niedziela, 2 marca 2014

1. Jakub - ciężka praca się opłaca :)



Kolejnym okazem z husarskiej kolekcji jest Jakub, zwany też Czarnym. (Ciekawe, dlaczego tak rasistowsko?? :)) Jest to zawodnik, z którym przegadałam najwięcej czasu, omówiłam najwięcej tematów i ogólnie "gadaniowo" mam z nim największy kontakt. Pojęcia nie mam, dlaczego, może po prostu wariaci się przyciągają.
Kubę poznałam przy okazji pamiętnego karaoke, na którym to Husaria popisywała się wokalnie dla dobra dzieci ze szczecińskiego hospicjum. Tak uczciwie, to dla dobra dzieci powinniśmy siedzieć cicho, ale na szczęście nie musiały nas słuchać. Jak we wszystkich dotychczasowych akcjach Husarii było jak lodu, tak na występy śpiewacze przyszło ich tylko trzech. W tym Czarny. Co się okazało w trakcie wieczoru? Twarz mu się nie zamykała równie mocno, jak mnie. Na pierwszy rzut oka porośnięty dziczą
szczeciną macho, omiatający powłóczystymi spojrzeniami co atrakcyjniejsze kobiety w okolicy, na drugi rzut  oka- wesoły wariat, skłonny do bardzo zaawansowanych wygłupów, jeśli tylko znajdzie się towarzystwo. Na karaoke wykazał się nie tylko posiadaniem głosu, ale i niezłą plastyką ciała - tanecznie jest naprawdę ogarnięty, przynajmniej w solówkach (w duetach go jeszcze nie widziałam, ale się czaję i podglądam). Niech Was nie zmyli jego poważny wygląd... Reprezentuje w drużynie pokolenie gówniarzy, co łatwo sprawdzić na oficjalnej stronie. Szalenie kontaktowy i bardzo towarzyski. Przegadaliśmy wystarczająco dużo czasu, żebym mogła przekonać się, w jak wielu sprawach mamy absolutnie różne zdanie i że nam to zupełnie nie przeszkadza. Od samego początku, bez umawiania się, przyjęliśmy założenie, że nie będziemy się nawzajem zmieniać i nawracać i bardzo dobrze to działa. Kiedy dochodziliśmy do ściany, on z jednej strony danego problemu, ja z drugiej, zwykle radośnie konstatowaliśmy, że się nie zgadzamy zupełnie do końca i nieodwołalnie.
To tu nie stało!
Podejmowaliśmy próbę przekonania przeciwnika, po czym przechodziliśmy do innego tematu. Ja z nadzieją, że on dorośnie i zmądrzeje, on chyba z przekonaniem, że starawe blondynki są nie do naprawienia. W każdym razie - jest wiele tematów, które nas łączą i równie dużo takich, przy których stoimy po dwóch stronach barykady. Ale niczym w siebie nie rzucamy. :) Lubię, kiedy Kuba jest na treningu czy spotkaniu, bo wita się ze mną z wielkim entuzjazmem, nie ważne - szczerym, czy udawanym. To jakoś tak dowartościowuje człowieka, kiedy na jego widok innemu ludziowi micha się cieszy.
Na nasze spotkanie w celach wywiadowczych umówiliśmy się w małej knajpce i całą rozmowę zastanawiałam się, czy coś mi się nagra, bo w tle na lodzie prygali łyżwiarze, a w lokalu było dość gwarno. Początkowo Kubę to moje nagrywanie zaniepokoiło, bo słusznie stwierdził, że za dwadzieścia lat wszystko co powie, może być użyte przeciwko niemu, ale uspokoiłam go, że nic podobnego. Jeśli coś zostanie użyte przeciwko niemu, to od razu. Kto by tam czekał tyle czasu, skoro jest okazja. :)
Co by tu zmalować?
O tym, że w Szczecinie gra się w futbol amerykański i to w Husarii wiedział już pięć lat temu, od kiedy zaczął studia w naszym pięknym mieście. Nośnikiem informacji o drużynie był jeden z graczy, Bartek, z którym studiował. Z opowieści Kuby wynika, że on pilnie studiował, a Bartek sprowadzał go na złą drogę, pokazując filmiki, zdjęcia i inne dokumenty z husarskiej działalności i zachęcając do dołączenia się. Wykręcał się, wciskając kumplowi kity, że jest słaby fizycznie (oczywiście nie był, no bo jakże ;) ). Wreszcie uległ.
Zasady gry poznawał z Wikipedii, Bartek trochę tłumaczył, ale uczciwie mówiąc, wszystkiego uczył się dopiero, kiedy zaczął trenować z zespołem. Początkowo planował dołączenie do drugiej szczecińskiej drużyny FA, Cougars Szczecin. Namawiał go do tego kolega, z którym ćwiczył na siłowni. Zachwalał atmosferę, opowiadał, jak fajnie jest u nich. Dodatkową zaletą wydawało się Kubie to, że grali ligę niżej. Wymyślił, że pogra z nimi, a kiedy osiągnie jakiś tam poziom, łatwiej będzie w Husarii. Deprawacji Czarnego i kompletnemu zepsuciu życiorysu zapobiegła koleżanka z roku, Marta. Wojskowo-budowlanymi słowy wyjaśniła mu, z kim się powinno trenować i dlaczego, więc odgrzebał telefon do Bartka i dotarł na boisko. Pojawił się tydzień po rekrutacji, trochę wystraszony, że wszyscy już wszystko wiedzą, a on zielony, niczym murawa, ale Olaf (główny trener Husarii) uspokoił go i zdecydowanie zachęcił do pracy.  Wydaje się, że skutecznie, bo trenuje już drugi rok. 
Tyle złomu! Trzeba tu trochę posprzątać!
Kiedy zaczynał, to wiedział, że jest linia i jest coś z tyłu, że się tam rzucają na tych zawodników. Popatrzył, podrapał się po głowie i stwierdził, że sprinter to z niego raczej nie będzie, więc idzie na tę linię. Ewentualnie może być gdzieś z tyłu, ale nie tam, gdzie trzeba dużo biegać (tu znów nas coś łączy – nie znoszę biegania, biegam tylko zwiewając przed żywiołami lub drapieżnikami). Bał się bardzo, że go dadzą do ofensywy, a strasznie nie chciał grać w tej formacji. Uważał, że się do tego nie nadaje, popełniał za dużo błędów. Wymyślił sobie, że chciałby grać jako defensywny end. Czasem gra bliżej środka, ale zawsze na linii. Wśród swoich „grubasków” czuje się najlepiej. :) Kiedy pojawił się w drużynie, rywalizacja na jego pozycji była duża. Było wielu zawodników, każdy chciał się pokazać z jak najlepszej strony, trzeba było walczyć. Zaciskało się zęby i udawało, że nic nie sprawia większej przyjemności niż kolejne uderzenie. Teraz może nie tyle jest mniejsza rywalizacja, ile mniej zawodników na jego pozycji. Cieszy go walka o miejsce w drużynie, bo gwarantuje dobre przygotowanie zespołu do sezonu. Denerwują go ci, którzy do treningu podchodzą bardzo lekko. Stanowią potencjalnie słabe ogniwo. Sporo nowych dość szybko rezygnuje. Nie każdemu pasują terminy treningów, nie wszyscy chcą systematycznie i ciężko ćwiczyć, zwłaszcza, że aby naprawdę dobrze walczyć, warto też pracować samodzielnie, na siłowni na przykład. To pochłania dużo czasu, wymaga samozaparcia, wytrwałości, czasem wraca się do domu i zwyczajnie wszystko boli. Nie wszyscy decydują się na to, by podporządkować życie futbolowi.
Bycie futbolistą ma wiele zalet...
Jakub bardzo się nakręca przed każdym treningiem. Słucha odpowiednio motywującej muzyki, pije kawę, a potem nosi go po boisku. Dużo mu daje, że trenuje z Mańkiem. Pieszczotliwie nazywa go małym nazistą, podkreślając, jak bardzo motywujące są bezpośrednie i męskie zachęty ze strony kolegi. Poza treningami z drużyną dodatkowo chodzi na siłownię, właśnie z Mańkiem, wykonując specjalne zestawy ćwiczeń. Zauważył, że bardzo dobrze mu to robi na organizm. W zeszłym sezonie odpuszczał siłownię, ze względu na drobne kontuzje, a teraz ciało już jest zaprawione w boju i przygotowane na obciążenia, wynikające z gry. Jest pewien, że w nadchodzącym sezonie pokaże się z najlepszej strony i zdobędzie złoty krążek. Dla niego pierwszy, bo kiedy Husaria dotarła do półfinałów, on musiał pracować za granicą, żeby zarobić na kolejny rok studiowania. Nie grał wtedy i przyznaje, że czuł się gorzej, niż gdyby zerwał z dziewczyną. Wyjeżdżając do Holandii umawiał się, że popracuje, przyjedzie do kraju na mecz i wróci do pracy. Kiedy jednak nadszedł termin wyjazdu, kierownik nie wyraził zgody na podróż, stwierdzając, że mają za dużo pracy. Dlatego zamiast pomagać drużynie na boisku, cierpiał przy laptopie. Dostawał sms-y z wieściami, ale to średnio pomagało. Gdy nie wyszedł także wyjazd do Białegostoku, to go mocno podłamało. Cały sezon ciężko pracował, starał się, drużyna dotarła bardzo wysoko, a na samym końcu coś go ominęło. To, co było strasznie ważne – przeszło obok.
... i to jakich ładnych!
Przygotowania do meczu? Kilka dni wcześniej pojawia się pierwszy duży zastrzyk adrenaliny i Czarny zaczyna przewidywania, co będzie. Kiedy Olaf wypuści go na boisko, co zrobi, czy popełni błąd, czy da radę… Słucha muzyki, ogląda filmiki, motywuje się na wszelkie możliwe sposoby. Nie bez znaczenia jest wsparcie znajomych. Ich wiara w niego dodaje mu sił, poprawia pewność siebie. Kiedy słyszy „Czarny – wchodzisz”, serce wariuje, opada go stres, ale kiedy już biegnie po boisku, żeby zająć swoją pozycję, uspokaja się. Stara się nie pokazać po sobie żadnych niepokojów czy lęków, by nie ułatwiać pracy przeciwnikowi. Wtedy przestaje słyszeć, co ktoś z boku krzyczy, co się dzieje poza boiskiem. Na boisku muszą reagować na to, co robi przeciwnik. Przydają się rady doświadczonych kolegów, którzy podpowiadają, jaki ruch może wykonać zawodnik „wroga”. Bardzo pomocne są także przygotowane przed meczem wskazówki trenera, który odpowiednio wcześniej rozpracowuje drużynę przeciwną. Jeśli tylko się ich słucha, znacznie łatwiej jest poradzić sobie na boisku.
Na boisku to już z górki. Wcześniej przyda się pomoc przyjaciół.

Zderzenia w czasie meczu są bardzo widowiskowe i na pewno atrakcyjne dla widzów. Trochę mniej atrakcyjne są dla graczy (ciekawe, czemu :) ). Super jest, kiedy ma się naprzeciwko siebie silnego, dużego przeciwnika i uda się go przejść. Wtedy duma rozsadza.
Kuba przyszedł do drużyny w momencie, kiedy Husaria zaczęła wygrywać wszystko. Nie brał udziału w przegranym meczu. Trzyma kciuki, żeby dali radę powtórzyć ten perfekcyjny sezon, bo wygrana fantastycznie smakuje, zwłaszcza gdy sporo sił i zdrowia zostawiło się na boisku.
Czarny uważa, że największą zaletą tej dyscypliny jest drużynowość. Nie ma tu miejsca na indywidualności, każdy musi współpracować z kolegami i dawać z siebie wszystko, żeby drużyna odniosła sukces. Dodatkowym atutem jest różnorodność graczy. W zasadzie nie ma sylwetki, która dyskwalifikuje. Każdy, jeśli tylko popracuje nad swoją kondycją i sprawnością, może grać w futbol amerykański. Wierzy, że to młoda dyscyplina, która zyskiwać będzie coraz większą popularność, rozwinie się i zadomowi w naszym kraju.
Drużynowość ważna jest nie tylko w grze.
Jest uparty. To mu się bardzo przydaje w treningach i meczach. Jeśli do czegoś dąży, nie zwraca uwagi na bóle i kontuzje, zaciska zęby i pcha się dalej. Ambicja sprawia, że pracuje ciężko nad tym, żeby być lepszym. W Husarii nauczył się, żeby się nie poddawać. Są treningi, w czasie których bardziej doświadczeni zawodnicy ogrywają go, ale z porażek wyciąga wnioski. Takie momenty motywują go do cięższej pracy, uczą, że trzeba próbować, aż do skutku. Dobry gracz musi wierzyć w siebie. Ważna jest też systematyczność. Nie trzeba być silnym fizycznie, ale jeśli przychodzi się na wszystkie treningi, słucha wskazówek, wykonuje dokładnie zadane ćwiczenia, to prędzej czy później osiągnie się cel.
Zawsze był otwarty. Nie lubi jak jest cicho, nudno, kiedy ktoś się separuje od grupy, staje obok. Wtedy musi podejść, zagadać. Krytyczne uwagi w zespole przekazują sobie i przyjmują bezpośrednio. Nie ma owijania w bawełnę, rąbie się słowami, niczym siekierą. Życzliwość przede wszystkim :).  Jest to najlepsza motywacja, żeby wziąć się do pracy i pokazać, że wcale nie jest się łajzą. Nie ma co się na siebie obrażać, bo przekazujący uwagę ma dobre intencje. Czarny przyjmuje je wszystkie na klatę. Ma dystans do siebie i nie przeszkadzają mu uszczypliwości. Zresztą  - jego zdaniem - nikomu nie przeszkadzają. Szermierka słowna również przyczynia się do budowania relacji w drużynie.
Budowanie więzi to to, co Kubusie lubią najbardziej :)
Znajomych ma nie tylko w Husarii. Wolne chwile spędza albo z innymi graczami, albo ze swoimi przyjaciółmi ze studiów. Jest otwarty na propozycje i jeśli tylko czas pozwala, chętnie bierze udział w imprezach towarzyskich. W zeszłym roku szalał dość dużo, ale w tym roku przystopował. Nie może po imprezie iść na siłownię, bo by go sztanga zabiła, albo by mu Maniek głowę ukręcił, a i na treningu też się nie wypada pokazać. Kiedy są dwa dni treningów i dodatkowo trzy dni spędza na siłowni, na imprezy tak naprawdę właściwie nie ma czasu. Tu mogę poświadczyć, bo kilka razy podsyłałam mu informacje o baletach organizowanych przez medyków i zawsze mi pisał, że nie może, bo ćwiczy. :) Podstawowym argumentem, żeby siedzieć w domu, zamiast szwendać się po knajpach, jest fakt, że mistrzostwo trzeba będzie obronić, a już jeden medal przeszedł mu koło nosa.
W drużynie jest prawie siedemdziesiąt osób i każdy jest inny. Trzeba się dogadywać, ale nie jest to trudne. Każdy pamięta, po co przychodzi na treningi i nawet najbardziej przeciwne charaktery potrafią ze sobą pracować. Jeśli są spięcia, to małe i krótkotrwałe.
Pierwsze sukcesy odnosił w pchnięciu kulą, kiedy jeszcze chodził do szkoły podstawowej. Cieszyły zwłaszcza te osiągnięte wśród dużo starszych przeciwników. Miał też dobre wyniki w bieganiu, co może się teraz niektórym wydawać niewiarygodne. Odniósł spory sukces w sztafecie 4x100 m. W małej miejscowości ciężko o wielkie zwycięstwa – czasem musiało wystarczyć, że się w ogóle grało. Największym sukcesem sportowym jest niewątpliwie granie w Husarii. Być w drużynie każdy może, ale żeby się utrzymać – na to trzeba dużo pracować. Sukcesem pozasportowym Kuby było niewątpliwie dostanie się na studia. Przed nim magisterka – tu też oczywiście wierzy w siebie. :)
Mama na początku nie była zachwycona wybraną przez synka dyscypliną sportu - oglądała z uwagą każdy siniak. Potem jednak zaakceptowała dziecko z jego skrzywieniem i wybrała się przez pół Polski na mecz, który grali w Tychach. Rodzice Czarnego pojawili się też na meczu w Szczecinie. Znajomi na początku nabijali się z niego. Padały komentarze, że będzie ręczniki podawał i nosił wodę. Wśród Kuby znajomych docinki są sposobem wyrażania sympatii. :) Teraz przychodzą na mecze i wspierają go, kiedy się do nich przygotowuje. Zdarza się nawet pomoc w postaci ciasteczka.
Studia dzienne, prace dorywcze i futbol amerykański wypełniają mu szczelnie cały grafik. Na pewno nie ma miejsca na drugi sport. Myślał o boksie, ale nie da się tego pogodzić czasowo. Godzenie wszystkiego jest często bardzo trudne. Jeśli mecze wypadały w sesji, to w ubiegłym roku rezygnował z egzaminów. Dwa razy zdarzyło się tak, że egzaminy były w poniedziałek, a w niedzielę wracali z wyjazdów. Oczywiście, dla dobrego samopoczucia brał notatki, ale nie czarujmy się – od trzymania ich w torbie wiedzy nie przybywa, a psychiczne przygotowywanie się do gry wyklucza ślęczenie nad zeszytem. Powrót po wygranym meczu także nie sprzyjał nauce, bezpieczniej zatem było ominąć egzaminy, niż się na nich kompromitować. W końcu gra się raz, a egzamin zawsze można poprawić.
Husarskie akcje poza boiskowe bardzo mu się podobają. Lubi być użyteczny, lubi, kiedy ludzie się cieszą, że im się pomogło. W drużynie jest spora grupa chętnych, włączających się w tego typu działania. Traktują to jako uzupełnienie działalności. Wspominał akcję produkowania bud dla bezdomnych psów, zorganizowaną przez Rossiego. Podobają mu się spotkania z dzieciakami, choć przyznaje, że to organizmy bardzo wymagające. Mimo że małe i lekkie, potrafią porządniej wymęczyć, niż trening.
Mały trybik w sprawnym mechanizmie Husarii.
Przy kibicach plącze się jak każdy. Najpierw twierdzi, że mu nie przeszkadzają, bo zasadniczo absolutnie nie słyszy niczego, kiedy jest na boisku i działa. Po chwili jednak przyznaje, że kiedy przy kolejnym wznowieniu nie ma się już siły, a kibice zaczną wspierać drużynę głośnymi okrzykami, to bardzo pomagają. Dobry kibic musi być głośny, wierny drużynie i musi przyjmować porażki ze spokojem.
Gdyby ktoś go obdarował kupą pieniędzy, na pewno zaopatrzyłby Husarię w znakomity sprzęt. Ten z najwyższej półki. Kaski, świetne stroje, wyposażenie… Po zakupach wybrałby się na Malediwy. Usłyszał, że w ciągu najbliższych 50 lat mają zatonąć, więc uważa, że warto się tam udać, zanim znikną. Lubi podróżowanie i ma nadzieję, że dane mu będzie poszwendać się po świecie. Planuje wypad autostopem po Europie, ale nie wie jeszcze kiedy i z kim.
Może z nimi pojedzie?
Największym życiowym zaskoczeniem było odkrycie, że kiedy jest wypluty kompletnie na meczu, absolutnie jest pewien, że nie ma już sił, może zaprzeć się w sobie i jeszcze nieźle podziałać. Świadomość posiadania takiej rezerwy jest często bezcenna.
Od życia przyjmie szczęście. Takie ogólne – w miłości, w pieniądzach, we wszystkim. Resztę ogarnie sam.
Czarny jest wesołym wariatem, przy którym życie jest zabawą, a zasady futbolu amerykańskiego są proste, jak paluszek z Lajkonika. Przyciąga do siebie ludzi tym pozytywnym nastawieniem, bo łatwiej jest przy kimś, kto widzi szklankę w połowie pełną. Nie polecam Jakuba osobom starszym, bo czas przy nim bardzo szybko płynie, choć z drugiej strony - ponoć śmiech wydłuża życie… W każdym razie jest to kolejne wielkie serducho w husarskiej ekipie i kolejny argument, żeby się wybrać na mecz.
Więcej mojego dzisiejszego bohatera – jak zwykle u Moniki. :)

p.s. Właśnie przeczytałam na facebooku, że Jakub dostał nagrodę za ciężką pracę na treningach. :) 
A jaki jestem naprawdę? Sprawdź ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz