatkówce mężczyzn w 2007, tak było w MŚ mężczyzn w piłce ręcznej, tak było nawet ze skokami narciarskimi. Za komentarze tego typu siatkarscy kibice jechali komentatorów tak, że po jakimś czasie sami zaczynali się uciszać, kiedy komuś się durnowato wyrywało. Naszych to nie nauczyło niczego. Nie mówię, jakim trzeba być specjalistą, by zakładać po 20 minutach meczu, że wszystko już wiadomo, ale odnoszę wrażenie, że nawet ktoś, kto był na meczu pierwszy raz nie ośmieliłby się pierniczyć takich farmazonów. Ale jednak ktoś wiedział lepiej. Tak gościu, to Twoja wina :P
Już za chwileczkę, już za momencik...
Po zabraniu Rossiego gra nam się posypała. Może zaczęliśmy popełniać więcej błędów, może Lowlandersi zaczęli lepiej grać, a może jedno i drugie - zapytam ekspertów, kiedy się z nimi spotkam. Prawda jest taka, że pierwszy TD Lowlanders zdobyli w momencie, kiedy ja czytałam komentarze o maści dla Białegostoku. Ironia.
Gospodarze rozkręcali się, choć Husaria nie oddawała im pola zbyt szybko. Nasza ofensywa radziła sobie całkiem nieźle i wiele chwil spędziliśmy bezpośrednio pod polem punktowym Białegostoku, za to problemy pojawiały się w defensywie. Zdaję sobie sprawę, że wypowiadam się z pozycji wygodnego fotela, ale tyle właśnie z niego widziałam.
Komentator zagłuszał prosząc o doping i w jednym momencie chętnie dziabnęłabym czymś ostrym operatora, bo kiedy Husaria podwyższała, my oglądaliśmy falę lowlandersowych kibiców. Ogólnie frustrację powiększał lęk o naszego ulubieńca, ale dotarły do nas w miarę pozytywne wiadomości od Moniki R, że chwilowo nie musi nosić męża na plecach. Czyli całkiem mu tej nogi nie urwało.
Na boisku działo się. Stan przedzawałowy mieliśmy na przemian z kibicami przeciwników, bo sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Już cieszyliśmy się z kolejnego przyłożenia, kiedy okazało się, że któryś nasz nabroił i nam je anulowano. Nie miałam sumienia pisać Rossiemu, że jesteśmy w plecy, powtarzałam sobie za to, że zwykle wygrywamy z Lowlandersami po horrorze. Wyraźnie brakowało na linii bocznej szczecińskich kibiców i chyba wszyscy wyrzucaliśmy sobie, że nie pojechaliśmy do Białegostoku. W końcu w porównaniu z Japonią to wcale nie było tak daleko...
Nie podobały mi się zachwyty komentatora niemal wyłącznie pod adresem zagranicznych zawodników LB, bo piał tak, jakby nikogo innego na boisku nie było. Rzeczywiście, byli mocną stroną swojej drużyny, ale Polacy w LB nie stali tam z pomponami! Pokazali się z bardzo dobrej strony także i oni i pomijanie ich w zachwytach odbieram jako niesprawiedliwość. Sami zagraniczni im tego meczu nie wygrali, dopiero drużyna jako komplet. :P
I kolejna radość :)
Czas nie chciał zatrzymać się w miejscu, więc nie udało nam się tym razem odrobić straty. Przegraliśmy mecz 36:29.
Nie pobiegłam dydolić żył tępym nożem, bo nie uważam, że stała się tragedia. Na pewno ci od tubek z pastą mają się czym martwić, bo dla nich musiała to być prawdziwa katastrofa. Nie tylko Husaria przegrała, ale jeszcze oni wyszli na głupków swoją butą i zacietrzewieniem. Niektórzy nie rozumieją, że brak szacunku dla przeciwnika potrafi sprawić, że porażka z nim będzie podwójnie bolesna. Przecież inaczej przegrywa się z silnymi, dobrymi, godnymi przeciwnikami, a inaczej z "łachami", "szmaciarzami", "lalusiami", "niedojdami" czy co tam jeszcze kibice są w stanie wymyślić. Widziałam takie spinanie się tyle razy, a ciągle mnie to bawi.
Nie podobał mi się także komentarz jednego z kibiców o bambusach i premii w bananach. Rasizm to obrzydliwa forma przemocy, której zwłaszcza w FA być nie powinno. Nie znam amerykańskiego klubu, w którym grają wyłącznie "aryjscy" zawodnicy. Jak to możliwe, że z takim podejściem można ten sport oglądać, pozostaje dla mnie tajemnicą. Faktem jest, że amerykańscy zawodnicy w PLFA nie tylko  zdobywają punkty dla swoich drużyn, ciężko pracując na ich wygrane, a nasze - kibiców - radości, ale także dzielą się wiedzą z zawodnikami, podnosząc poziom naszej ligi. Powinniśmy ich szanować choćby za to, jeśli nie ze zwykłej, ludzkiej przyzwoitości. Wstyd. I dodam od razu, zanim mi ktoś napisze, że to takie żarty były - to nie są żarty. W zeszłym roku większość z nas brała udział w antyrasistowskiej akcji i oficjalnie dzieliliśmy się wszędzie bananami, uznając zachowania na boisku od nożnej za niedopuszczalne. To ten sam rodzaj "żartu".
Rossi przed...
Ogólnie bardziej martwię się nogą Rossiego niż tą przegraną. Husaria walczyła dzielnie, mecz był wyrównany, do ostatniej chwili nie było wiadomo, jakim wynikiem się skończy. Akceptuję przegraną po walce. Na pewno zostanie przeanalizowany, sztab szkoleniowy wyciągnie wnioski, wprowadzi stosowne korekty. Myślę, że niektórym przyda się ten kubeł zimnej wody. Choćby tym, co to tak hojnie te tubki rozdawali.
Podobało mi się zainteresowanie Lowlandersów naszym poszkodowanym. Taki sport chcę oglądać  -walkę na boisku, uśmiech życzliwości poza nim, szacunek do siebie wszędzie. I bardzo podobało mi się, że nasza drużyna nie musi grać na jednego zawodnika. Widać było poza Mario, Jamesem i Dylannem także Juniora(12), Michała (5), Mateusza (32), a także Kubę (92 - poprawiłam,po uwadze Kuby B; zamieszali mi tą zamianą pozycji, ciągle pamiętam pierwszy Białystok :D) i Kosmosa(39), który mnie zadziwił swoją obecnością tak, że aż musiałam się u jego żony upewniać, że gra, Ostatnio w jego odzieży był jakiś obcy mi Wiking.
Ogólnie - z nadzieją patrzę w przyszłość, choć zdaję sobie sprawę, że jeszcze kilka razy w tyłek dostać możemy. Mam nadzieję, że dzięki temu meczowi  MOŻEMY nie zmieni się w pewnik, a jeśli nawet, to znów - po wyrównanej walce.

Dziękuję pięknie Lowlanders Białystok za transmisję i szkolenie w sprawie maści. Jak widać - naprawdę ma magiczne właściwości - taka jest pięknie dwustronna. :D

Husarii Szczecin dziękuję za walkę do ostatniej chwili, za zaangażowanie, za emocje. Za wiele pozytywów, mimo negatywnego wyniku meczu. Jedziemy dalej :)


p.s. Moniki B nie było na meczu, umizgam się zatem do Moniki R o zgodę na wykorzystanie jej fotek, cob Wam trochę te literki ubarwić. :)

p.s. 2 Jest zgoda, są zdjęcia :) Dziękuję Moniko :)
Rossi po...
Wszyscy trzymamy Cię za kciuk Twojej nogi! A nie... Wszyscy wiedzą, że noga nie ma kciuka... Wszyscy trzymamy kciuki za Twoją nogę, Rossi :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz