sobota, 31 maja 2014

3. Szarża domowa ciężkiej jazdy polskiej.



Derby. To nie byle co. Przygotowania do tego meczu dla niektórych zaczęły się kilka lat temu. Dla większości  - kilka tygodni temu. Oczywiście – mówię też o kibicach. Plany dopingu, prace nad hasłami – każdy, komu bliski jest FA, przyłożył się do zadanego tematu, jak mógł. Każdy, poza zarządzającymi boiskiem, którzy zamiast wesprzeć – wywieźli w szmaty kolejowe trybuny i zmusili ponad 700 widzów do oglądania imprezy na stojąco. Jako kibicka –bardzo serdecznie dziękuję. Nic tak nie robi dobrze, jak stanie cztery godziny w pełnym słońcu. Oczywiście – jest to możliwość sprawdzenia determinacji kibiców, bo tylko naprawdę wierni wytrwają, ale chyba nie musimy już więcej ich testować, co? Większość dała radę… Bardzo proszę uwzględnić planowane przecież z dużym wyprzedzeniem mecze futbolu amerykańskiego i krzesełka raczej zdobywać w magistracie. W  Szczecinie są wielbiciele także innych dyscyplin, niż piłka nożna i upraszają o szacunek.


Impreza zaczynała się o godzinie 12.00, ponieważ tak ważne wydarzenie dla szczecińskiego futbolu zostało przygotowane przez Husarię jako ekologiczny festyn. Zabawy i konkursy dla dzieci, słodkie i niesłodkie przekąski, a także rozszerzający się asortymentowo z meczu na mecz sklepik Husarii pozwalały przetrwać do godziny 0, którą dla nas była godzina 13.00. Zawodnicy obu drużyn rozgrzewali się, dopracowując ostatnie rozegrania i inne takie, a mnie nosiło z nerwów. Przywitałam się z moim ulubionym Cougarsem, pogratulowałam dotychczasowej postawy, bo też nasz beniaminek idzie przez PLFA I jak burza – w momencie rozpoczynania meczu z Husarią był liderem w tabeli. Posiadając identyczny, jak moi ulubieńcy, bilans zwycięstw (byli niepokonani), miał znacznie lepsze wyniki punktowe. Moje marzenie o finale w Szczecinie nie jest, jak się okazuje,  wcale takie nierealne. :P
Kibice schodzili się powoli, nasza żeńska ekipa przybywała partiami z przygotowanymi przez nas gadżetami, a ja polazłam rozdawać kupony konkursowe. Klub kibica Husarii, czyli Husaria’s Helping Hands, w tym roku nagradza najlepszych, zdaniem publiczności, zawodników meczu z obu walczących drużyn. W poprzednim meczu ciężko było zbierać wyniki, przygotowałam zatem specjalne kupony, na których należało wpisać numerki wybranych graczy. Częścią papierków obarczyłam dziewczyny organizujące doping dla Kuguarów, żeby rozdały wśród „swoich”, a z częścią ruszyłam w publikę. Po dwudziestu minutach gęba mnie bolała od powtarzania tego samego w kółko. Zaczęłam gromadzić kibiców w większe ekipy, żeby oszczędzić na organie mowy… Z przygotowanych 1000 kuponów, w naród poszło 726 sztuk…
Cougars Szczecin, poza swoimi miejscowymi kibicami, mieli wsparcie od ekipy Grizzlies Gorzów Wlkp. Doping przygotowano profesjonalnie – Kuguary miały publikę w barwach drużyny, z szalikami, japońskie pałki do klaskania, bęben, zdrowe gardła i mocne łapska. I mojego brata :) Oraz córkę, bo się tam zapałętała jakoś przypadkowo, choć twierdzi, że neutralna :)
Husaria miała kibiców w barwach, z szalikami, pomponami, transparentami, gardła, łapska. I mnie. Moja bratanica miała inne obowiązki, więc Husaria musiała sobie poradzić bez niej. Doping leciał po przekątnej, my z jednej, oni z drugiej. Przy czym – u nas nie było słychać dopingu Cougarsów, mimo że widzieliśmy, że walą i drą się zdrowo, a nas ponoć nie było słychać u Cougarsowych kibiców, choć od wydawanych przez nas dźwięków ptaki padały w locie. Widać ogłuszał nas wszystkich wytwarzany hałas własny.
Nerwy mnie zżerały, zatem z ulgą powitałam rozpoczęcie meczu, licząc, że za chwilę mi przejdzie. Nic z tego. Kuguary wystartowały pięknie, kilkoma sprawnymi ruchami pokonując boisko na durch i zdobywając pierwsze w meczu przyłożenie. Narożnik biało-czerwony oszalał z radości, szaro-bordowy jęknął rozczarowany. Niektórzy ręce zaczęli załamywać, ale zapobiegłyśmy opadowi rąk. Husaria wszak jest to ciężka jazda. Ciężka jazda musi mieć chwilę i trochę przestrzeni, żeby się rozpędzić. Właściwie chyba wszystkie mecze zaczynała od straty punktów… Ale kiedy się już rozpędzi, to spróbujcie zatrzymać!
Wynik końcowy był daleko, wszak mecz się dopiero rozpoczął, ale jak się okazało – moje nerwy były zagrożone do samego końca. Nie tyle obawą o wynik, ile faktem, że na boisko wyszyły prawie wszystkie nasze połamańce… Jordon (16), ze swoim poskładanym niedawno obojczykiem, Kuba (34) z pięknie i długo operowanym palcem, BuLi (66) z kostką opakowaną niczym paleta wody mineralnej  - w taśmy, plastry, folie i skarpety… Zatrzymanie ich na ławce było zwyczajnie niemożliwe. A przynajmniej nikt się nie odważył :) Jak się okazało – było to bardzo dobre posunięcie, bo wszyscy trzej bardzo pięknie się w meczu zaprezentowali.
Cougars długo się prowadzeniem nie cieszyli, bo Kuba (34) szybko im się zrewanżował, a Przemek (83) dobił do remisu. Potem Husaria grała już tylko lepiej. Moje osobiste spostrzeżenie jest takie, że defensywa gra znacznie efektywniej, kiedy pojawia się w niej Rossi (57). Jakoś tak bardziej ogarnięci są, kiedy nad nimi stoi, trudniej się przez nich przebić i szybciej wyłapują tych lotnych po bokach.  Ofensywa całkiem dobrze sobie radzi, zwłaszcza od kiedy Juniora (12) wsparł Jordon (16). Liczymy na szybki powrót naszego drugiego QB, potrąconego w sparingu z Kozłami.  Wprawdzie przy szarży Mańka (25) prosto w środek Kuguarowej linii mało zawału nie dostałam, ale wchodził trochę jak drzazga w tyłek… Niby tyłek stawia opór, ale drzazga się nie cofa… Zatrzymała go w końcu cougarsowa góra mięsa, ale co uszarpał, to jego. Był taki moment, kiedy drapieżne koty napadły na Kosmosa (39) i wtedy uaktywniła się u nas Agnieszka. Uwielbiam obserwować reakcje „drugich połówek”. :) Normalnie – mord w oczach. Nie darmo przy polowaniu na lwy najpierw zabija się samice. :D Grono partnerek było reprezentowane bardzo licznie, także z kolejnym pokoleniem, przyodzianym stosownie do okazji. Te, które nie mogły przybyć, bo jakieś bezmyślne organizmy zaplanowały dla nich egzaminy, podczytywały wieści w internecie, wklejane przez litościwą Agnieszkę Kosmosową.
Bardzo nam było żal dziewczyn, które z tego miejsca serdecznie pozdrawiam. 
W drugiej kwarcie Jordon podbił wynik na tabeli do 21:7, choć nie było tak łatwo, jak się wydaje. Cougars spinali się i pokazywali kły, tylko punktów wyszarpać nie dali rady. Publika wspierała gorąco oba zespoły i każdy, gdyby mógł pomóc, przetransferowałby na boisko całą swoją energię, nawet gdyby miał później leżeć przy linii jak skórka z banana.  Niestety, na razie takie rozwiązania nie są możliwe, zawodnicy zatem musieli radzić sobie sami. Rozpędzona Husaria radziła sobie lepiej i lepiej, z Kuguarów jakby schodziło powietrze.
W przerwie meczu pięknie pokazała się młodziutka ekipa taneczna, która z wdziękiem zajęła uwagę publiczności. Rozstrzygnięto konkurs na najpiękniejszy karmnik i kilka innych konkurencji sportowych, rozdano nagrody, w sklepiku Husarii wykupiono chyba większość koszulek, bo jakoś pustawo było na stołach, zjedzono potworną ilość lodów, gofrów, kiełbasek i co tam się dało ugryźć, po czym wróciliśmy do futbolu.
Wynik meczu rozstrzygnął się w trzeciej kwarcie, kiedy to Husaria zdobyła dwa kolejne przyłożenia. Było to bardzo miłe ze strony zawodników, bo po trzeciej kwarcie z Anią musiałyśmy policzyć głosy kibiców w naszym konkursie. Ciężko było się odwrócić plecami do boiska, ale inaczej nie dałybyśmy rady. Gdyby jeszcze w tym czasie odbyły się jakieś spektakularne akcje, chyba by mnie szlag trafił. W następnym meczu musimy ten konkurs jakoś inaczej ogarnąć. Tym bardziej, że niektórzy kibice albo średnio zrozumieli, na czym polega, albo chcieli zademonstrować niechęć do przeciwnika. Na kuponie było napisane „Zawodnik Husarii” i „Zawodnik Cougars”, a po tych wpisach zostawione było miejsce na numer wybranego zawodnika. Nagroda
była dla jednego zawodnika Husarii i jednego zawodnika Cougars. Nie mogło wygrać ani dwóch Husarzy, ani dwóch Kuguarów, więc wykreślenie gracza drużyny przeciwnej i wpisanie dwóch swoich nie dawało nic. Podobnie pominięcie gracza drugiej drużyny. Okazało się też, że nie wszyscy wybierali najlepszego, część wybrała swojego ulubionego, ponieważ spora grupa kuponów trafiła do plecaka jeszcze przed rozpoczęciem meczu. Podliczyłyśmy głosy, przy czym pragnę poinformować, że wśród zawodników Cougars Szczecin rywalizacja była zacięta, a o wygranej zadecydowały głosy kibiców Husarii, a zwłaszcza naszej ekipy. Zwycięzca bardzo przypadł nam do gustu i chyba z 10 głosów zebrał. Mam nadzieję, że mu to nie zaszkodzi :P
Mecz się skończył, drużyny podziękowały sobie oraz kibicom, wręczyłam przygotowane nagrody od publiczności. W Cougarsach zdobył ją Damian (65), w Husarii Kuba (92). Kuba wygrał miażdżącą przewagą głosów – jak widać, umiał zmobilizować znajomych :) Husaria w euforii szalała po okolicy, Cougars przybici porażką w milczeniu schodzili do szatni. Było mi ich żal, bo naprawdę walczyli bardzo dzielnie. Zastanawiałam się, czy nie zaszkodziło im to potworne nakręcenie się na wygraną, bo przy takim nastawieniu, kiedy coś nie idzie, człowiek bardzo szybko traci spokój. Opanowanie emocji jest kluczem do zwycięstwa i to na pewno Kuguary wiedzą. Tylko drugie dno w tym meczu mogło całkowicie zdominować głowy szczecińskich drapieżników. I wtedy im bardziej się starasz, tym bardziej nie wychodzi.
Oczywiście – bardzo się cieszę ze zwycięstwa mojej ukochanej drużyny, zwłaszcza, że kontuzje nas prześladują, co ją osłabia. W ostatnim meczu, na szczęście, karetka nudziła się potwornie. Trzynaste z kolei zwycięstwo to nie w kij dmuchał. Dziękuję panowie! :) Jestem dumna z ekipy, ale jeszcze bardziej jestem dumna z kibiców obu drużyn. Pokazali doping na poziomie, a jeśli pojawiały się jakieś niewłaściwe zachowania, były to incydenty jednostkowe, od razu pacyfikowane przez otoczenie. Mam nadzieję, że Cougars nie będą długo martwić się porażką i zmobilizują się szybko, bo zaraz kolejne spotkania. Ciągle mają szansę na miejsce na pudle, bo ciężko pracują i mają wielką wolę walki.  Marzenia się spełniają, więc moje o tych dwóch medalach w Szczecinie też może. To, że złota chcę dla Husarii, pewnie mnie dyskwalifikuje w kuguarowych oczach, ale trudno, jakoś będę z tym musiała żyć. :D Oni też będą musieli się pogodzić, że będę im kibicowała w pozostałych, nie derbowych meczach.
Dziękuję bardzo naszej kibicowskiej ekipie, bo bez nas na husarskich trybunach byłoby cichutko, zwłaszcza, że bęben dotarł do nas dopiero w drugiej połowie meczu. Dziewczyny – jesteście superowe! :) I oczywiście Monice, za piękne uzupełnienie mojego bloga, czyli jej fantastyczne fotografie. :)


I przy okazji... Załamała mnie informacja, że Junior wyjeżdża, zostawiając zapewne Husarię na pastwę losu. Pikuś Husarię, ale mnie! Bez zrobienia jego sylwetki! I skąd ja wezmę wiadomości o formacjach specjalnych?! Kto mi będzie wyjaśniał zawiłości zasad FA? Każdy, kogo pytam, odsyła mnie do Juniora! :/ Zaczęłyśmy z Moniką kombinować, jak go dorwać przed wyjazdem, ale okazało się, że nie zostawia nas na zawsze... To tylko wakacyjna wyprawa przed nim. :) :) :) :) :) Ufff.... 
Bójcie się rywale. I czytelnicy - ciągle będę pisała :D
Trzynaste kolejne zwycięstwo, wyprorokowane przez kibiców banerami, Husaria zapisała na liczniku. Czekamy na dwudzieste pierwsze :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz