Kolejnym
okazem z husarskiej kolekcji jest Jakub, zwany też Czarnym. (Ciekawe, dlaczego
tak rasistowsko?? :)) Jest to zawodnik, z którym przegadałam najwięcej czasu,
omówiłam najwięcej tematów i ogólnie "gadaniowo" mam z nim największy
kontakt. Pojęcia nie mam, dlaczego, może po prostu wariaci się przyciągają.
Kubę
poznałam przy okazji pamiętnego karaoke, na którym to Husaria popisywała się
wokalnie dla dobra dzieci ze szczecińskiego hospicjum. Tak uczciwie, to dla
dobra dzieci powinniśmy siedzieć cicho, ale na szczęście nie musiały nas
słuchać. Jak we wszystkich dotychczasowych akcjach Husarii było jak lodu, tak
na występy śpiewacze przyszło ich tylko trzech. W tym Czarny. Co się okazało w
trakcie wieczoru? Twarz mu się nie zamykała równie mocno, jak mnie. Na pierwszy
rzut oka porośnięty dziczą
szczeciną macho, omiatający powłóczystymi spojrzeniami co atrakcyjniejsze kobiety w okolicy, na drugi rzut oka- wesoły wariat, skłonny do bardzo zaawansowanych wygłupów, jeśli tylko znajdzie się towarzystwo. Na karaoke wykazał się nie tylko posiadaniem głosu, ale i niezłą plastyką ciała - tanecznie jest naprawdę ogarnięty, przynajmniej w solówkach (w duetach go jeszcze nie widziałam, ale się czaję i podglądam). Niech Was nie zmyli jego poważny wygląd... Reprezentuje w drużynie pokolenie gówniarzy, co łatwo sprawdzić na oficjalnej stronie. Szalenie kontaktowy i bardzo towarzyski. Przegadaliśmy wystarczająco dużo czasu, żebym mogła przekonać się, w jak wielu sprawach mamy absolutnie różne zdanie i że nam to zupełnie nie przeszkadza. Od samego początku, bez umawiania się, przyjęliśmy założenie, że nie będziemy się nawzajem zmieniać i nawracać i bardzo dobrze to działa. Kiedy dochodziliśmy do ściany, on z jednej strony danego problemu, ja z drugiej, zwykle radośnie konstatowaliśmy, że się nie zgadzamy zupełnie do końca i nieodwołalnie.
Podejmowaliśmy próbę przekonania przeciwnika, po czym przechodziliśmy do innego
tematu. Ja z nadzieją, że on dorośnie i zmądrzeje, on chyba z przekonaniem, że
starawe blondynki są nie do naprawienia. W każdym razie - jest wiele tematów,
które nas łączą i równie dużo takich, przy których stoimy po dwóch stronach
barykady. Ale niczym w siebie nie rzucamy. :) Lubię, kiedy Kuba jest na
treningu czy spotkaniu, bo wita się ze mną z wielkim entuzjazmem, nie ważne -
szczerym, czy udawanym. To jakoś tak dowartościowuje człowieka, kiedy na jego
widok innemu ludziowi micha się cieszy.
szczeciną macho, omiatający powłóczystymi spojrzeniami co atrakcyjniejsze kobiety w okolicy, na drugi rzut oka- wesoły wariat, skłonny do bardzo zaawansowanych wygłupów, jeśli tylko znajdzie się towarzystwo. Na karaoke wykazał się nie tylko posiadaniem głosu, ale i niezłą plastyką ciała - tanecznie jest naprawdę ogarnięty, przynajmniej w solówkach (w duetach go jeszcze nie widziałam, ale się czaję i podglądam). Niech Was nie zmyli jego poważny wygląd... Reprezentuje w drużynie pokolenie gówniarzy, co łatwo sprawdzić na oficjalnej stronie. Szalenie kontaktowy i bardzo towarzyski. Przegadaliśmy wystarczająco dużo czasu, żebym mogła przekonać się, w jak wielu sprawach mamy absolutnie różne zdanie i że nam to zupełnie nie przeszkadza. Od samego początku, bez umawiania się, przyjęliśmy założenie, że nie będziemy się nawzajem zmieniać i nawracać i bardzo dobrze to działa. Kiedy dochodziliśmy do ściany, on z jednej strony danego problemu, ja z drugiej, zwykle radośnie konstatowaliśmy, że się nie zgadzamy zupełnie do końca i nieodwołalnie.
To tu nie stało! |
Na nasze
spotkanie w celach wywiadowczych umówiliśmy się w małej knajpce i całą rozmowę
zastanawiałam się, czy coś mi się nagra, bo w tle na lodzie prygali łyżwiarze,
a w lokalu było dość gwarno. Początkowo Kubę to moje nagrywanie zaniepokoiło,
bo słusznie stwierdził, że za dwadzieścia lat wszystko co powie, może być użyte
przeciwko niemu, ale uspokoiłam go, że nic podobnego. Jeśli coś zostanie użyte
przeciwko niemu, to od razu. Kto by tam czekał tyle czasu, skoro jest okazja.
:)
Co by tu zmalować? |
O tym, że
w Szczecinie gra się w futbol amerykański i to w Husarii wiedział już pięć lat
temu, od kiedy zaczął studia w naszym pięknym mieście. Nośnikiem informacji o
drużynie był jeden z graczy, Bartek, z którym studiował. Z opowieści Kuby
wynika, że on pilnie studiował, a Bartek sprowadzał go na złą drogę, pokazując
filmiki, zdjęcia i inne dokumenty z husarskiej działalności i zachęcając do
dołączenia się. Wykręcał się, wciskając kumplowi kity, że jest słaby fizycznie
(oczywiście nie był, no bo jakże ;) ). Wreszcie uległ.
Zasady gry
poznawał z Wikipedii, Bartek trochę tłumaczył, ale uczciwie mówiąc, wszystkiego
uczył się dopiero, kiedy zaczął trenować z zespołem. Początkowo planował
dołączenie do drugiej szczecińskiej drużyny FA, Cougars Szczecin. Namawiał go
do tego kolega, z którym ćwiczył na siłowni. Zachwalał atmosferę, opowiadał,
jak fajnie jest u nich. Dodatkową zaletą wydawało się Kubie to, że grali ligę
niżej. Wymyślił, że pogra z nimi, a kiedy osiągnie jakiś tam poziom, łatwiej
będzie w Husarii. Deprawacji Czarnego i kompletnemu zepsuciu życiorysu
zapobiegła koleżanka z roku, Marta. Wojskowo-budowlanymi słowy wyjaśniła mu, z
kim się powinno trenować i dlaczego, więc odgrzebał telefon do Bartka i dotarł
na boisko. Pojawił się tydzień po rekrutacji, trochę wystraszony, że wszyscy
już wszystko wiedzą, a on zielony, niczym murawa, ale Olaf (główny trener
Husarii) uspokoił go i zdecydowanie zachęcił do pracy. Wydaje się, że skutecznie, bo trenuje już
drugi rok.
Tyle złomu! Trzeba tu trochę posprzątać! |
Bycie futbolistą ma wiele zalet... |
Jakub
bardzo się nakręca przed każdym treningiem. Słucha odpowiednio motywującej
muzyki, pije kawę, a potem nosi go po boisku. Dużo mu daje, że trenuje z
Mańkiem. Pieszczotliwie nazywa go małym nazistą, podkreślając, jak bardzo
motywujące są bezpośrednie i męskie zachęty ze strony kolegi. Poza treningami z
drużyną dodatkowo chodzi na siłownię, właśnie z Mańkiem, wykonując specjalne
zestawy ćwiczeń. Zauważył, że bardzo dobrze mu to robi na organizm. W zeszłym
sezonie odpuszczał siłownię, ze względu na drobne kontuzje, a teraz ciało już
jest zaprawione w boju i przygotowane na obciążenia, wynikające z gry. Jest
pewien, że w nadchodzącym sezonie pokaże się z najlepszej strony i zdobędzie
złoty krążek. Dla niego pierwszy, bo kiedy Husaria dotarła do półfinałów, on
musiał pracować za granicą, żeby zarobić na kolejny rok studiowania. Nie grał
wtedy i przyznaje, że czuł się gorzej, niż gdyby zerwał z dziewczyną.
Wyjeżdżając do Holandii umawiał się, że popracuje, przyjedzie do kraju na mecz
i wróci do pracy. Kiedy jednak nadszedł termin wyjazdu, kierownik nie wyraził
zgody na podróż, stwierdzając, że mają za dużo pracy. Dlatego zamiast pomagać
drużynie na boisku, cierpiał przy laptopie. Dostawał sms-y z wieściami, ale to
średnio pomagało. Gdy nie wyszedł także wyjazd do Białegostoku, to go mocno
podłamało. Cały sezon ciężko pracował, starał się, drużyna dotarła bardzo
wysoko, a na samym końcu coś go ominęło. To, co było strasznie ważne – przeszło
obok.
... i to jakich ładnych! |
Na boisku to już z górki. Wcześniej przyda się pomoc przyjaciół. |
Zderzenia
w czasie meczu są bardzo widowiskowe i na pewno atrakcyjne dla widzów. Trochę
mniej atrakcyjne są dla graczy (ciekawe, czemu :) ). Super jest, kiedy ma się
naprzeciwko siebie silnego, dużego przeciwnika i uda się go przejść. Wtedy duma
rozsadza.
Kuba
przyszedł do drużyny w momencie, kiedy Husaria zaczęła wygrywać wszystko. Nie
brał udziału w przegranym meczu. Trzyma kciuki, żeby dali radę powtórzyć ten
perfekcyjny sezon, bo wygrana fantastycznie smakuje, zwłaszcza gdy sporo sił i
zdrowia zostawiło się na boisku.
Czarny
uważa, że największą zaletą tej dyscypliny jest drużynowość. Nie ma tu miejsca
na indywidualności, każdy musi współpracować z kolegami i dawać z siebie
wszystko, żeby drużyna odniosła sukces. Dodatkowym atutem jest różnorodność
graczy. W zasadzie nie ma sylwetki, która dyskwalifikuje. Każdy, jeśli tylko
popracuje nad swoją kondycją i sprawnością, może grać w futbol amerykański. Wierzy,
że to młoda dyscyplina, która zyskiwać będzie coraz większą popularność,
rozwinie się i zadomowi w naszym kraju.
Drużynowość ważna jest nie tylko w grze. |
Zawsze był
otwarty. Nie lubi jak jest cicho, nudno, kiedy ktoś się separuje od grupy,
staje obok. Wtedy musi podejść, zagadać. Krytyczne uwagi w zespole przekazują
sobie i przyjmują bezpośrednio. Nie ma owijania w bawełnę, rąbie się słowami,
niczym siekierą. Życzliwość przede wszystkim :). Jest to najlepsza motywacja, żeby wziąć się
do pracy i pokazać, że wcale nie jest się łajzą. Nie ma co się na siebie
obrażać, bo przekazujący uwagę ma dobre intencje. Czarny przyjmuje je wszystkie
na klatę. Ma dystans do siebie i nie przeszkadzają mu uszczypliwości.
Zresztą - jego zdaniem - nikomu nie
przeszkadzają. Szermierka słowna również przyczynia się do budowania relacji w
drużynie.
Budowanie więzi to to, co Kubusie lubią najbardziej :) |
Znajomych
ma nie tylko w Husarii. Wolne chwile spędza albo z innymi graczami, albo ze
swoimi przyjaciółmi ze studiów. Jest otwarty na propozycje i jeśli tylko czas
pozwala, chętnie bierze udział w imprezach towarzyskich. W zeszłym roku szalał
dość dużo, ale w tym roku przystopował. Nie może po imprezie iść na siłownię,
bo by go sztanga zabiła, albo by mu Maniek głowę ukręcił, a i na treningu też
się nie wypada pokazać. Kiedy są dwa dni treningów i dodatkowo trzy dni spędza
na siłowni, na imprezy tak naprawdę właściwie nie ma czasu. Tu mogę
poświadczyć, bo kilka razy podsyłałam mu informacje o baletach organizowanych
przez medyków i zawsze mi pisał, że nie może, bo ćwiczy. :) Podstawowym
argumentem, żeby siedzieć w domu, zamiast szwendać się po knajpach, jest fakt,
że mistrzostwo trzeba będzie obronić, a już jeden medal przeszedł mu koło nosa.
W drużynie
jest prawie siedemdziesiąt osób i każdy jest inny. Trzeba się dogadywać, ale
nie jest to trudne. Każdy pamięta, po co przychodzi na treningi i nawet
najbardziej przeciwne charaktery potrafią ze sobą pracować. Jeśli są spięcia,
to małe i krótkotrwałe.
Pierwsze
sukcesy odnosił w pchnięciu kulą, kiedy jeszcze chodził do szkoły podstawowej.
Cieszyły zwłaszcza te osiągnięte wśród dużo starszych przeciwników. Miał też
dobre wyniki w bieganiu, co może się teraz niektórym wydawać niewiarygodne.
Odniósł spory sukces w sztafecie 4x100 m. W małej miejscowości ciężko o wielkie
zwycięstwa – czasem musiało wystarczyć, że się w ogóle grało. Największym
sukcesem sportowym jest niewątpliwie granie w Husarii. Być w drużynie każdy
może, ale żeby się utrzymać – na to trzeba dużo pracować. Sukcesem
pozasportowym Kuby było niewątpliwie dostanie się na studia. Przed nim
magisterka – tu też oczywiście wierzy w siebie. :)
Mama na
początku nie była zachwycona wybraną przez synka dyscypliną sportu - oglądała z
uwagą każdy siniak. Potem jednak zaakceptowała dziecko z jego skrzywieniem i
wybrała się przez pół Polski na mecz, który grali w Tychach. Rodzice Czarnego
pojawili się też na meczu w Szczecinie. Znajomi na początku nabijali się z
niego. Padały komentarze, że będzie ręczniki podawał i nosił wodę. Wśród Kuby
znajomych docinki są sposobem wyrażania sympatii. :) Teraz przychodzą na mecze
i wspierają go, kiedy się do nich przygotowuje. Zdarza się nawet pomoc w
postaci ciasteczka.
Studia dzienne, prace dorywcze i futbol amerykański wypełniają mu szczelnie cały grafik. Na pewno nie ma miejsca na drugi sport. Myślał o boksie, ale nie da się tego pogodzić czasowo. Godzenie wszystkiego jest często bardzo trudne. Jeśli mecze wypadały w sesji, to w ubiegłym roku rezygnował z egzaminów. Dwa razy zdarzyło się tak, że egzaminy były w poniedziałek, a w niedzielę wracali z wyjazdów. Oczywiście, dla dobrego samopoczucia brał notatki, ale nie czarujmy się – od trzymania ich w torbie wiedzy nie przybywa, a psychiczne przygotowywanie się do gry wyklucza ślęczenie nad zeszytem. Powrót po wygranym meczu także nie sprzyjał nauce, bezpieczniej zatem było ominąć egzaminy, niż się na nich kompromitować. W końcu gra się raz, a egzamin zawsze można poprawić.
Studia dzienne, prace dorywcze i futbol amerykański wypełniają mu szczelnie cały grafik. Na pewno nie ma miejsca na drugi sport. Myślał o boksie, ale nie da się tego pogodzić czasowo. Godzenie wszystkiego jest często bardzo trudne. Jeśli mecze wypadały w sesji, to w ubiegłym roku rezygnował z egzaminów. Dwa razy zdarzyło się tak, że egzaminy były w poniedziałek, a w niedzielę wracali z wyjazdów. Oczywiście, dla dobrego samopoczucia brał notatki, ale nie czarujmy się – od trzymania ich w torbie wiedzy nie przybywa, a psychiczne przygotowywanie się do gry wyklucza ślęczenie nad zeszytem. Powrót po wygranym meczu także nie sprzyjał nauce, bezpieczniej zatem było ominąć egzaminy, niż się na nich kompromitować. W końcu gra się raz, a egzamin zawsze można poprawić.
Husarskie
akcje poza boiskowe bardzo mu się podobają. Lubi być użyteczny, lubi, kiedy
ludzie się cieszą, że im się pomogło. W drużynie jest spora grupa chętnych,
włączających się w tego typu działania. Traktują to jako uzupełnienie
działalności. Wspominał akcję produkowania bud dla bezdomnych psów,
zorganizowaną przez Rossiego. Podobają mu się spotkania z dzieciakami, choć
przyznaje, że to organizmy bardzo wymagające. Mimo że małe i lekkie, potrafią
porządniej wymęczyć, niż trening.
Mały trybik w sprawnym mechanizmie Husarii. |
Przy
kibicach plącze się jak każdy. Najpierw twierdzi, że mu nie przeszkadzają, bo
zasadniczo absolutnie nie słyszy niczego, kiedy jest na boisku i działa. Po
chwili jednak przyznaje, że kiedy przy kolejnym wznowieniu nie ma się już siły,
a kibice zaczną wspierać drużynę głośnymi okrzykami, to bardzo pomagają. Dobry
kibic musi być głośny, wierny drużynie i musi przyjmować porażki ze spokojem.
Gdyby ktoś
go obdarował kupą pieniędzy, na pewno zaopatrzyłby Husarię w znakomity sprzęt.
Ten z najwyższej półki. Kaski, świetne stroje, wyposażenie… Po zakupach
wybrałby się na Malediwy. Usłyszał, że w ciągu najbliższych 50 lat mają
zatonąć, więc uważa, że warto się tam udać, zanim znikną. Lubi podróżowanie i
ma nadzieję, że dane mu będzie poszwendać się po świecie. Planuje wypad
autostopem po Europie, ale nie wie jeszcze kiedy i z kim.
Może z nimi pojedzie? |
Największym
życiowym zaskoczeniem było odkrycie, że kiedy jest wypluty kompletnie na meczu,
absolutnie jest pewien, że nie ma już sił, może zaprzeć się w sobie i jeszcze
nieźle podziałać. Świadomość posiadania takiej rezerwy jest często bezcenna.
Od życia
przyjmie szczęście. Takie ogólne – w miłości, w pieniądzach, we wszystkim.
Resztę ogarnie sam.
Czarny
jest wesołym wariatem, przy którym życie jest zabawą, a zasady futbolu
amerykańskiego są proste, jak paluszek z Lajkonika. Przyciąga do siebie ludzi
tym pozytywnym nastawieniem, bo łatwiej jest przy kimś, kto widzi szklankę w
połowie pełną. Nie polecam Jakuba osobom starszym, bo czas przy nim bardzo
szybko płynie, choć z drugiej strony - ponoć śmiech wydłuża życie… W każdym
razie jest to kolejne wielkie serducho w husarskiej ekipie i kolejny argument,
żeby się wybrać na mecz.
Więcej
mojego dzisiejszego bohatera – jak zwykle u Moniki. :)
p.s. Właśnie przeczytałam na facebooku, że Jakub dostał nagrodę za ciężką pracę na treningach. :)
A jaki jestem naprawdę? Sprawdź ;) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz