Na mecz wybrałam się bez żadnych złych przeczuć,
ciekawa, jak z Sowami poradzą sobie nasze Kuguary. Leciałam z wywieszonym
jęzorem, nieomal z lasu, bo Spacerowa Niedziela z Klubem Kniejołaza zakończyła
się sporo później, niż planowałam, że się skończy. Dotarłam, zajęłam ostatnie
wolne miejsce na parkingu i za Agnieszką i Tomkiem ruszyłam w stronę trybun.
Ludzi jeszcze nie było zbyt wielu, miejsc do dyspozycji sporo, ale od razu
rzucało się w oczy, że poprzednio na trybunach siedziały wyjątkowe brudasy. Na
krzesełkach było pełno piasku i łup od słonecznika. Uwielbiam słonecznik, ale
nie znoszę syfu, który robią jego niechlujni konsumenci. Rzeczywiście - wielkim
problemem jest plucie łupami do woreczka, czy puszki po napojach. Normalnie
twarz urywa i ręce mdleją. :P Życzę
każdemu śmieciarzowi, żeby mu pluto tym syfem na wycieraczkę mieszkania, na
balkon, samochód i co tam jeszcze ma. Póki się nie nauczy, że otoczenie
zostawia się takie, w jakim chce się żyć. No chyba, że ktoś uwielbia
przylepione do portek łupki, szeleszczące pod nogami torebki po chipsach i
śmierdzące, rozkładające się jedzenie wokół. To wtedy proszę o stworzenie
sektora dla syfiarzy, bo jednak nie każdy jest zwolennikiem spędzania wolnego
czasu na śmietniku.
Cougars omawiają chwyty. |
Wracając do meczu… Usiadłam sobie przy Husarii, bo
zwykle siadam koło kogoś, kogo znam. Poza tym chciałam patrzeć, czy nie
rozrabiają. :P Drużyny rozgrzewały się,
przy naszej barierce akurat ćwiczyła Cougarsowa linia, co z racji mojej
sympatii do liniowych bardzo mi podpasowało. Po zakończeniu rozgrzewki część
Cougarsów i część Husarii przywitała się bardzo miło, co oczywiście szalenie mi
się podobało, po czym gracze poszli na koniec boiska po ostatnie wytyczne, a
oglądacze próbowali znaleźć mało oplute przez słonecznikożerców miejsca, żeby
tyłki posadzić. Mecz ciekawił mnie nie tylko jako mecz, ale chciałam też obejrzeć
grę Sów, z którymi Husaria wygrała tylko jednym punktem, doprowadzając kibiców
tkwiących przed monitorami komputerów do stanu przedzawałowego. Oraz oczywiście
– pierwszy mecz Cougars w tym sezonie, dostępny dla moich oczu. Rozumiem
różnicę między meczem wyjazdowym i na miejscu, wiem, że miejscowy zespół ma
handicap, który wynika nie tylko z grania na znanym sobie terenie, czy przy
wsparciu własnej publiczności, ale przede wszystkim z szerszego asortymentu
dostępnych zawodników. Nie każdy może sobie pozwolić na wyjazd, czasem wygrywa
praca, bo z czegoś żyć trzeba, a czasem nauka, bo profesorowie mogą nie być
miłośnikami sportu. Rozumiem słabszą dyspozycję na wyjeździe. Brałam poprawkę
na wszystko, dodatkowo i najmocniej na to, że ciągle na FA znam się bardzo
mało.
Wy się tu spokojnie opalajcie, a ja cichutko pobiegnę tam... |
Rozsiadłam się wygodnie na wyczyszczonym wcześniej
krzesełku i czekałam na rozpoczęcie meczu. Przyjezdni narazili mi się już na
początku, kiedy to do losowania wychodzili kapitanowie obu drużyn i jeden z
sowiej ekipy przyodział się na tę okoliczność w husarski szalik. Żerowanie na
lokalnych konfliktach jest dla mnie zupełnie niepotrzebną i niesportową
demonstracją. Nie podoba mi się, jako wielbicielce Husarii, używanie jej barw
do podbijania Cougarsowego bębenka. Dla mnie takie przedmiotowe traktowanie
husarskiego szalika to brak szacunku, a także niewiara we własne siły.
Zrozumiałam przesłanie w ten sposób – chcemy wkurzyć zawodników Cougars
Szczecin, co z pewnością zaowocuje błędami na boisku. Wniosek – bez tego nie
wygramy. :P Formalnościom stało się
zadość i odpowiednie formacje zawodników weszły na boisko. Nie latały we mnie
jakieś szalone emocje, bo jednak znam tylko jednego Cougarsa i moje
przywiązanie do tej drużyny jest znacznie słabsze, niż do Husarii, ale coś tam
jednak się tliło. Początek meczu był średnio fascynujący. Po przypomnieniu
sobie Juniorowego wykładu o pozycjach skupiałam się na rozpoznawaniu funkcji
zawodników i obserwowaniu gry z punktu widzenia skuteczności ich reakcji. Różnie
było. Raz szło, raz nie, raz widziałam, co się dzieje, drugim razem wszystko
zasłaniali przesuwający się wzdłuż linii rezerwowi Owls. Pierwsze przyłożenie w
meczu zaliczyli goście.
W pewnym momencie Cougars ruszyli i po akcji
podsunęli się pod pole punktowe przeciwnika. Jakieś zamieszanie z tego tytułu
wynikło, z mojego miejsca średnio widoczne, bo był to drugi koniec boiska. Karę
otrzymał zawodnik gości i w zasadzie od tego momentu mecz oglądało mi się
bardzo nieprzyjemnie. Zawodnik ukarany podjął dyskusję z sędziami, że się tak
dyplomatycznie wyrażę, co zaowocowało kolejną karą, a później wywaleniem go z
boiska. Konsekwencją wydarzeń był bardzo brzydki mecz. Trener Sów wbiegał na
boisko, a kilku zawodników zachowywało się, delikatnie mówiąc, niegrzecznie. Kwestionowano
już każdą decyzję sędziów, chyba, że czepili się Cougarsów. Do końca pierwszej
połowy Sowy zarobiły 60 jardów kar za złe zachowanie.
Rozumiem, że można się z decyzją sędziego nie zgadzać,
rozumiem, że można być wściekłym, ale nie rozumiem, dlaczego nie można zachować
komentarzy dla siebie, zwłaszcza jeśli się wie, że można nimi zaszkodzić
drużynie. W żadnej ze znanych mi dyscyplin ganianie kadry po miejscu gry nie
jest akceptowane przez sędziów, skąd zatem zdziwienie, że lekkoatletyka trenera
Owls nie została przyjęta przez arbitrów z zachwytem??
Cougars nie dali się sprowokować i grali swoje.
Popełniali błędy, podobnie jak Sowy, tracili piłkę i odzyskiwali, ale zachowali
spokój, grali coraz lepiej i to przesądziło o ich zwycięstwie. Moim zdaniem od
usunięcia zawodnika nr 7 z boiska Owls pomylili przeciwnika w tym meczu. Nie
grali przeciwko Cougars, tylko przeciwko sędziom, a z nimi jeszcze nikt nie
wygrał. Sędzia nie może pozwolić sobie na akceptację chamstwa na boisku, bo
może dojść do zwykłej burdy, dlatego reagować musi od razu i ostro. Pytanie,
czy nie za ostro należy skierować do odpowiednich organów, natomiast dyskusja,
jaki wyraz czy gest jest wystarczająco obraźliwy, by sędzia mógł zareagować jest
dyskusją zbędną i jałową. Zdenerwowane Sowy popełniały coraz więcej błędów w
grze, co skrupulatnie wykorzystywały Kuguary, poprawiając nie tylko wynik
punktowy, ale i nastroje w drużynie. Bardzo się cieszę, że nie dali się
sprowokować i grali swoje. Jako kibicka od zawodników oczekuję nie tylko walki
na boisku, ale i odpowiedniego zachowania się. Chcę być dumna z drużyny, której
kibicuję, a nie się za nią wstydzić. Sowy chojrakowały przed meczem,
prowokowały husarskim szalikiem, ale w decydujących momentach nie potrafiły
zapanować nad emocjami. Dowiedziałam się, że wśród nich jest wielu zawodników,
którzy jeszcze rok temu grali w ekipie juniorów. Może to im puściły nerwy, nie
wiem, ale od tego są starsi i bardziej doświadczeni, od tego jest też kadra, żeby
studzić emocje i kierować złość w odpowiednią stronę. Powtórzę za byłym
trenerem reprezentacji Polski w siatkówce, Raulem Lozano – sędzia może się
mylić, ale my musimy grać tak, żeby nam te pomyłki nie szkodziły. Przypominam,
że ten argentyński krasnal zdobył z naszymi wieżowcami srebro w mistrzostwach
świata i przez kilka lat utrzymywał bardzo wysoki poziom reprezentacji.
Festiwal sowiego chamstwa zakończyła piękna seria – wściekły rzut butelką o
ziemię, kopnięcie przez zawodnika schodzącego z boiska numerka oznaczającego
odległość jardową oraz prymitywny foch przy zwyczajowych podziękowaniach. Tylko
jedna Sowa wyszła naprzeciw Cougarsom, żeby uścisnąć sobie dłonie. Gratuluję
kultury, współczuję kolegów. Sowie zachowanie na szczecińskim boisku było dla
mnie szczeniackie i pokazało, że nie dorośli do gry w oficjalnych rozgrywkach.
Przegrywać też trzeba umieć, zwłaszcza, gdy się przegrywa na własne życzenie.
Błędy sędziowskie nie powinny absolutnie wpływać na ich zachowanie w stosunku
do Cougars, bo nie oni za te błędy odpowiadają. Zamiast się spiąć, jak to zrobiła
Hiszpania w 2007 roku, kiedy wściekła na pomyłki sędziów korzystne dla
przeciwnika pokonała w finale ME siatkarzy Rosję, wywalali złość na prawo i
lewo. Zaszkodzili atmosferze w zespole i odwrócili uwagę graczy od tego, po co
rzeczywiście przyjechali.
Bardzo się cieszę, że szczecińska drużyna wygrała.
:) Nie wiem, czy się za mocno nie rozpędzam w marzeniach, ale szalenie podoba
mi się myśl „złoto dla Husarii i srebro dla Cougars po finale na Witkiewicza”. :) Gratuluję zwycięzcom zimnej krwi i
dziękuję, że pokazali klasę. Można by nadąć balonik jeszcze bardziej i
rozprzestrzenić teorię, że dobro zwycięża, a zło jest ukarane (piję do
husarskiego szalika na wstępie), ale bez przesady z tą propagandą. :) Nerwowym
zawodnikom gości proponuję przerzucenie się na szachy. Tam zwyczajowo rezultat
meczu zależy od zawodnika, a sędziowie w większości turniejów mają zadania
głównie formalne. Choć serio mówiąc, mam nadzieję, że przeanalizują swoje
zachowanie w szatni i wyciągną wnioski z tego, co się stało. Jestem pewna, że
gdyby bardziej zajęli się grą, a mniej arbitrami, szczecinianie mieliby większy
problem z pokonaniem ich.
Dziękuję Cougarsom za mecz, a części Husarii za
wspólne kibicowanie naszym :P
Więcej zdjęć jak zawsze -u Moniki :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz